Tomasz Hrynacz
Piotr W. Lorkowski: Autoportret widzącego, "Fraza" 54-55/06/07
W poetycką przestrzeń Tomasza Hrynacza wchodzi się trudno. Jego wiersze nie obiecują przyjemności. Nie każdemu chętnie udzielą gościny. Mało wrażeń dostarczą poszukiwaczom środowiskowych anegdot, bo od początku mówiły w imieniu bardzo osobnych, indywidualnych doznań autorskiego podmiotu.Uchylą ledwie zasłonę kryjącą tajniki warsztatu. Unikają autotematyzmu. Coraz bardziej ograniczają repertuar rekwizytów, scenerii. Konsekwentnie porządkują obrazowanie. Nie poezji zwykle traktują, a o istnieniu. Branym serio,odczuwanym boleśnie, rozgrywającym się o krok od nicości, która raz po raz wyciągając chciwą rękę, dotyka nas drapieżnie, bezwstydnie.
1. Od samego początku, od pierwszego wersu, frazy, słychać w tej książce wzbieranie czasu, jego szumy, naprężenia, iskrzenia, zgrzyty i napięcia łatwo przenoszące się na wyobraźnię. Odgłosy czasu-żywiołu, pulsującego wewnątrz jak krew, wdzierającego się do płuc jak powietrze, narzucającego się widzeniu, wysyłającego swe dyskretne i aż nazbyt oczywiste sygnały mijania. Poeta skrzętnie zapisuje odmiany sezonów i symptomy zużywania się ciała (wiersze: „Odkrycia”, „2002”, „Zadrapania”, „Ceremonia deszczu”). Z początku najwyraźniej błądzi w pogmatwaniu spostrzeżeń i sygnałów (por. tekst „Którędy do wyjścia?”). Sporo czasu i sporo wierszy musi minąć, nim zauważy, że jego zadaniem jest dotknąć tego, co jeszcze oddycha//Posiąść to, co się zdarzyło. W formie/ planu albo krótkiej notatki. (z wiersza „Jedna wskazówka ciemniejsza od
3. Do najbardziej fortunnych postanowień, jakie poezja Tomasza Hrynacza powzięła po doświadczeniach okołodebiutanckich, należy rezygnacja ze słownych efektów, spiętrzonych metafor, przyznanie prymatu zdyscyplinowanej (mimo wszystko) wizyjności nad retoryką. Może dlatego, lektura tego tomu, miejscami kameralnie w swej tonacji ściszonego, nie nuży. Do samego końca wyczuwamy tu pulsowanie poetyckiej materii, która, choć często wywiedziona z
kontemplacji umierania, płynie w stronę życia i życie chce ocalić. Także nasze
życie.
4.
* * *
Słowa płyną. W wiadomym kierunku.
I wystawiają nam świadectwo na przyszłość
Publikacja tomu wierszy wybranych lub, jak w chce Hrynacz, „przebranych” to, zauważmy, moment szczególny w biografii każdego autora, wyznaczający granicę jego artystycznej oraz po prostu ludzkiej, dojrzałości. To akt wyrzeczenia się statusu debiutanta i rezygnacji z przysługujących temuż ulgowych taryf. Potwierdzenie gotowości tworzenia na własne ryzyko. Ale zwykle także chwila, gdy autor określa kształt swego wewnętrznego świata, wskazuje kierunek, w
którym pozwoli prowadzić się słowu. Często także w tym momencie wręcza czytelnikowi klucz do czytania tekstów wcześniejszych oraz tych, które trwają dopiero w zamysłach, planach, przeczuciach. Wertując jednak takie wybory oraz „prze-bory”, zauważamy również, co autor musiał odrzucić, by jego pisanie stało się nieomylnym znakiem identyfikującym unikalną wrażliwość. Próba stworzenia ustalonego już wewnętrznego autoportretu, nakreślenia wyrazistej
autosygnatury, udała się Hrynaczowi nad podziw. Dobrze, że przy tym byliśmy.
Tomasz Hrynacz
fot. Lesław E. Kopecki
fot. Lesław E. Kopecki
"Zwrot o bliskość", Kraków 1997
"Partycje oraz 20 innych wierszy miłosnych", Sopot 1999
"Rebelia", Wrocław 2001
"Prędka przędza", Szczecin 2010
"Przedmowa do 5 smaków, Szczecin 2013
Najnowsze wiersze:
"Twórczość" 6/2019
"Twórczość" 6/2019