Marzanna B. Kielar
Wojciech Kuczok, ROZMARZANIE MARZANNY, recenzja książki "Umbra" [w:] Gazeta Wyborcza 12.12.2002 s. 15
Marzanna Kielar: Umbra. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Warszawa 2002; str. 67
Niemal równocześnie z nowym tomikiem naszej noblistki Wisławy Szymborskiej w księgarniach pojawiła się trzecia książka poetycka Marzanny Kielar, najwybitniejszej polskiej poetki pokolenia "bruLionu" i jego następców. Radzę skupić wzrok i wyłowić na półkach okładkę "Umbry". Mamy w tym wyborze wszystko, co u Kielar najlepsze - zarówno z mitycznej "Sacra conversazione" (ten debiutancki tomik już dziś jest rarytasem bibliofilów), jak i z niedawnej "Materia Prima", a także pięć całkiem nowych utworów.
To poezja przebudzeń: ziemi do życia, świata do światła, kobiety do mężczyzny. W liniach granicznych pór roku, dnia, wody i lądu, deszczu i skwaru odnajduje poetka żywotność materii nieożywionej, ale też podstawową cechę natury - przemijalność. Podmiot Marzanny Kielar tak dalece zharmonizował swoje istnienie z naturą, że jakby wtórnie wyzbył się świadomej śmiertelności - śmierci może się tylko dziwić; życie jest po to, żeby je w y ż y ć jak najpełniej, nie po to, by się zadręczać jego skończonością. Skończoność implikuje tęsknotę, a to przecież jeden z najwdzięczniejszych dla poezji stanów ducha.
To poezja stoickiej kontemplacji natury. Od rówieśników różni Marzannę Kielar to, że w miejsce modnej "fotograficzności" wierszy autorka dba o plastyczność, malarskość swojej frazy. O ile poeta-fotograf umie stosownie patrzeć na otoczenie, Kielar w p a t r u j e się w nie i w y p a t r u j e tego, co bez pomocy wiersza jest dla nas przezroczystą codziennością - jak wiatr, chmury, jak "powietrze zasypane mrozem". Na tej werandzie chciałoby się spędzić resztę życia, świat ogladając tylko jako odbicie w źrenicach poetki. Czytając Kielar, czuję się jak ślepiec z "Amelii", któremu bohaterka opowiada świat, a potem zostawia obezwładnionego powidokiem nagłej kondensacji barw i kształtów. Jak sobie poradzić bez tych wierszy z widokiem z okna?
Jezioro, las, współistnienie kobiety, mężczyzny i natury z dala od hałaśliwej cywilizacji - Kielar ma swój Walden; o tyle pełniejszy od Thoreauowskiego, że jest w nim miejsce na miłość, na to, by we dwoje być "...w harmonii z życiem, bez idei jakie powinno być, bez pragnień". Cały subtelny erotyzm liryki Kielar spełnia się w podwójności - w tej najpiękniejszej z liczb mnogich, która wystarcza za całą ludzkość. Granice świata są granicami ogrodu; jeśli tu w ogóle pojawia się człowiek, to tylko jako ogrodnik pielęgnujący rośliny lub też swój związek miłosny; uprawiający zioła i miłość z równym oddaniem.
Woda - naczelny żywioł kobiecy - wciąż pozostaje ulubionym tematem i figurą poetycką Kielar: jako morze, jezioro, a także pora przedwiośnia, odwilż, kiedy rozmarza również kobiecość, kiedy się dokonuje topnienie Marzanny (taki tytuł kiedyś wymyśliłem recenzentowi "Materii pierwszej").
Zniewalająco urodziwa książka; szkoda tylko, że tak mało w niej nowych wierszy...
WOJCIECH KUCZOK
Niemal równocześnie z nowym tomikiem naszej noblistki Wisławy Szymborskiej w księgarniach pojawiła się trzecia książka poetycka Marzanny Kielar, najwybitniejszej polskiej poetki pokolenia "bruLionu" i jego następców. Radzę skupić wzrok i wyłowić na półkach okładkę "Umbry". Mamy w tym wyborze wszystko, co u Kielar najlepsze - zarówno z mitycznej "Sacra conversazione" (ten debiutancki tomik już dziś jest rarytasem bibliofilów), jak i z niedawnej "Materia Prima", a także pięć całkiem nowych utworów.
To poezja przebudzeń: ziemi do życia, świata do światła, kobiety do mężczyzny. W liniach granicznych pór roku, dnia, wody i lądu, deszczu i skwaru odnajduje poetka żywotność materii nieożywionej, ale też podstawową cechę natury - przemijalność. Podmiot Marzanny Kielar tak dalece zharmonizował swoje istnienie z naturą, że jakby wtórnie wyzbył się świadomej śmiertelności - śmierci może się tylko dziwić; życie jest po to, żeby je w y ż y ć jak najpełniej, nie po to, by się zadręczać jego skończonością. Skończoność implikuje tęsknotę, a to przecież jeden z najwdzięczniejszych dla poezji stanów ducha.
To poezja stoickiej kontemplacji natury. Od rówieśników różni Marzannę Kielar to, że w miejsce modnej "fotograficzności" wierszy autorka dba o plastyczność, malarskość swojej frazy. O ile poeta-fotograf umie stosownie patrzeć na otoczenie, Kielar w p a t r u j e się w nie i w y p a t r u j e tego, co bez pomocy wiersza jest dla nas przezroczystą codziennością - jak wiatr, chmury, jak "powietrze zasypane mrozem". Na tej werandzie chciałoby się spędzić resztę życia, świat ogladając tylko jako odbicie w źrenicach poetki. Czytając Kielar, czuję się jak ślepiec z "Amelii", któremu bohaterka opowiada świat, a potem zostawia obezwładnionego powidokiem nagłej kondensacji barw i kształtów. Jak sobie poradzić bez tych wierszy z widokiem z okna?
Jezioro, las, współistnienie kobiety, mężczyzny i natury z dala od hałaśliwej cywilizacji - Kielar ma swój Walden; o tyle pełniejszy od Thoreauowskiego, że jest w nim miejsce na miłość, na to, by we dwoje być "...w harmonii z życiem, bez idei jakie powinno być, bez pragnień". Cały subtelny erotyzm liryki Kielar spełnia się w podwójności - w tej najpiękniejszej z liczb mnogich, która wystarcza za całą ludzkość. Granice świata są granicami ogrodu; jeśli tu w ogóle pojawia się człowiek, to tylko jako ogrodnik pielęgnujący rośliny lub też swój związek miłosny; uprawiający zioła i miłość z równym oddaniem.
Woda - naczelny żywioł kobiecy - wciąż pozostaje ulubionym tematem i figurą poetycką Kielar: jako morze, jezioro, a także pora przedwiośnia, odwilż, kiedy rozmarza również kobiecość, kiedy się dokonuje topnienie Marzanny (taki tytuł kiedyś wymyśliłem recenzentowi "Materii pierwszej").
Zniewalająco urodziwa książka; szkoda tylko, że tak mało w niej nowych wierszy...
WOJCIECH KUCZOK