Paweł Sarna
Precyzja, po prostu. O poezji S. Heaneya (cz.2)
W poezji Heaneya oba te światy są przemieszane, żyjący nie mają tego „komfortu”, aby mieć swoich zmarłych z daleka od siebie. Dlatego też wspomnieniu regału na książki widywanego w dzieciństwie towarzyszą obrazy trumny i noszy do transportu zwłok (Regał). Heaney już we wcześniejszych tomach przywoływał często obrzędy pogrzebowe, wpisane w codzienność, te wiersze były wtajemniczeniem w kulisy przypadkowewej i tragicznej śmierci dziecka czy kogoś w bardzo młodym wieku. Rodzina zmarłego była w nich zawsze pokrzywdzona podwójnie: przez los i społeczeństwo. Naznaczona swoim bólem i cudzą winą. Znalazła się poza społecznością, po drugiej stronie bariery. Już samo przywdzianie żałoby odróżnia najbliższych zmarłego od reszty. Rodzina umarłego jest bliżej śmierci, jest przez nią dotknięta w sensie dosłownym. Nie wolno zakłócać jej spokoju, należy się też od niej odsunąć – jak najdalej. Tak jest i w najnowszej książce: „Osobni. Oddzieleni. Ale z przodu, najbliżej ołtarza,/ Jak panny młode […]. Uprzywilejowani, lecz nie budzący zazdrości” (Ciała i dusze). W Chorych nawiedzaniu obcowanie ze zmarłym, powinność wobec niego wiąże się z przemianą bohatera, napiętnowaniem go niezatartym wspomnieniem:
[…] chciał się jak gdyby wymknąć z kręgu dawnych widm,
Odrzucić to, co było w nim nieprzynależne,
Northumbriańskie, z krainy bagien – a co było
Takie do dnia gdy osiemnastoletni
I spełniający swą świętą powinność,
Szedł ulicami Hexam, z kijem w garści,
Z zadaniem sprowadzenia do domu zwłok stryja
Bydlęcym promem.
W Świetle elektrycznym Heaney doprowadził do prawdziwego mistrzostwa swoje od dawna stosowane techniki. Wspomnienia, przeszłość własna, oraz odkrywana przeszłość kolektywna, która wywiera wpływ na kulturę, są tworzywem dla budowania wielopiętrowych konstrukcji. Metoda polegająca na zestawieniu obrazów pochodzących z czasów odległych i bliskich, charakterystyczna dla tego poety, najciekawsze efekty daje w dłuższych utworach (Z torby, Świat znany, Imiona rzeczywiste, Regał, Chorych nawiedzanie, Światło elektryczne). Najłatwiej przybliżyć ją na przykładzie poematu Z torby, składającego się z czterech raczej luźno zestawionych cząstek. Pierwsza przywołuje obraz dzieciństwa, tego okresu życia, kiedy to należy dotknąć wszystkiego, powąchać, samemu się o wszystkim przekonać, zapytać, by dowiedzieć się, że: „Wszystkich nas przyniósł w torbie doktor Kerlin”. Następne dwie przynoszą zmianę perspektywy, refleksję na temat przeszłości, na którą poeta spogląda z perspektywy dalekiej, przez pryzmat kultury. Stabilność obrazu jest dodatkowo zaburzona, kiedy bohater zanurza się w sen:
Zobaczyłem doktora Kerlina przy oknie
Naszej spiżarni, z całkiem zaparowaną szybą:
Rysował na niej swoim dużym różowym palcem
Ludziki (kropki guzików szły równo przez ich torsy),
Płci żeńskiej też (tutaj kropki oznaczały piersi), a każdy
Posiadał zestaw czterech serdelkowatych kończyn,
Obwisłych, już się bowiem rozpływały. I kiedy doktor
Zanurzył znowu ręce w hojnych bąbelkach – miraculum:
W zagłębiu jego dużych, namydlonych, higienicznych dłoni
Wszystkie kawałki dziecka zrosły się w mokrą całość.
Ja też wziąłem się w garść i przyszedłem do siebie, choć zlany
Potem, mrugając oczami, dygocąc w bezwietrznym blasku.
Ostatnia cząstka poematu to również kolejna zmianą perspektywy czasowej. Przeszłość, wspomnienie rodzinnego domu, jest bardzo odległa. Ale jednocześnie obecna w teraźniejszości, kiedy: „Pokój, z którego ja i cała reszta wyszliśmy na świat,/ Pozostaje czystą realnością tu, gdzie stoję sama jeden,/ Opierając się upływowi czasu, a ona śpi […]”. Żeby posługiwać się taką techniką, trzeba mieć wiele za sobą. Trzeba mieć doświadczenie, po prostu.
Tomik Światło elektryczne jest zdecydowanie książką, która wyszła spod pióra Starego Mistrza – to się wyczuwa. I chyba nie przeszkadza zanadto, że Mistrz popada czasem w ton mentorski, albo że kiedy składa „hołd cieniom” Audena, Brodskiego, Herberta, uderza w patos jak w kościelny gong. „Byłeś jedynym z mieszkańców krainy północniejszej nawet niż wiatr,/ Ale najbliższej sercu Apollina: to do niej powracał każdej zimy” – pisze w wierszu Cieniowi Zbigniewa Herberta. To część rozrachunków Heaneya z historią, z literaturą, z samym sobą. Nie ma zbyt wiele podobnych wierszy w tomiku. Na szczęście, bo najpiękniej brzmi głos Seamusa Heaneya i głos Stanisława Barańczaka w tle, kiedy tak idą razem nad wodę, nad bagno. Gdy zaglądają i mówią do studni. Do samej głębi.
[…] chciał się jak gdyby wymknąć z kręgu dawnych widm,
Odrzucić to, co było w nim nieprzynależne,
Northumbriańskie, z krainy bagien – a co było
Takie do dnia gdy osiemnastoletni
I spełniający swą świętą powinność,
Szedł ulicami Hexam, z kijem w garści,
Z zadaniem sprowadzenia do domu zwłok stryja
Bydlęcym promem.
W Świetle elektrycznym Heaney doprowadził do prawdziwego mistrzostwa swoje od dawna stosowane techniki. Wspomnienia, przeszłość własna, oraz odkrywana przeszłość kolektywna, która wywiera wpływ na kulturę, są tworzywem dla budowania wielopiętrowych konstrukcji. Metoda polegająca na zestawieniu obrazów pochodzących z czasów odległych i bliskich, charakterystyczna dla tego poety, najciekawsze efekty daje w dłuższych utworach (Z torby, Świat znany, Imiona rzeczywiste, Regał, Chorych nawiedzanie, Światło elektryczne). Najłatwiej przybliżyć ją na przykładzie poematu Z torby, składającego się z czterech raczej luźno zestawionych cząstek. Pierwsza przywołuje obraz dzieciństwa, tego okresu życia, kiedy to należy dotknąć wszystkiego, powąchać, samemu się o wszystkim przekonać, zapytać, by dowiedzieć się, że: „Wszystkich nas przyniósł w torbie doktor Kerlin”. Następne dwie przynoszą zmianę perspektywy, refleksję na temat przeszłości, na którą poeta spogląda z perspektywy dalekiej, przez pryzmat kultury. Stabilność obrazu jest dodatkowo zaburzona, kiedy bohater zanurza się w sen:
Zobaczyłem doktora Kerlina przy oknie
Naszej spiżarni, z całkiem zaparowaną szybą:
Rysował na niej swoim dużym różowym palcem
Ludziki (kropki guzików szły równo przez ich torsy),
Płci żeńskiej też (tutaj kropki oznaczały piersi), a każdy
Posiadał zestaw czterech serdelkowatych kończyn,
Obwisłych, już się bowiem rozpływały. I kiedy doktor
Zanurzył znowu ręce w hojnych bąbelkach – miraculum:
W zagłębiu jego dużych, namydlonych, higienicznych dłoni
Wszystkie kawałki dziecka zrosły się w mokrą całość.
Ja też wziąłem się w garść i przyszedłem do siebie, choć zlany
Potem, mrugając oczami, dygocąc w bezwietrznym blasku.
Ostatnia cząstka poematu to również kolejna zmianą perspektywy czasowej. Przeszłość, wspomnienie rodzinnego domu, jest bardzo odległa. Ale jednocześnie obecna w teraźniejszości, kiedy: „Pokój, z którego ja i cała reszta wyszliśmy na świat,/ Pozostaje czystą realnością tu, gdzie stoję sama jeden,/ Opierając się upływowi czasu, a ona śpi […]”. Żeby posługiwać się taką techniką, trzeba mieć wiele za sobą. Trzeba mieć doświadczenie, po prostu.
Tomik Światło elektryczne jest zdecydowanie książką, która wyszła spod pióra Starego Mistrza – to się wyczuwa. I chyba nie przeszkadza zanadto, że Mistrz popada czasem w ton mentorski, albo że kiedy składa „hołd cieniom” Audena, Brodskiego, Herberta, uderza w patos jak w kościelny gong. „Byłeś jedynym z mieszkańców krainy północniejszej nawet niż wiatr,/ Ale najbliższej sercu Apollina: to do niej powracał każdej zimy” – pisze w wierszu Cieniowi Zbigniewa Herberta. To część rozrachunków Heaneya z historią, z literaturą, z samym sobą. Nie ma zbyt wiele podobnych wierszy w tomiku. Na szczęście, bo najpiękniej brzmi głos Seamusa Heaneya i głos Stanisława Barańczaka w tle, kiedy tak idą razem nad wodę, nad bagno. Gdy zaglądają i mówią do studni. Do samej głębi.
Paweł Sarna (stylizowany na Jerzego Połomskiego)
fot.
fot.
"Biały OjczeNasz" (Kraków 2002)
"Czerwony żagiel" (Kraków 2006)
"Przypisy do nicości. Poezja Zbigniewa Bieńkowskiego" (Mikołów 2010)