Robert Rybicki
Recenzja (prawdopodobnie) Rafała Wawrzyńczyka ze "Stosu gitar"
Robert Rybicki "Stos gitar"
Cyc Gada
Jeśli się nie mylę, Zbigniew Machej określił gdzieś poezję Roberta Rybickiego mianem „surrealistycznej”, lektura Stosu gitar upewniła mnie, że jest to określenie raczej nietrafione, uzasadnione w pewnym stopniu dość oryginalną rekwizytornią tych wierszy, jednak mijające się ze źródłami tego pisania i charakterem wyobraźni je napędzającej. Rybicki jest dla mnie poetą mocno dyskursywnym, czy nawet konceptualnym (por. np. dwa długie wiersze „wyliczeniowe”, przypominające nieco okryty dziwną sławą wiersz Ashbery’ego „o rzekach”), który z rzadka pozwala sobie na rzeczywiście swobodne loty, kiedy to skręcamy w najbardziej mgliste z wyłaniających się uliczek; niezwykłości tej poezji („gałka oczna ze skrzydłami”) są zazwyczaj figurami mającymi dość silne zakorzenienie w „zasadniczym” przebiegu wiersza („oko leci”), i nawet jeśli tak nie jest — od czasu do czasu pojawia się tu jakiś tajemniczy gnom — to funkcjonują one na prawach dziwnej i „robiącej klimat” inkrustacji w dość stabilnym bloku, zaraz zresztą osadzanej w miejscu syreną z metapokładu („obrzydzenie nie jest właściwym Słowem”, „Logiko, w tej frazie trzęś zadkiem”). Już choćby z tego powodu nie mógłbym uznać tego pomysłu na poezję za mój ukochany, zdaję sobie jednak sprawę, że ten kąt natarcia na problemy relacji języka ze światem, logiki z objawieniem, Mózgu z Galaktyką itp. staje się czymś coraz powszechniejszym i — być może — wiodącym do czegoś dosyć nie znanego; w dodatku grunt pod takie architektury nie jest w polszczyźnie zbyt dobrze wykarczowany, bo przychodzący na myśl poprzednicy — Białoszewski, Karpowicz czy Wirpsza — atakowali temat raczej nie frontalnie, a tworząc układy mimo wszystko „chowające” dyskurs, by wspomnieć np. muzyczne sploty Wirpszy, które w zamyśle miały być odbierane raczej „jak fuga”, a nie linearny wywód. Wydaje mi się również, że Stos gitar prezentuje Rybickiego dosyć okrojonego, czułem się trochę tak, jakby z szerokiego pasma wycięto sporo częstotliwości, zostawiając plany techniczny i s-f, co kazało mi zerknąć na nazwisko redaktora, którym okazał się Paweł Kozioł.
Cyc Gada
Jeśli się nie mylę, Zbigniew Machej określił gdzieś poezję Roberta Rybickiego mianem „surrealistycznej”, lektura Stosu gitar upewniła mnie, że jest to określenie raczej nietrafione, uzasadnione w pewnym stopniu dość oryginalną rekwizytornią tych wierszy, jednak mijające się ze źródłami tego pisania i charakterem wyobraźni je napędzającej. Rybicki jest dla mnie poetą mocno dyskursywnym, czy nawet konceptualnym (por. np. dwa długie wiersze „wyliczeniowe”, przypominające nieco okryty dziwną sławą wiersz Ashbery’ego „o rzekach”), który z rzadka pozwala sobie na rzeczywiście swobodne loty, kiedy to skręcamy w najbardziej mgliste z wyłaniających się uliczek; niezwykłości tej poezji („gałka oczna ze skrzydłami”) są zazwyczaj figurami mającymi dość silne zakorzenienie w „zasadniczym” przebiegu wiersza („oko leci”), i nawet jeśli tak nie jest — od czasu do czasu pojawia się tu jakiś tajemniczy gnom — to funkcjonują one na prawach dziwnej i „robiącej klimat” inkrustacji w dość stabilnym bloku, zaraz zresztą osadzanej w miejscu syreną z metapokładu („obrzydzenie nie jest właściwym Słowem”, „Logiko, w tej frazie trzęś zadkiem”). Już choćby z tego powodu nie mógłbym uznać tego pomysłu na poezję za mój ukochany, zdaję sobie jednak sprawę, że ten kąt natarcia na problemy relacji języka ze światem, logiki z objawieniem, Mózgu z Galaktyką itp. staje się czymś coraz powszechniejszym i — być może — wiodącym do czegoś dosyć nie znanego; w dodatku grunt pod takie architektury nie jest w polszczyźnie zbyt dobrze wykarczowany, bo przychodzący na myśl poprzednicy — Białoszewski, Karpowicz czy Wirpsza — atakowali temat raczej nie frontalnie, a tworząc układy mimo wszystko „chowające” dyskurs, by wspomnieć np. muzyczne sploty Wirpszy, które w zamyśle miały być odbierane raczej „jak fuga”, a nie linearny wywód. Wydaje mi się również, że Stos gitar prezentuje Rybickiego dosyć okrojonego, czułem się trochę tak, jakby z szerokiego pasma wycięto sporo częstotliwości, zostawiając plany techniczny i s-f, co kazało mi zerknąć na nazwisko redaktora, którym okazał się Paweł Kozioł.
Deszczowy dzień w Krakowie.
fot. Dirk Skiba
fot. Dirk Skiba
"Motta robali", Mikołów 2005.
"Stos gitar", Warszawa 2009.
"Gram, mózgu", Poznań 2010.
"masakra kalaczakra", Poznań 2011
"Dar Meneli", Stronie Śl. 2017
W marcu 2024 wychodzi nówka: "kotlet frazy" w Wydawnictwie Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.
Autorem zdjęć kotletów jest Łukasz Jaśkiewicz.
Autorem zdjęć kotletów jest Łukasz Jaśkiewicz.
http://miloszbiedr... - blog poety osobnego z Krakowa, MLB
https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko
https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB
https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko
https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB