Robert Rybicki
Recenzja Anny Kałuży z "masakry kalaczakry"
W kolorze
Robert „Ryba” Rybicki, Masakra Kalaczakra, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011.

Robert „Ryba” Rybicki jest autorem czterech książek poetyckich: zadebiutował Epifaniami i katatoniami w 2003 roku, w 2005 roku wydał Motta robali, potem Stos gitar (2009) i rok później Gram, mózgu. Sam siebie określa poetą happenerem, równie dobrze można go nazwać poetą eksperymentu oraz „wielobarwnego”, opartego na doświadczeniach surrealistów, obrazu.
W najnowszej książce uosobieniem barwności i ostrości kolorystycznej, a także dokonywanych przez podmiot eksperymentów, byłaby tytułowa „kalaczakra”, termin zaczerpnięty z tradycji buddyjskiej i oznaczający „krąg czasu” (podaję za: Wprowadzenie do Kalaczakry, wykład Dżhado Rinpocze (Jhado Tulku Rinpoche), Bodhgaja, styczeń 2002, przeł. Barbara Kropiwnicka). Tantra Kalaczakry, w przeciwieństwie do innych tantr, naucza bezpośrednio, mówi się tu o „niezmiennie wielkiej szczęśliwości,[która jest] skrajnie subtelnym umysłem czystego światła, który medytuje nad pustką” . Ten medytujący, skrajnie subtelny umysł, wspomagając się odpowiednimi „wizualizacjami”, pomaga nam „urzeczywistnić pustą formę” , „opróżnić” ciało. Praktyka Kalaczakry pomóc wydobyć własny potencjał, pokonać ograniczenia, wzmóc etyczną dyscyplinę, jest niezwykłym treningiem wyobraźni.
Czy to, co proponuje Rybicki w Masakrze Kalaczakrze to tantryczne wizualizacje, które w medytacji mają powiększyć nasze zdolności i wyćwiczyć umysł? Nie rozumiałabym tego dosłownie - medytacyjne praktyki służą tu raczej do myślenia o potencjale języka w poezji czy języka w ogóle. Podmiot tych wierszy dzięki określonej technice doświadcza różnych stanów, spośród których halucynacje i hipnozy należą do najłatwiejszych i najbardziej konwencjonalnych. Gdyby Masakra Kalaczakra miałaby być rodzajem wariancji na temat tantry, książka musiałby mieć inny tytuł, w którym słowo „kalaczakra” pojawiłoby się w dopełniaczu, a nie w mianowniku. Użyta forma sugeruje raczej ludyczną inspirację, zaznaczoną w współbrzmiącym „kra”, wronim dźwięku ludzkiego języka.
Wiedza, oświecenie, nieograniczony potencjał jednostki, przemierzającej swój umysł i ciało, „uczestniczącej” w postaciach buddy - to wszystko pojawia się w książce Rybickiego i tego nie można jej odmówić. Nietrudno byłoby także wskazać na jej ludyczno-nonszalancki gest - gdy tytułowa kalaczakra byłaby rozpoznana jako pewna knajpa we Wrocławiu lub gdy Rybicki wprost pisze, że zapomniał wschodnich terminów. Według mnie jednak patronuje książce przede wszystkim poetycka filozofia, znana od dawna, w ramach której wiersze mają służyć wprowadzeniu czytelnika w odmienne stany świadomości. Jak pisze Susan Sontag w swoim eseju Ameryka widziana na fotografiach, niejasno o tekstach Walta Whitmana: „wiersze te są funkcjonalne, przypominają mantry - środek przekazywania ładunków energii” (przeł. S. Magala). Sontag w kontekście amerykańskiego poety mówi o przepływie świeckiego natchnienia, pozytywna siła ma czytelników „uskrzydlić, wyrzucić ich na orbitę tak odległą, by mogli się utożsamić z przeszłością i ze wspólnotą amerykańskich pragnień”. Paradoksalnie, Rybicki bliski jest marzeniom Whitmana o zawiązaniu wspólnoty - jego sposób mówienia sprawia cały czas wrażenie mówienia do kogoś i dyskutowania z kimś, swoista logorea określa podmiot tych wierszy - jakby kontakt z innymi i samym sobą utrzymywał jedynie w czasie mówienia, zamilknięcie od razu oznacza „odpadnięcie”, oznakę śmierci. Ważne jest także coś innego. Gdy Rybicki niemal na początku swojego zbioru pisze: „Słowa jako prarealny mikrowielościan,/ drgający w pangalaktycznej strukturze / logosu. To ładnie brzmi, ale nie / wyjaśnia wszystkiego: po co słowo/ człowiekowi, skoro są doskonalsze społeczeństwa mrówek i termitów?”, to od razu orientujemy się, że „pozytywność” jego przekazu będzie dosyć słaba, charakter tych zapisów oparty jest raczej na deziluzji: „[…] każda chwila to rzeźnicka apokalipsa” (Dane z góry).
Taka filozofia „eksperymentalnych” technik językowych nie dotyczy wyłącznie ostatniej książki Rybickiego, tak naprawdę wszystkie jego książki „operują” w ramach tej koncepcji: języka, podmiotu oraz sztuki. Ta różni się od innych właśnie ową „wschodnią” ramą, sugerującą od razu pewne odczytania, ale też szybko je rozpraszającą. Rybicki sprawia wrażenie jakby jego improwizowana forma, utrzymująca ze sobą kontakt wyłącznie na przestrzeni kilku zdań (mimo sporej długości samych wierszy), działała na zasadzie kilkusekundowego sprężenia i nieco dłuższych rozprężeń. Zbiór komponowany jest naprzemiennie: sentencjonalne, bezpośrednie wypowiedzi o Umyśle, Śnie, Galaktykach - unoszące język w rejony abstrakcji, choć absolutnie niemistycznej, niemetafizycznie rozumianej (Absolut jest tu Absurdem) - Rybicki prowadzi równolegle do przedstawień, scen i obrazów. Są one „kolorowe”, „żywiołowe” i zupełnie nieprzewidywalne: osadzone w świecie eksperymentu z ciałem i umysłem kontynuują haszyszowe - mówiąc najogólniej - wizje. Jedna pojawia się w wierszu Wlot.: „Wyobraź sobie wątrobę, która płonie/ jak statek na morskim widnokręgu / pod łysym widmem naprężonego nieba/ z rozprasowanego celofanu; […] Wątroba gaśnie i, jak ślimak, pełznie/ po ostrzu morza, niebo jest białe”. Jedynie trzecia część Piratów z Karaibów dorównuje tej wizji: biel wywołująca halucynacje, przezroczysta (bo z celofanu) widmowość naprężonego niebo, błękit morskiego widnokręgu - i na tym tle rozbłyskująca i zaraz potem gasnąca wątroba. Jak w innym wierszu się mówi, „podniebienna”.

Deszczowy dzień w Krakowie.
fot. Dirk Skiba


"Motta robali", Mikołów 2005.
"Stos gitar", Warszawa 2009.
"Gram, mózgu", Poznań 2010.
"masakra kalaczakra", Poznań 2011
"Dar Meneli", Stronie Śl. 2017


W marcu 2024 wychodzi nówka: "kotlet frazy" w Wydawnictwie Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.

Autorem zdjęć kotletów jest Łukasz Jaśkiewicz.


http://miloszbiedr... - blog poety osobnego z Krakowa, MLB

https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko

https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie