Robert Rybicki
Recenzja Michała Kasprzaka z "Mott robali"
barokokowy impas

Wiem, że nic nie wiem - takie oto sokratejskie motto kusi się przyłożyć do interpretacji "Mott robali" Roberta Rybickiego. Takie też niemalże hasło na kampanię reklamową poety wybrał Jakub Winiarski w recenzji na www.literackie.pl: O części wierszy Rybickiego nie umiem powiedzieć nic poza tym, że w moim odczuciu są bardzo udanym lingwistycznym eksperymentem, (...) gdzie być może projektowane są jakieś nowe, objawicielskie sensy, chociaż jakie to sensy i jakie miałyby być prorokowane przez nie objawienia, tego najpewniej sam Rybicki nie wie (i może nawet wiedzieć nie powinien), ja zaś nie wiem tego na pewno, tylko przeczuwam, że coś tam takiego jest i z każdą lekturą zdaje mi się, że jestem tego frapującego nowego "czegoś" - bliżej. No tak, stylistyka tej wypowiedzi zaskakująco współgra z fragmentem pierwszego wiersza: z braku perspektyw dla języka / zjawiska zostały nazwane tak: // "coś takiego jak, / coś podobnego do, / coś". Nie wiem tylko, jak długo jeszcze te "skry-pienia" w niebogłosy braku perspektyw dla języka mogą pobrzmiewać w kotlinach polskiej liryki, która powoli zaczyna wymiotować i defekować własnym przerostem treści wewnętrznej. W tym braku jak w baraku i chyba postradali panowie z Instytutu Mikołowskiego nie tylko zamysły, ale i zmysły, próbując naśladować i podcierać się „odkrytym” oraz wydanym przez siebie niedawno Witoldem Wirpszą. Żyjemy, co prawda, w epoce odkurzania, ale ani nowy tomik Meleckiego, ani Rybicki nie są w stanie dorównać tej lekkości w przyciężkości, tej zwartości i kostycznej logiczności wywodu, tej ascetycznej powadze i jednocześnie wielopoziomowemu parkingowi znaczeń, jakimi raczy nas Wirpsza. Nie są. Rzeczywiście, Wirpsza to strumień frazy. Po Rybickim nie spływa się i trudno znaleźć uzasadnienie dla jego postrzępionych narracji. Czasami narzuca się figura logorei, czyli obłędnego, niekontrolowanego strumienia językowego, ewokującego obrazy: To tak, jakbyś to siodło widział na fototapecie, / a sam siedział w fotelu, oglądając rodeo // w klatce oczu i pamięci, zanim spręży / się rdzeń jawy. Na dłuższą metę jednak nie można się tej kategorii uczepić, gdyż znana nam logorea - choćby z poezji Lipszyca - zakłada potoczystość frazy, w "Mottach robali" zaś obcujemy z daleko posunięto fragmentaryzacją: Nić / czegoś, co nas przenika, przenicuje nas, / w mit zamieni: w narośl na / nici, skazę. Nici / po płaczu. Nawet jeżeli chce się przełamywać falę czy frazę, trzeba najpierw tę falę albo frazę wywołać. U Rybickiego złamanie otwarte zdania następuje czysto arbitralnie, czego przewrotne uzasadnienie wyczytujemy z wiersza "Ja-owo-ść ty-owa-kość czyli paramantryczna metamatematyka": Tyle razy już zostałem wygwizdany, / że mogę sobie pozwolić na wiersze / bez ładu, ze składem, a więc na autorytarne łączenie jednostek, w wyniku którego powstaje utwór o niepodważalnej, bo narzuconej wartości. Ale takim też może sensem został napiętnowany tytuł. Motta to zazwyczaj lapidarne, skondensowane całostki, niosące jakieś przesłanie czy trafnie ujmujące problem. Tutaj mottami byłyby najmniejsze cząstki wiersza, działające trochę jak hologram - to wielość w jedności przekazu i vice versa. Robale odwołują nas z kolei do tej sfery obrazowania, która przywodzi na myśl rozkład, z czego Rybicki bez ogródek tłumaczy się w wierszu "Tanatoskopia": skończoność modłów, robali (...) Czas na nieskończoność / rozpadu. Czego to rozpad? I obrazu, i języka, chociaż znów prorokuje w wierszu "Wzdęcia" dualizm oczu a jeden obraz, to jest to jednorodny obraz pęknięcia i deformacji. By ułatwić sobie niniejsze przedstawienie, posługuje się upojęciowionym często językiem (trochę imitując znów Wirpszę), stosując nazewnictwo z zakresu różnych dziedzin - literaturoznawstwa, chemii, fizyki, techniki, medycyny, który to język znacznie łatwiej poddaje się anarchistycznym operacjom. Niekiedy prowadzi to do nadużywania karkołomnych i natrętnych metafor, opierających się na tym samym motywie: Jeśli szuramy kartami magnetycznymi wokół głowic magnetofonowych, / będziemy łopianować w stalagnatach, liżąc golenie mastodontów. Nawołuje w końcu: Zwoje synaps, rozproszcie logikę, by za chwilę ujawnić kulisy kreowania, powoływania przez swoje pisarstwo - nie odzwierciedlania - niezbornego świata: Niedobyt // pod palcami, długopisem, / zmienia się ([w:]?) / krótkowidztwo percepcji, a przez nie / w to, co nas otacza. Ale może istotnie, pytania o sens naznaczone są jałowością i bezcelowością, podczas gdy sens pyta o nas. / Pyta dotkliwie jak ukłucie igły. Trzeba mu tylko stworzyć możliwości objawienia, a wypłynie gdzieś z jakimś sokiem rozkładającego się ciała wiersza.

Michał Kasprzak

Robert Rybicki, Motta robali, Instytut Mikołowski, Mikołów 2005
Deszczowy dzień w Krakowie.
fot. Dirk Skiba


"Motta robali", Mikołów 2005.
"Stos gitar", Warszawa 2009.
"Gram, mózgu", Poznań 2010.
"masakra kalaczakra", Poznań 2011
"Dar Meneli", Stronie Śl. 2017


W marcu 2024 wychodzi nówka: "kotlet frazy" w Wydawnictwie Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.

Autorem zdjęć kotletów jest Łukasz Jaśkiewicz.


http://miloszbiedr... - blog poety osobnego z Krakowa, MLB

https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko

https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie