Maciej Woźniak
Marek Olszewski o "Pocztówkach dźwiękowych"
Długą drogę przebyła poezja Macieja Woźniaka od momentu ukazania się debiutanckiego „Srebrnego ołówka” w 1998 roku. W kolejnych, regularnie co 2–3 lata wydawanych książkach klarowała się autorska poetyka, chwalebnie pozbywając się balastu nadmiernej czułostkowości, sentymentalizmu i porywów serca (zauważalnie gdzieś od „Iluzjonu” z 2008 roku). Czytając wariacko intertekstualne wiersze z „Pocztówek dźwiękowych”, trafia się jeszcze z rzadka na prześwity z życia bliżej nieokreślonej „dwuosobowej eklezji”, ale – cóż powiedzieć – jest jakby godniej, dostojniej, może też po prostu mniej tu gry pozorów.
(...)
Dawniej – choćby za czasów tomiku „Wszystko jest cudze” – zbieranie śladów jaźni odbywało się na zasiedlonym terytorium świata. Stąd wynikała też silna emocjonalność podmiotu, który unieważniając konstytuujący sens granic, odnajdywał się raczej w rozproszeniu, negacji i „cudzej wszystkości”: mógł więc być w jakimś stopniu Virginią Woolf, księżną Dianą, ale też spinką do włosów czy światłem na płótnie Vermeera. Bezpośrednio nawiązuje znów do tego wątku Woźniak w „Białej skrzynce” (2012), gdzie do jednego z wierszy dopisuje za Lacanem: „Głupcem jest ten, kto wierzy, że jest tożsamy z sobą w sposób niezapośredniczony”. W „Pocztówkach dźwiękowych” niegdysiejsza „wszystkość” zostaje zastąpiona systemem języka, który nie gorzej od świata umownej zewnętrzności spełnia funkcję zwierciadła dla świadomości. „W słowach łatwiej znaleźć / pokrycie niż w faktach” – pada niby manifest programowy fraza w „Pocztówce od Sylvii Kristel”. Tę myśl kontruje jednak cytat z „Przezroczystych powozów”: „A słowa nie są / tym, co istnieje”, potęgując wrażenie widmowości tekstualnego uniwersum.
Przesunięcia akcentów w twórczości Woźniaka nie sposób zrozumieć bez przywołania filozoficznego sprawcy całego zamieszania, Jacques’a Derridy. Twórca dekonstrukcji w jednym ze swoich kanonicznych tekstów zostawił cenną wskazówkę, która – mówiąc na marginesie – pozwala dostrzec w sporej części współczesnej polskiej liryki coś więcej niż przypadkowy bełkot. Pisał: „Tak więc obecność – a zwłaszcza świadomość, właściwe jej bycie wobec siebie – ma być ostatecznie przedstawiona już nie jako absolutna forma-matryca bycia, lecz jako (...) określenie i skutek w obszarze pewnego systemu, który nie jest już systemem obecności, lecz systemem różni, który nie uznaje już opozycji czynne–bierne, tak samo jak pary przyczyna–skutek czy określoność–nieokreśloność”. Tym modelowym systemem, dodajmy, jest doskonale zorganizowana przestrzeń języka, gdzie stale negocjowana jaźń zderza własne i cudze, idiom i prawo. Z powyższych konstatacji między innymi bierze swój początek skupienie Woźniaka na wydarzeniowości mowy jako „oddechu myśli”, który określa warunki zaistnienia tak prawdy i wiedzy, jak i doświadczenia („Drzwi do rzeki”).
Marek Olszewski („dwutygodnik” nr 147, listopad 2014)
(...)
Dawniej – choćby za czasów tomiku „Wszystko jest cudze” – zbieranie śladów jaźni odbywało się na zasiedlonym terytorium świata. Stąd wynikała też silna emocjonalność podmiotu, który unieważniając konstytuujący sens granic, odnajdywał się raczej w rozproszeniu, negacji i „cudzej wszystkości”: mógł więc być w jakimś stopniu Virginią Woolf, księżną Dianą, ale też spinką do włosów czy światłem na płótnie Vermeera. Bezpośrednio nawiązuje znów do tego wątku Woźniak w „Białej skrzynce” (2012), gdzie do jednego z wierszy dopisuje za Lacanem: „Głupcem jest ten, kto wierzy, że jest tożsamy z sobą w sposób niezapośredniczony”. W „Pocztówkach dźwiękowych” niegdysiejsza „wszystkość” zostaje zastąpiona systemem języka, który nie gorzej od świata umownej zewnętrzności spełnia funkcję zwierciadła dla świadomości. „W słowach łatwiej znaleźć / pokrycie niż w faktach” – pada niby manifest programowy fraza w „Pocztówce od Sylvii Kristel”. Tę myśl kontruje jednak cytat z „Przezroczystych powozów”: „A słowa nie są / tym, co istnieje”, potęgując wrażenie widmowości tekstualnego uniwersum.
Przesunięcia akcentów w twórczości Woźniaka nie sposób zrozumieć bez przywołania filozoficznego sprawcy całego zamieszania, Jacques’a Derridy. Twórca dekonstrukcji w jednym ze swoich kanonicznych tekstów zostawił cenną wskazówkę, która – mówiąc na marginesie – pozwala dostrzec w sporej części współczesnej polskiej liryki coś więcej niż przypadkowy bełkot. Pisał: „Tak więc obecność – a zwłaszcza świadomość, właściwe jej bycie wobec siebie – ma być ostatecznie przedstawiona już nie jako absolutna forma-matryca bycia, lecz jako (...) określenie i skutek w obszarze pewnego systemu, który nie jest już systemem obecności, lecz systemem różni, który nie uznaje już opozycji czynne–bierne, tak samo jak pary przyczyna–skutek czy określoność–nieokreśloność”. Tym modelowym systemem, dodajmy, jest doskonale zorganizowana przestrzeń języka, gdzie stale negocjowana jaźń zderza własne i cudze, idiom i prawo. Z powyższych konstatacji między innymi bierze swój początek skupienie Woźniaka na wydarzeniowości mowy jako „oddechu myśli”, który określa warunki zaistnienia tak prawdy i wiedzy, jak i doświadczenia („Drzwi do rzeki”).
Marek Olszewski („dwutygodnik” nr 147, listopad 2014)
Maciek Woźniak
fot. EW
fot. EW
"Wszystko jest cudze", Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005
"Iluzjon", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008
"Ucieczka z Elei", WBPiCAK w Poznaniu, 2010
"Six Polish Poets", Arc Publications, Londyn 2008