Marzanna B. Kielar
*** (Pamięć, która podobno jest narodzinami...)
1.
Pamięć, która podobno jest narodzinami, zawsze (jej skalne iglice
i wydmy-echa...); myślę o nas na promie, dopływając do wyspy.
O tym, jak odgarniając mi włosy za ucho
szepnąłeś: „Pójdę do synagogi, podziękuję Mu, że dał mi ciebie” -
chwila, gdy miłość swoją śmiertelną część
dodaje do nieśmiertelnej.
Nocne niebo uskokiem
opada na wschód. I tam gdzie bazalt mroku jest cieńszy,
pocięty smugami erozji, świt przerasta czerwienią
krwi. Nie ma łagodnego przejścia między światłem i mrokiem.
Jest ogień i surowe czarne niebo. Pustynny pancerz morza. Szczelina,
wzdłuż której pęka ciało snu, odkrywając lodowy rdzeń.
2.
Las w głębi wyspy, karłowaty, bezlistny,
na klęczkach - gdy świt przekrwioną płetwą bije o horyzont.
I wylizywane źrebię - dzień - próbuje się podnieść w niewysokich krzewach,
a każdy ruch rodzi błyski słońca.
Patrzę jak na mgnienie przystaje na wprost morza -
i nie ma niczego, co by przeminęło.
Na skałach wiatr z piany wyjmuje skrzydła, niebo odsłania się, rozświetla
jak ciało po miłości, wyrzucone przez przypływ
na piach.
[z tomu "Umbra" 2002]
Pamięć, która podobno jest narodzinami, zawsze (jej skalne iglice
i wydmy-echa...); myślę o nas na promie, dopływając do wyspy.
O tym, jak odgarniając mi włosy za ucho
szepnąłeś: „Pójdę do synagogi, podziękuję Mu, że dał mi ciebie” -
chwila, gdy miłość swoją śmiertelną część
dodaje do nieśmiertelnej.
Nocne niebo uskokiem
opada na wschód. I tam gdzie bazalt mroku jest cieńszy,
pocięty smugami erozji, świt przerasta czerwienią
krwi. Nie ma łagodnego przejścia między światłem i mrokiem.
Jest ogień i surowe czarne niebo. Pustynny pancerz morza. Szczelina,
wzdłuż której pęka ciało snu, odkrywając lodowy rdzeń.
2.
Las w głębi wyspy, karłowaty, bezlistny,
na klęczkach - gdy świt przekrwioną płetwą bije o horyzont.
I wylizywane źrebię - dzień - próbuje się podnieść w niewysokich krzewach,
a każdy ruch rodzi błyski słońca.
Patrzę jak na mgnienie przystaje na wprost morza -
i nie ma niczego, co by przeminęło.
Na skałach wiatr z piany wyjmuje skrzydła, niebo odsłania się, rozświetla
jak ciało po miłości, wyrzucone przez przypływ
na piach.
[z tomu "Umbra" 2002]
♦ Ona
♦ Brzeg
♦ Lakes