Robert Rybicki
 1  2  >>
Krzysztof Wojciechowski o "masakrze kalaczakrze"
Krzysztof Wojciechowski: „Masakra kalaczakra” albo o poecie, który zrobił swoje, a jednak przetrwał
Robert Rybicki, „Masakra kalaczakra", WBPiCAK, Poznań 2011.

Masakra kalaczakra jest zdecydowanie najgęstszym ze zbiorów wierszy Roberta Rybickiego, obfitującym w znaczenia i frazy, które wcześniej, choćby w tomiku Gram, mózgu,funkcjonowały raczej jako strzępki, resztki, zarodki utworów.

Masakra kalaczakra to piąty tomik autora pochodzącego z Rybnika. Dotychczasowe rozpoznania jego twórczości uwypukliły kilka najważniejszych cech tejże poezji: zaangażowanie w rzeczywistość społeczną i polityczną, podejrzliwość w stosunku do języka, surrealistyczny charakter skojarzeń albo wykorzystywanie metody strumienia świadomości. W natłoku obrazów możliwe byłoby odnalezienie prawdziwego, żywego związku tej poezji z otaczającą człowieka rzeczywistością. Zamiast nieprzystępności i hermetyczności mielibyśmy więc do czynienia z wyciągniętą w stronę czytelnika ręką, oznaką porozumienia i próbą wspólnego zmierzenia się ze światem i jego porządkiem albo lepiej – porządkami.
Czy na pewno? „Siebie mieć dosyć. Bliżsi / mi są Ludzie Kibli niż / Ty, Czytelniku, który, / muskany cieniami myśli, / ryjesz w przodku bytu” – specyficzny to rodzaj porozumienia i ugody, którą przygotowała dla nas ta poezja. Wyciągnięta ręka, czy może raczej proteza, straszak rodem z halloweenowego szaleństwa, który ma nas zaskoczyć, zbić z tropu, zwrócić uwagę na to, co ukryte, ale bez nadziei na (za)istnienie jakiejś wspólnoty interpretacyjnej, w ramach której moglibyśmy czytać tak samo i to samo? Czy to próba stworzenia (proszę wybaczyć śmieszność, trudno się przed nią powstrzymać) własnego Kazania na górze? Zapewne nie, ale trop mistyczny nie jest w odczytywaniu Rybickiego niczym nowym, a inspiracje filozofiami i religiami szeroko pojętego Wschodu można śledzić od pierwszego tomiku poety. Nie inaczej jest i tym razem, czego ślady znajdziemy choćby w Danych z góry („Czy mistycy po prostu nie chcieli / się wyrwać poza przymus poznania?”) albo wierszu Nie sądzi („Nad / oszklonym dachem metalowe schody, ale / to nie puenta, to zmęczenie, / raczej, czekanie, przedsmak relaksu. / Może metafizycznego relaksu? / Może samsary, nirwany, nie / pamiętam już terminów / z nauk wschodnich mędrców”).
Ta kakofonia doznań i wrażeń, systemów myślowych i czystego chaosu, trzeźwości i odmiennych stanów świadomości prosi się o uporządkowanie, które zaprowadziłoby nas wszakże jedynie w stronę śledzenia związków i zależności, rekonstruowania gier i intertekstualnych nawiązań, podczas gdy poezja Ryby usiłuje nam zwrócić uwagę na zupełnie inny aspekt pisania – wiersz jako to, co się staje (mnoży, rozplenia), wielokrotnie, zarówno w trakcie aktu tworzenia, jak i odczytania. Akt tworzenia jako ostateczny i w zasadzie jedyny bastion wolności człowieka, ponieważ „nawet największe / budowle świata nie zapełnią / jednego ludzkiego umysłu”. Chaos byłby więc w tej poezji stanem pierwotnym, nieodłącznym towarzyszem (a może nawet czynnikiem sprawczym) ludzkiego logosu – „strach / musiał towarzyszyć pierwszej / myśli neandertala; MASAKRA / KALACZAKRA”. Uporczywe pogrubianie wyrazów „nie” i „teraz” natomiast – zarówno aktem buntu (poezja jako antysystemowa z natury), jak i uporczywym powracaniem do tego, co się dzieje (przeszłość interpretujemy w kontekście teraźniejszości, rozważania o przyszłości są bezcelowe). Wiersz okazywałby się dadaistycznym eksperymentem, wyciąganiem myśli i wspomnień, jakby wyciągało się króliki z kapelusza, a pośród tego skrywa się nie jeden, ale wiele sensów. Nie jedna prawda, ale tyle prawd, ile wewnętrznych nastrojów i tożsamości oraz zewnętrznych odbiorców. Wiersze to więc w istocie „czarne worki”, których znaczenia umykają nam i gdy myślimy, że przyszpililiśmy utwór i zaraz odkryjemy jego ostateczną wiadomość, ten odpowiada nam: „do zobaczenia w następnym wcieleniu / po recyklingu”.
Masakra kalaczakra jest zdecydowanie najgęstszym ze zbiorów wierszy Roberta Rybickiego, obfitującym w znaczenia i frazy, które wcześniej, choćby w tomiku Gram, mózgu,funkcjonowały raczej jako strzępki, resztki, zarodki utworów. „Thank You very much, / kurwa mać.” czy „teraz jesttenwiersz: / tenwiersz jest luką pomiędzy doznaniem”, były w Gramie… (Graniu…?) rodzajem próby, w której z każdej frazy usiłuje się wycisnąć tak wiele, jak tylko można, zadać pytanie, zbudować wątpliwość. W Masakrze na tak krótkie kawałki (prócz otwierającego tomik – „Owczarek niemiecki / ugryzł w serce poetę ukraińskiego”) w zasadzie nie ma miejsca. Kąśliwe, wprowadzające wątpliwość i siejące zamęt zdania znajdujemy w samych tekstach. Ich metajęzykowy charakter rozsadza i tak już nadwątlony sens (i sensy), fragmentując wiersze i rozsypując klocki słów, których składanie okazuje się tyleż
 1  2  >>
Deszczowy dzień w Krakowie.
fot. Dirk Skiba


"Motta robali", Mikołów 2005.
"Stos gitar", Warszawa 2009.
"Gram, mózgu", Poznań 2010.
"masakra kalaczakra", Poznań 2011
"Dar Meneli", Stronie Śl. 2017


W marcu 2024 wychodzi nówka: "kotlet frazy" w Wydawnictwie Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.

Autorem zdjęć kotletów jest Łukasz Jaśkiewicz.


http://miloszbiedr... - blog poety osobnego z Krakowa, MLB

https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko

https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie