Jarosław M. Gruzla
PRAWDA o SYSTEMIE
RELACJA
Mam już dużo lat. 95 lat życia – to szmat czasu. Nawet nie wiem, jak szybko ten czas minął. Moja opowieść dotyczy Polski. Nie wiem, jak lepiej ja opowiedzieć, jak tylko mówić prosto i prawdziwie, choć Polacy tacy nie są i chyba by tego nie pochwalali.
W latach 80-tych XX wieku byłem członkiem NSZZ „Solidarność”. To potężna organizacja społeczna tamtych czasów– tak powie Polak znający historię. Ludzie w Polsce lubią mity, bo Polska leży w środku kontynentu europejskiego. A takie położenie powoduje, iż myśli się – jesteśmy ważni. Prawda jest inna. Jesteśmy ważni, ale tylko na taką miarę jacy jesteśmy i gdzie jesteśmy. Struktury „Solidarności” ukryły podstawowy fakt, że członków tego związku zawodowego nie było wcale 13 mln, tylko 3 mln, z okładem. Taki malutki szwindelek, który został zaaprobowany przez władzę i był to dobry układ, gdyż to masa ludzi pracujących i ich rodzin czyli Polaków, zwykłych ludzi.
Mit założycielski PRL był tworzony w gabinetach komunistów. Zastanawiali się oni, jak go skroić, żeby zawsze był to mit sobowtóra PRL. I najważniejszą kwestią było rozsądzenie, kto ten mit powoła do życia? Nie było jednomyślności w PZPR. Jaruzelski był człowiekiem układnym i dobrze skomunikowanym z przywódcami „Solidarności” i uważał, że jest to taka sprawa, która nie może dzielić, że musi łączyć i jednych, i drugich. Szukano tylko odpowiednich osób. W łonie PZPR to musieli być ludzie i młodzi, i wykształceni. W łonie „Solidarności” - wręcz przeciwnie. „Solidarność” to miała być właśnie masa 13 mln Polaków, masa prostych ludzi, nie zbuntowanych, tylko rozgoryczonych, ale potem zadowolonych. A kto może być zadowolony w państwie, gdzie ludzie zawsze będą zarabiać dzięki pracy w kopalniach, hutach, fabrykach i stalowniach? Robotnicy, no i do tego chłopi i urzędnicy. Zatem, tak to sobie wyobrażono i zastosowano drugi szwindelek – doradcy „Solidarności” musieli być cały czas pod obserwacją i być infiltrowani od środka, bo tam są prawdziwi, a przecież nie oni mieli w przyszłości rządzić. Poza tym byli najczęściej już po 50-tce. To musieli być ludzie młodzi, po przejściach, żeby byli słabi.
Ze strony rządowej byli to:
1. Leszek Miller, robotnik, a tak naprawdę politruk i niebezpieczny człowiek, także dla swojej rodziny, który konfliktował człowieka przez zbieranie informacji od początku do końca o danym człowieku, tak żeby wykazać, że jest tylko jego
2. Aleksander Kwaśniewski, mały człowieczek, którego nauczono do perfekcji kłamstwa, niewykształcony tak, jakby tego dowodził, bo na zajęciach na uczelni bywał rzadko, gdyż był szkolony na agenta i to najczęściej w kazamatach Urzędów Bezpieczeństwa – nigdy nie miał nawet absolutorium, to przykrywka (słowo to w tym środowisku solidarnościowo-rządowym zrobiło karierę)
3. Włodzimierz Czarzasty, agent, który wielokrotnie znęcał się nad ludźmi nie tylko fizycznie, jak poprzednik, ale psychicznie opasywał całe rodziny swoimi mackami i gnębił, gnębił aż do upadłego
4. Andrzej Olechowski, agent, który był za mały na zbyt dużo, więc powierzono mu początkowo rólkę, która potem urosła do rangi jakiejś tam wielkości, tylko się tego przestraszył, bo wiedział, że ten system idzie na zatracenie - miał stały kontakt z Moskwa i był informatorem służb rosyjskich.
Ze strony solidarnościowej byli to:
1. Adam Michnik, który miał dobry rodowód, ale pasjami lubił się przepoczwarzać, jak kameleon i był nie do uchwycenia później, więc zepchnięto go na bok, zresztą nie za bardzo dobrze czułby się w roli zdrajcy
2. Bronisław Komorowski, który nie pasował do planu, bo był naukowcem, ale nieistotnym, więc zostawiono tę sprawę, a jego umiejscowiono tak, by miał zawsze dobre pole manewru tylko, że on nie miał zbytnio zmysłu zabójcy
3. Jarosław Kaczyński, niby prawnik i niby doktor prawa, mityczny przywódca „Solidarności” skądś tam, czego nie ma na mapach Polski i jego problemik – pederastia
4. Donald Tusk, też nie uczony, bo jak poprzednik nie bywał na zajęciach zbyt często i jego dyplom podrobiono, tak jak i dyplom Jarosława Kaczyńskiego, zresztą wiele takich szwindli robiono dla ludzi w strukturach „Solidarności”.
Ten układ ludzi mógł zadziałać tylko wówczas, kiedy będzie trzymany mocno za dupę, więc do tego stworzono system dozoru i infiltracji tak, żeby nie mogli być niezależni. Odtąd ci, którzy byli w Polsce niezależni zawsze podlegali naciskom i byli niszczeni. To podstawowy rys Polski nowej. Tak chciał Jaruzelski i przywódcy ZSRR. Córka generała Jaruzelskiego natomiast, robiła wszystko zawsze, żeby stworzyć mit Polaka, takiego demokrato-arystokraty. I to jej się nawet udało. Ludzie uwierzyli, że ona sama jest prawie arystokratką. Nigdy nie byli szlachtą. Jaruzelscy pochodzą z innej części dawnych Kresów i nie mieli nawet dworu, tylko byli skojarzeni z rodziną szlachecką, tacy mniejsi krewni i zazdrośni – śmiertelnie.
Ludzie w „Solidarności” sami tworzyli mity. Wiedzieli, że to nie może być 13 mln. Wiedzieli, że ci, co przewodzą, nie są jak szklanka. Wiedzieli, że nie da rady przecież stworzyć nowego, nie układając się z władzami. Wszyscy od początku grali lepszych tak, jak państwo – jest lepsze niż jest. Sama „Solidarność” wyznaczyła sobie cele: tak rozchwiać system PRL, żeby ten się prawie przewrócił i wówczas… nie wiadomo. I tak w tym państwie już jest i rozumieją to rządzący, ale wyborcy nie, że ludzi trzeba konfliktować tak, żeby byli skonfliktowani: sami ze sobą, w rodzinach, w pracy, w szkołach, w kościele – wtedy są do przejęcia.
Ludzie w PZPR za to wiedzieli, że to się nie uda, więc zastanawiali się razem, w małym gronie, jak to zrobić, żeby to przetrwało, jak najdłużej i wymyślili. Służby specjalne muszą to trzymać za twarz, a solidarnościowcy muszą się na to zgodzić. Godząc się, muszą być pod ciągłym nadzorem, więc muszą się sami nadzorować. Było wśród nich, dwóch młodych ludzi, którzy mieli miłą służbom przypadłość – byli homoseksualistami. Wtedy była to rzadkość – tak znaleźć i dwóch, i to jeszcze zdeklarowanych i atrakcyjnych dla siebie.
Donald Tusk był po prostu ciapą, która mogła się bardzo przydać! Jarosław Kaczyński zaś mały, chorobliwie dążący do wielkości i z bratem – małym naukowcem. Ten miks musiał dać efekty, gdyż sami ci ludzie dążyli do siebie nawzajem. Kto to wiedział, nie był bezpieczny. Już na początku pojawiły się pierwsze problemy. Jarosław stał się po prostu obiektem drwin i musiano ustawiać solidarnościowców, więc pedałem stawał się to Michnik, to inny ktoś i tak na zmianę. Tak to rozmyto i potem, wielokrotnie ludzie byli niszczeni w ten sposób, że rzucano na nich swoiste klątwy, żeby rozmyć coś, zamazać, zmienić wersje wydarzeń. Tandem Jarosław–Donald, i to w tej kolejności (sic) działał już od wczesnych lat 90-tych.
Adam Michnik potem wielokrotnie próbował a to coś prostować, a to zamazywać na łamach „Gazety wyborczej” tylko mu nie szło, bo wszyscy dookoła wiedzą, że kapitał założycielski spółki, w której rękach jest ciągle ten tytuł należał do strony rządowej. Ludzie chcieliby, żeby w Polsce był prosty mit – jesteśmy czyści, a tak nie ma. Michnik niszczył na łamach gazety wielokrotnie ludzi prawych tylko dlatego, że dostawał regularnie zlecenia ze służb i od nadzorców czyli ze spółki. A rządzili nią, no dzisiaj już nie, bo to są ich rodziny, ludzie, którzy byli nomenklaturą w pierwszym pokoleniu, bo to był ich mit założycielski? Nie. Tak chciał wschód. Dlatego „Gazeta Wyborcza” to taki liberalny tytuł, a tak naprawdę rewolucyjny, co nie podoba się dzisiejszemu rządowi, bo ta gazeta ciągle zbyt mono steruje na wschód, a rządzący na – mur.
Jarosław Kaczyński wówczas, kiedy go znałem był po prostu tak skonfliktowany sam ze sobą, tak durnie rewolucyjny i pobawiony sensu życia, że wszyscy, którzy to widzieli myśleli, że ma coś z głową. A to było coś tak rzadkiego, że nikt nigdy nie przypuszczałby nawet. Miał syfilis, który był leczony w szpitalu MON. A nabawił się go w miejscu, które było w Polsce ukryte i niewidoczne. Warszawa, ciemne zaułki Nowego Świata. Tam była wówczas mekka homoseksualistów. Czy to możliwe?
Bronisław Komorowski miał jeden atut – pochodzenie nie podrobione. Ale i słabość – brak układności. Nie umiał się ustawić na starcie i zawsze go tam ustawiano. Nie, że chciał być bohaterem. Nie. Po prostu on nie umiał spuścić z tonu swojej hrabiowskiej rodzinki, więc go obrabiano wielokrotnie, zagrażając życiu jego i jego żony. I to poskutkowało.
Leszek Miller – niby robotnik, niby politruk, a tak naprawdę nikt. Pochodzenie niepewne. Zarobki niewiadome. Rodzina milcząca i bojąca się jego oraz jego mocodawców. No układ rodzinny rodem z horrorów i to dlaczego – bo Miller lubił wypić. I to dużo – jak to na wschodzie się praktykuje. I stawał w szranki z radzieckimi generałami i oni go fetowali. Tak kupił sobie – nic. Lubił za to udowadniać, że jest kimś – wszystkim, a zwłaszcza robotnikom i uwierzyli, choć przy pracy także jego mało widziano.
Aleksander Kwaśniewski to człowiek tak enigmatyczny, że nie sposób tyle pisać o nim, ile o poprzednikach. Nazwisko przejęte. Żydowski rodowód, tak jak Michnika. Studia i absolutorium w większości dorobione. Podpisy umiał tak podrabiać, że to on swoich współpracowników po prostu niszczył, bo dokładał słówko i potem ten ktoś lądował w pierdlu (dziennikarka i filmowiec). Umiał by zabić, gdyby przy tym się nie porzygał. Polaka, który mógłby być postrzegany, że może być większy od niego – zgniótłby własnymi rękami (Wojtyła i Wałęsa) i mało, co tego nie zrobił. Słowem monstrum, a nie pomnik.
Włodzimierz Czarzasty to przykład tak kuriozalnego człowieka, że nie sposób nie mieć torsji na samą myśl, że ktoś taki chodzi po ziemi. Nie pedał, tylko zboczeniec, tak jak Jerzy Sztur – obaj wielokrotni gwałciciele, których oddać ich wielu ofiarom, to jedyna możliwa kara. Słuchał, jak ktoś płacze i się dopiero rozochacał. A, gdy ktoś wołał o pomoc, wówczas bił do nieprzytomności – to informacje od kilkunastu ofiar, z którymi sam rozmawiałem, bo byłem… stójkowym czyli takim pilnowaczem.
Andrzej Olechowski to osobny rozdział tego układu. Kiedy inni byli ułomni czyli słabi, tego po prostu nie było. Dobrany został z agentów później, dla równowagi i tak już zostało, że włączał się czy był włączany w odpowiednim momencie, ale wychodził z gry sam i to zawsze tak, że inni nie mieli mu tego za złe.
Sprawa podstawowa czyli stworzenie nowego organizmu państwowego – duża sprawa. Ale jeśli ma się do dyspozycji agentów? Tylko, umówmy się – który z „wielkich” Polaków nie był agentem? A miałem takie możliwości jak mało kto, więc to badałem w archiwach MSW.
Władysław Sikorski był agentem i polskim, i francuskim i przez myśl by nam nie przeszło, że to jest jakiś problem. Rosyjski czy niemiecki – a fe! Ale francuski – to pachnący pan! Ale obcy to obcy, i agent to agent – nie polityk czy mąż stanu. Więc jego śmierć była po prostu ripostą losu, który sprowokował swoimi machinacjami, wielokrotnie mordując czy zlecając morderstwa na zlecenie. Był, jak pachnący powiew Francji w Polsce i dlatego… większość swego generalskiego życia spędził w polskim więzieniu. A generalski uniform? A, to taki uśmiech losu, kiedy po kolejnej misji morderczej jego kompanii dostał się w objęcia innego agenta.
Józef Piłsudski był jego przeciwnikiem, współpracownikiem i agenturalnym fundatorem II RP. Nie mogło być inaczej, gdyż jego możliwości były wprost niezwykłe. Pochodził z rodziny zrewolucjonizowanej szlachty, która miała na koncie konflikt z caratem i rodziną Romanowych, więc można go było łatwo ustawić w kalkulacjach obcych monarchii, jak choćby Hochenzollernów. Był tak pewny swego, że kiedy umierał jego otoczenie nie wiedziało czy on umarł czy siedzi i pisze swe dzienniki, więc przez 1 dzień nie zaprzątano sobie głowy jego śmiercią – inaczej jak w przypadku Józefa Stalina, tam jednak był duży chaos.
Bolesław Bierut to tylko pozostałość po zrzucie Mołojców i Krasickiego, którzy się wyrżnęli, bo ich mocodawcy z Moskwy, a było ich kilku wydali sprzecznie brzmiące w swej wymowie rozkazy, które w Polsce już były mocno ze sobą w konflikcie. Chciano w ten sposób, a przecież ktoś na górze tymi generałami radzieckimi sterował i nie da rady, żeby to nie był Józef Wisarionowicz Stalin, sprawdzić czy ci rewolucyjni żołnierze będą sterowali na samodzielność czy na system, który mieli jako sprawne i karne narzędzie ZSRR stworzyć. A oni okazali się być zbyt samodzielni i polegli od kul własnych siepaczy i tak system oczyścił się sam. To mechanizm, który stosują w systemach władzy nie tylko rewolucjoniści, anarchiści, naziści, faszyści czy watykaniści. Ten mechanizm to normalny, systemowy i związany z całym światem sposób na oczyszczenie. Bierut był po prostu nijaki i się w to nie włączył, a tamci byli zaangażowani i polegli. On nie był szczególny czy wielki. Był nijaki. I nijacy w Polsce, miejscu styku wschodu z zachodem są właściwsi niż ci, którzy myślą za dużo o wielkości.
Widać więc, że zdarzało się w przeszłości, iż udawało się postawić na eksponowanym stanowisku państwowym kogoś przeciętnego i niepohamowanego, a ta osoba stawała się mitem, który potem lądował w spiżu. Gdyby mi wówczas przyszło do głowy, że z tych ludzi także uda się wyrzeźbić wielkie postaci, to bym chyba pomyślał, że to blef. Po latach mogę powiedzieć, że wtedy nikt o tym nawet nie marzył. Po prostu nam wszystkim udało się dogadać? Nie. To im udało się nas ustawić. Żeby być dobrze ustawionym, trzeba być w dobrych układach. Ustawić się to znaczy mieć dostateczne możliwości i zaplecze. Być ustawionym to dać sobą powodować.
W latach 80-tych XX wieku moje pojmowanie spraw, które dotyczyły państwa było kuriozalne. Ludzie byli rządzeni na sposób wschodni, a klasa rządząca nie dopuszczała do siebie obcych. A ja, byłem obcy nie tylko rządzącym, ale sobie sam. Nie znałem swoich możliwości i nigdy bym nie przypuszczał, że po latach inni nie znający swoich tak daleko zajdą? Mam jeszcze tutaj, nim przejdę do sedna sprawy taką uwagę natury etycznej – proszę, niezależnie od tego kto będzie to czytał, nie myśleć sobie, że ci ludzie albo dawni solidarnościowcy czy ludzie układu rządowego byli nieetyczni. Byli prawi na ile umieli, a sytuacja kraju i wewnątrz wytworzony układ fiksowały wszystko i mnie w tej całej sytuacji najbardziej interesuje ukazanie tego procesu – fiksacji. Bo sfiksowani jesteśmy jakoś i w rodzinie, czy szkole, na studiach i w pracy, ale sfiksowanym będąc społecznie jest się jeszcze pod wpływem własnych uzurpacji czy niemocy. I ci, którzy rządzą najczęściej są poddawani takim napięciom, że ich i niemoce i możliwości stają się punktem centralnym społecznie aprobowanej konstrukcji.
Najczęściej ludzie władzy są trochę przesterowani na taki układ wewnętrzny, że zwykli śmiertelnicy ne potrafią tego i zobaczyć i zrozumieć. To znaczy, że będąc u władzy ma się taki poziom satysfakcji, w pewnym sensie nieludzkiej, że jest się kimś wielkim z samego tylko założenia, że nas ktoś w tej sytuacji będzie oglądał. I to jest sedno tego, co rządzący ma, a czego nie ma śmiertelnik, nie zna tego i nawet ni jest sobie tego w stanie wyobrazić, tzn, jak silny to może być narkotyk, afrodyzjak i lek na wszystko.
Lech Wałęsa był prezydentem, który byłby zadowolony, gdyby jego wielkość była jakoś konsumowana przez ludzi pracy bardziej, niż sobie to mógł wyobrazić. I to było to, co interesowało tych, którzy go obserwowali. Odłączono go od jego dawnego zaplecza, odsądzono od czci i wiary bardzo łatwo, konfliktując ze wszystkimi. I zrobiono to siłami agenta i jego brata. Było to i potrzebne i w pewnym sensie bezpieczne dla wszystkich, gdyż Wałęsa uzurpował sobie coraz więcej praw do swej wielkości oraz stawał się w swoich oczach coraz bardziej moralny. Jego rola rosła coraz bardziej rosła, kiedy się okazało, że nie da rady stać z boku i patrzeć na to, co się dzieje. Do akcji w kroczył kolejny agent – Adma Michnik. Układ ten skonfliktował środowisko rządowe do tego stopnia, że wszyscy, którzy znali ustalenia rozmów w Magdalence zapomnieli o tych zasadach, które były kardynalne: kto sprawuje władzę ten narzuca warunki. Solidarnościowcy uznali, że ten układ został naruszony przez ludzi lewicy i zaczęli się grupować wokół przeciwników Lecha Wałęsy. Rzesza z nich nigdy nie była ważna w trakcie podpisywana układu Okrągłego Stołu. Dlatego też, kiedy coś się zmieniało, to liczni byli zdezorientowani tym, co się działo, a strona lewicy była skonsolidowana i rozumiała, o co chodzi. Solidarnościowy nie zamierzał wtajemniczać zbyt dużej liczby nuworyszy w to, jak należy widzieć obecny układ. Razem, siłą bezwładu solidarnościowcy zaczęli tracić na znaczeniu, a na scenie pojawił się następny z agentów – Aleksander Kwaśniewski.
Kwaśniewski miał żonę, która swoim czarem mogła przyćmić obraz małżeństwa Lecha i Danuty Wałęsów. Poza tym, pretendent był sprawniejszym mówcą oraz opierał się różnym manipulacyjnym uzurpacjom na tyle skutecznie, że nie można go było skonfliktować ani wewnętrznie ani wpłynąć na niego z zewnątrz. Liczono wówczas na to, że Aleksander Kwaśniewski, będąc osobą elokwentną będzie nie tylko rozmawiał, ale i tłumaczył atrakcyjność nowego oblicza lewicy. I to mu się tak dobrze udawało, że w niego włożono i potencjał, i ten obraz, który chciano początkowo odwzorować w Lechu Wałęsie. Wałęsa zdawał sobie sprawę z tego, że jego kat stał się raptem jego rywalem politycznym i do tego bardzo atrakcyjnym dla kobiet. Miał wrażenie, że świat usuwa się mu spod nóg i nic nie mógł zrobić, bo kto wygrywa wybory to rządzi, a kto rządzi ten narzuca warunki.
Kwaśniewscy bardzo szybko zyskali popularność i stali się bożyszczem lewicy. Nikt już wówczas nie pamiętał o Magdalence, gdyż lewica triumfowała. Ale zdarzyło się coś, co nie umknęło uwagi wnikliwym zarządcom. W 2005 roku układ sił w Europie nagle uległ zmianie. Unia Europejska była tworem bardzo niespójnym oraz miała wiele mankamentów, które stały się raptem możliwością, a nie przeszkodą. Wcześniej układ władzy PRL-u uznawał Unię Europejską za przeciwnika i rywala gospodarczego, a teraz pozostałości tego układu władzy w III RP uznały tę sytuację, która się rodziła dopiero za bardzo bezpieczną dla Polski. Polska mogła w tym układzie sił stać się elementem stabilizującym środkową Europę, ale ten układ wymagał zaangażowania, którego Polska nie mogła uznawać za stabilny oraz bezpieczny. Wtedy też doszło do dziwnej sytuacji, która spadła, jak grom z jasnego nieba i stała się kością niezgody pomiędzy dwoma obozami. Chodzi o to, że Aleksander Kwaśniewski miał w zwyczaju dużo pić i jego ekscesy były znaczącym elementem gry drugiej strony, a dla lewicy były synonimem żywotności lidera. To doprowadziło do takiej polaryzacji, że obóz solidarnościowy zaczął, mimo dużych wpływów laickich, sterować się na Kościół Katolicki.
Druga kadencja Aleksandra Kwaśniewskiego rozpoczęła się od spięcia znanego z wypowiedzi medialnej, pod którą jednakże kryło się pewne zdarzenie wcześniejsze. Niby nieważne, ale najważniejsze, bo do rozgrywania pierwszorzędne. W 1982 roku, kiedy stan wojenny był w rozkwicie liczono, że uda się jakoś załagodzić spór, ale chodziło to, żeby „Solidarność” nie miała przyszłości. Na szali były pieniądze z wpłat robotniczych Dolnego Śląska i Mazowsza, a to był nie lada rarytas dla władz, które mogły je przeznaczyć na cokolwiek, bo miały społeczne pochodzenie i można byłoby oskarżyć tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Kasa Dolnego Śląska została sprawnie ukryta i nigdy nie wpadła w ręce strony rządowej, a z mazowiecką było inaczej, ale słuch o niej zaginął, choć stanowiła łup 4 razy cięższy. Co nie dziwne wszystkie późniejsze opracowania na temat historii „Solidarności” zajmują się zawsze skrupulatnie kasą dolnośląską, a pomijają tę drugą. Był to wybieg tak chytry, że nie sposób go ocenić. Osobami, które się tym zajęły byli dwaj agenci – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Obaj uporali się z zainteresowaniem władz i starali się tak manewrować, żeby nikt się tym nie zajmował. Liczne pomówienia o interesowność rozbijali od razu atakiem na podstawy danych osób czyli prowadzenie się oraz kontakty ze służbami.
W tej sprawie było coś jeszcze. Coś, co nie tylko nie dawało spokoju solidarnościowcom, ale też było później rozgrywane właśnie przez Aleksandra Kwaśniewskiego. W sierpniu 1982 roku, kiedy sprawę badano, a badano bardzo wnikliwie, rozróżniano już tych dwóch mężczyzn oraz brata Jarosława. Nie byli oni ewidencjonowani, ani szykanowani. Nie internowano ich, po prostu ich nie było. Tak wsparto nie tylko ich, tych którzy mieli być niewidoczni, ale również mających swój udział w wydarzeniach, o których nikt nie wiedział. A nikt nie wyznawał się w tym, że już wówczas istniał wstępny zarys późniejszych prób dogadania się obu stron. Był rok 1982 i nikt z późniejszych głównych graczy nie mógł przypuszczać nawet, że Lech Wałęsa był tak niszczony uznano, że liczy się najbardziej. Przesłuchiwano go, bito, modelowano mu życie wg tego, jak to widziała władza, zastraszano, odbywano nad nim sądy i to wszystko wtedy uznawano za ważne. Równocześnie z innymi próbowano innych sztuczek. Donald Tusk stał się sposobem do nawiązania kontaktu z tą częścią „Solidarności”, w której było miejsce dla ludzi władzy. Tam umieszczano wtyki i po to konfliktowano obok niego ludzi, żeby robić mu coraz więcej miejsca, a po tym stawał się on coraz bardziej zauważalny. Był to proces i bezwzględny i brutalny społecznie, ponieważ niejednokrotnie jednostki żywotne były przesuwane i zabierane z drogi, by agent mógł funkcjonować.
Droga Jarosława Kaczyńskiego była inna i bardziej wyboista. Ciapa umiał tak lawirować pomiędzy swoimi narzędziami, że nikt nie zauważał jego i ciapowatości, i nieumiejętności zawierania sojuszy, likwidowania problemów czy dobierania sobie odpowiednich współpracowników. Kaczyński grał na swojego brata tak często jak mógł i usiłował wydostać się z kręgu ludzi, którzy wiedzieli o jego problematycznej inności. Wtedy już ich drogi były oddzielne. W kręgu ludzi „Solidarności” Jarosław Kaczyński stawał się stopniowo postacią czyli osobą, która ma jakieś znamiona bycia pomnikiem. Liczono na niego wówczas, kiedy było wiadomo, że inna osoba będzie miała skrupuły. On nigdy ich nie miewał i nigdy też nie zauważono u niego takich cech, które komplikowałyby by jego stosunki z ludźmi znaczącymi, przy jednoczesnych umiejętnościach przejmowania środowiska oraz spraw, które stawały się jego osiągnięciami. Lata leciały, a Jarosław Kaczyński stał się prawnikiem, doktorem prawa, szefem Porozumienia Centrum, liderem i powiernikiem wielu swoich współpracowników, którzy nie znali tak naprawdę jego przeszłości. Lech Kaczyński nigdy nie poznał możliwości swojego brata, którego mógł tylko brać za swoje alter ego. Jarosław sprawiał wrażenie człowieka błyskotliwego, poruszającego się swobodnie w kręgach ludzi władzy, a tak naprawdę nigdy specjalnie tego nie lubił. To, co mu odpowiadało to bycie na zapleczu i tak pozostało. Lech Kaczyński korzystał z tej jego umiejętności morderczej analizy, która niejednokrotnie doprowadzała innych do szewskiej pasji, gdyż Jarosław, siedząc sobie w pokoiku był w stanie określić, co należy zrobić w takiej czy innej konfiguracji i mu to dobrze wychodziło. Inni tylko kręcili głowami nad jego politycznym zmysłem równowagi i tak sprawy posuwały się do przodu.
Bronisław Komorowski nie szczędził starań, żeby stać osobą, która jakoś wypłynie, chociaż nie wychodziło mu tak dobrze organizowanie sobie zaplecza, gdyż hrabiowska metryka była i wabikiem ludzkich ułomności i odstraszyła niejednego żądnego przyszłej władzy. On sam nie starał się właściwie być nikim ważnym. Po prostu działał tak jak chciał, w odróżnieniu od pozostałych był bardziej niezależny, ale też w cieniu. Mim to z czasem nabrał na tyle wigoru, że stał się jednym z przywódców działań takich niewielkich i małych. Liczono na niego wówczas, kiedy można było liczyć na niewiele i nie mylono się zazwyczaj. Polityka polska nie była wymagającym środowiskiem w porównaniu z polityką europejską, ale zbierały się chmury nad wszystkimi agentami, gdyż Polska miała coraz większe znaczenie, co powodowało, że zasady zmieniły się: kto wygrywał nie tylko określał warunki – musiał też brać na siebie dużo większą odpowiedzialność.
Czasy, kiedy można było określać coś ogólnie i dobierać sobie zwykłych ludzi kończyły się i trzeba było mieć specjalistów wysokiej próby, a ci szybko zauważali, że środowisko rządowe jest cokolwiek nieruchawe, kiedy trzeba działać i ułomne w wielu dawałoby się błahych sprawach. Trudności zaczęły nastręczać kontakty międzynarodowe, gdyż żaden nie umiał brylować w towarzystwie ani zadzierzgiwać znajomości, które mogłyby być jakimś osiągnięciem tego czy innego agenta.
Sprawy zaczęły się komplikować i wówczas zdarzały się nieprzewidziane okoliczności – agent zasłabł, upił się do nieprzytomności, nie wiedział, co było przedtem, nie rozumiał, jak wyjść z matni własnych sposobików, zadzierzgiwał sojusze, które były nie do wyzyskania, robił wiele, ale nic z tego nie wynikało. W zwykłym życiu agent stawał się kuriozalnym odbiciem siebie samego, lecz ludzie dookoła coraz bardziej zauważali, że to jest jakieś dziwne lub niedziałające. Zaraz też chcieli rozwiązać taką czy inną sytuację, żeby układnie to załatwić i żeby lider mógł działać dalej. A tu się okazywało, że to nie tak, że lider wprawdzie chce, żeby mu pomóc, ale też chciałby, aby inni ciągle mu usługiwali, a on żeby był na zapleczu. Takich układów było coraz więcej i wtedy w sukurs przychodzili pozostali agencji. I tak tworzył się układ wieloskładnikowy, który potrzebował ciągłego nadzoru, żeby ci, którzy zostali postawieni na takiej czy innej pozycji życiowej wytrwali w tym. Ludzie nie zdają sobie najczęściej sprawy z tego, że agent nie chce, ale musi.
Każdy z nich był cieniem samego siebie i każdy był tłumaczem własnych niemożności. Nadzorcy zaraz rozwiązywali problemy i wszystko dalej toczyło się znowu. Kiedy natomiast ludzie zauważali, że bez tlenu ten cały układ, i to jedna i druga strona sceny politycznej nie działa, wtedy odłączano tych ludzi i starano się tak sterować, aby inni przejmowali ster. Zdarzały się sytuacje kuriozalne, kiedy ludzie nie mogli tego czy innego zdarzenia zrozumieć bez tworzenia dodatkowych zniuansowanych opowieści, bo rozebrać tego nie było sposób inaczej. Takie sytuacje urastały do rangi mitu.
Najważniejszym wyznacznikiem tego, co było ważne był układ, który miał działać. Nie ta czy inna opcja polityczna, ale układ był sensem całości. Dlatego większość ludzi nie rozumie, że bez drugiej strony ta pierwsza nie ma sensu. I to muszą być ci sami ludzie! Role, zadania, układy, sposoby i wyjścia z matni – to wszystko po jednej i po drugiej stronie jest podobne od lat. A dlaczego? Bo scenariusz jeden i ten sam: układ musi przetrwać, a układ jest wspierany przez tych samych rządców, którymi są prawdziwi agenci. W Polsce zaczęły się problemu natury identyfikacyjnej, gdyż agenci właściwie czuli się związani ze sobą i z rządcami, więc określenie natury ich polityki i opcji politycznej nastręczało niemałych trudności. Rządcy dzwonili i tylko słuchali wywodów, nieraz zbyt przydługawych, bo agenci uaktywniali się, jako ideologowie przez telefony, a na mównicy sejmowej zwyczajnie pyszczyli. Taki układ władzy miał konsekwencje – nikłe rezultaty musiały być podbechtywane zawsze sosem emocji, likwidacji, lustracji oraz infiltracji. W takich warunkach nie każdy człowiek dobrze się czuje, a ci którzy byli wytrwali mieli szczególne cechy: podległość, nieróbstwo, wygórowane potrzeby oraz patologie różnego typu (homoseksualizm, pijaństwo, narkomania, hazard, seksoholizm oraz prostytucja).
Zdarzenia, które były przełomowe dla układu władzy można podzielić na trzy grupy:
1. te, które formowały cały układ i które sprawiały, że układ jest spoisty
2. te, które były ważne dla liderów i dla samych rządców układu
3. te, które były ważne dla konkretnej opcji politycznej.
Ad. 1
Lista spraw w pierwszej grupie jest nie tylko najdłuższa, ale i najbardziej spektakularna z punktu widzenia społecznego i politycznego.
A) W 1998 roku zdarzyła się taka sytuacja, że na scenie politycznej był marazm i chodziło o to, żeby coś się działo i wówczas Aleksander Kwaśniewski dopuścił do swojego grona człowieka, który nie był istotny, ale mógł coś wnieść w tym układzie. Józef Oleksy był miejscowym politykiem, nie miał koneksji w żadnym układzie władzy i poruszał się wyłącznie wśród polityków warszawskich. Dzięki włączeniu go do układu rządcy mieli odtąd wpływ na Warszawę w sposób taki, że Oleksy konfliktował ludzi, którzy zarządzali sprawami własnościowymi tak, żeby sami rządcy mieli coś z tego układu władzy. Liczyli przede wszystkim na to, że w Warszawie powstanie coś na kształt czegoś, co będzie stanowiło platformę do przejęcia znaczących wpływów na całym obszarze stolicy.
B) W 1998 roku sytuacja się skomplikowała w obszarze spraw międzynarodowych tak, że trzeba było mieć kogoś, kto będzie zajmował się polityką w ten sposób, by cały układ, a nie tylko jakaś opcja polityczna był nawożony tymi informacjami o sytuacji międzynarodowej. Wówczas dopuszczono do objęcia ministerstwa spraw zagranicznych przez profesora nieznaczącej uczelni, Krzysztofa Skubiszewskiego. Człowiek ten nie był ustosunkowany politycznie, ale był sprawnym dyplomatą tylko, że był niezależnym człowiekiem i tu rodził się problem, o którym nie wiedziano. Był homoseksualistą, ale nie „praktykującym”, bo miał swoje lata. Wtedy dobrano mu także homoseksualistę, który był jego współpracownikiem i w ten sposób stworzono układ słabszy, bo w środowisku polskim jest to ciągle problem natury etycznej, nie tak jak na zachodzie.
C) W 1999 roku był już znaczący deficyt budżetowy i wówczas wymyślono, że sprawami finansów będzie się zajmował cały układ tak, żeby państwo nie miało problemów budżetowych. Rozwiązaniem był ktoś, kto nigdy nie zajmował się praktyczną ekonomią. Profesor Marek Belka miał poglądy lewicowe, ale nieuformowane, więc znaleziono mu współpracownika, który był jednocześnie nadzorcą. Leszek Miller, praktyk, bo i politruk i robotnik uznał, że to jest dla niego wyjście na szerokie wody i wówczas natrafił na kontrę ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego. Wtedy też doszło do pierwszej poważnej utraty przez lewicę autorytetu, kiedy Aleksander Kwaśniewski stał się pośmiewiskiem, bo nie miał ponoć dyplomu. Sprawę tę nagłośnił Leszek Miller, wykorzystując Józefa Oleksego, który znalazł jakoby na ten temat informacje w archiwum uniwersyteckim. Sprawa obiła się o grono lewicy i wypłynęła na szersze forum.
D) W 2000 roku sytuacja była taka, że w gronie nadzorców pojawił się ktoś, kto mógł zmienić to, co do tej pory robiono, żeby działał układ. Kapitan Feliks Krzak, pseudo BLUS był osobą, która miała koneksje w Warszawie, w środowisku biznesowym i mógł tak sterować sprawami układu władzy, że niektórzy ludzie mogli uzyskać promocję dzięki temu, że Krzak dałby im tyle miejsca w tych układach po to, iżby rządcy mogli się rozwinąć gospodarczo. Wtedy też osadzono na stanowisku ministra gospodarki profesora Janusz Steinhoffa, który nie był sprawnym politykiem, ale mógł stanowić odgromnik w kierunku Górnego Śląska, który to region miał gospodarczo i strategicznie najważniejsze znaczenie dla Polski. Sytuacja miła się zgoła tak, że Steinhoff stał się niejako alibi dla całego układu, gdyż nikt nie wiedział jak doprowadzić do układu gospodarcze takiego, iży Polska była atrakcyjnym miejscem inwestycji zachodnich i wschodnich. Polityk ten umiał lawirować, dzięki informacjom rządców, ale nie wiedział jak rozmawiać skuteczne, że by Polska umiała tą sytuację przekuć w umowy gospodarcze, które stawały się u progu XXI wieku bardzo zapalnym punktem obrad wszelkich konferencji, gdyż Polska była surowcowym Eldorado, a politycy polscy niewiele sobie z tego robili doprowadzając do potknięć natury proceduralnej w trakcie negocjacji wielokrotnie psując cały dorobek wielomiesięcznych dyskusji, które musiały być wieloskładnikowe oraz wielotorowe, gdyż polska gospodarka była zależna od dostarczania na rynki wschodu i zachodu licznych surowców o znaczeniu strategicznym dla gospodarek dużo bardziej rozwiniętych niż polska gospodarka.
E) W 2001 roku stała się rzecz i dziwna i dyskusyjna ze względu na to, co podtrzymywał układ. Nikt nie chciał tego komentować, ale tak było, że rządcy stawali na głowach, żeby układ rządowy był stabilny. W kuluarach sejmowych dopatrywano się kryzysu rządowego, a nie chodziło o kryzys tylko o reformowanie, gdyż u rządców pojawił się niesmak, gdyż Aleksander Kwaśniewski chciał żeby jego pozycja została potwierdzona jakoś na forum Polski. Wówczas rządcy zadecydowali, że nie da rady utrzymywać tylu agentów w takim układzie, kiedy każdy z nich dąży do wielkości i trzeba ich przycinać. Udało się to zrobić powołując nową formację, która miała spełniać rolę atakującego. Prawo i Sprawiedliwość było formacją, która starała się nie tylko atakować pozycję dotychczasowych liderów, ale także doprowadzać do sądów w obronie prawdy i sprawiedliwości tak, że mało kto zauważał, iż tymi, którzy tym kierują i dostarczają dowodów związanych z przeszłą drogą życiową czy polityczną albo przedsiębiorczą dostarczali rządcy.
F) W 2002 roku ukazał się nakładem pewnego wydawnictwa związanego z PiS spis ludzi, którzy mogli w dawnej Polsce czyli PRL-u być informatorami służb specjalnych i który stał się podstawą do wszczynania procedur lustracyjnych. Na bardzo niewielkich poszlakach rządcom udawało się dowodzić, że konkretni politycy byli kiedyś uwikłani w układy agenturalne niszczące „Solidarność”. Jarosław Kaczyński skwapliwie przyjął rolę kata, gdyż najczęściej bywał w życiu ofiarą. Inni z agentów nigdy nie stali się nawet w najmniejszym stopniu podejrzani o to, że byli tajnymi współpracownikami służb specjalnych.
G) W 2003 roku Polskę obiegła sprawa związana z pewnym zdarzeniem kompletnie nieistotnym, ale rozdętym do granic absurdu, po to ażeby można było sterować zawsze na małe i nieważne sprawy i uderzać nimi w polityków każdej opcji. Wówczas chodziło tylko o prawo jazdy jednego z polityków i wówczas udało się rządcom wmówić agentom-politykom, że życie polityczne musi być czyste i dlatego trzeba je oczyścić z takich sytuacji. Nie przeszkadzało przy tym, że sami agenci często dużo pili i prowadzili na kacu. Ta sprawa była tak kuriozalnie nieważna, że nikt w niej nie widział żądnej sprawy. Po latach okazało się, że polityka można wyłączyć po nieistotnych banialukach, które stawały się po prostu narzędziem operacyjnym rządców. Dlatego też wielu polityków opierało się normalnym procedurom demokratycznym i nie składało swych stanowisk, gdy trzeba było sprawdzić ich prawdomówność i moralność. Tym samym udało się rządcom wpłynąć na rozmydlenie polityczne rodzącej demokracji
H) W 2004 roku Polska weszła w skład Unii Europejskiej i wszyscy agenci chcieli być ojcami tego sukcesu. W rezultacie już po kilku latach nikt nie był łączony z faktem wstąpienia Polski w szeregi państw UE. Udało się to zrobić napuszczając na siebie jednego za drugim agenta w łonie każdej opcji politycznej i wtedy też żaden z nich już nie chciał z sobą współpracować i ufać sobie.
I) W 2005 roku sytuacja polityczna Polski na arenie międzynarodowej wymsknęła się z rąk i agentów-polityków i rządców. Polska została przez zachodnie koła polityczne zakwalifikowana do państw drugorzędnych w wyniku machinacji niemieckich oraz w wyniku działania takich kół finansowo-gospodarczych, które widziały w Polsce przede wszystkim dostarczyciela tanich i nieprzerobionych surowców, które wstępnie mogły być przerabiane w Polsce, ale nie chciano tego, bo wówczas ceny surowców były bardzo niskie. Niemcy sterowały na wyprowadzenie z Polski takich ilości surowców i półfabrykatów surowcowych, żeby tylko zarabiać na eksporcie ich do wybranego kraju świata. Nikt w Polsce nie wiedział, że taka polityka proniemiecka ma krótkie nogi. Niemcy odkryli, że Rosja jest w układzie z Polską, więc zaczęły tak sterować, żeby Polska uwikłała się w tanie kontrakty z nimi i żeby Polska była pomiędzy młotem, a kowadłem.
J) W 2006 roku nastał czas całkowitej zmiany dotychczasowych układów w samym układzie. Rządcy musieli rozsądzić podstawowy spór w łonie lewicy, gdzie Aleksander Kwaśniewski zdobył sobie taką przewagę nad pozostałymi agentami, których ustawiono teraz inaczej, chcąc aby ci ludzie nie byli tacy jakby musieli robić to, co rządcy zarządzą. Chodziło o to, żeby było podstawowe wrażenie, ę lewica jest usamodzielniona, choć tak nie było i zdobyła sobie przewagę nad prawicą, choć to nie była prawica i przewaga lewicy nie była faktyczna w tym względzie. Był to zasadniczy warunek przewagi rządców nad całością systemu czyli że rządcy przechodzą do roli normalnych agentów i rezygnują z dotychczasowej funkcji dozorców i akuszerów. Politycy mieli mieć wrażenie, że rządcy czyli agenci są niezainteresowani dalszym trzymaniem na nich swojej łapy.
K) W 2007 roku Polska stała się państwem, gdzie stosunki społeczne zmieniały układ rządowy w ten sposób, iż rząd nie reagował na żądne, ale to żądne sytuacje natury społecznej, Chodziło o to, żeby układ polityczny wytworzony przez rządców był nieczuły na uzurpacje społeczne do tego stopnia, żęby rządcy nie musieli reagować zbyt często w kierunku rządu i polityków, sprawiając wrażenie niezależności układu politycznego od rządców.
L) W 2008 roku nastały czasy stabilizacji politycznej, a ci, który chcieli w polityce czegoś dokonać musieli liczyć się z tym, że układ ich wyrzuci poza nawias. I bywali tacy neofici, którzy musieli skonfrontować się z tym, że nie da rady było nic zrobić, tylko dokonać rachunku możliwości i działań własnych do tego stopnia, że albo te osoba zostawała na swoim miejscu, mimo większych możliwości niż u innych polityków albo musiała pożegnać się z polityką.
Ł) W 2009 roku doszły do rządców informacje UE, że Polska nie może pełnić roli takiej, jak to sobie Polacy założyli w swoich planach, które politycy europejscy zrozumieli po konsultacjach z politykami polskimi w łonie PE. Wówczas nie rozumiano jeszcze, żę to nie jest coś czasowego tylko szerszy aspekt działań europejskich, które są w interesie także środowisk finansowo-gospodarczo-politycznych wykraczających poza Europę. Ten trend był tak silny w tym roku, że przez cały czas uaktywniał rządowo-agenturalne działania w Polsce, które zmierzały do zanalizowania przez Polskę tego, co się dzieje i ci wpływa na taką ocenę sytuacji przez koła europejskich polityków. Rządcy nie uświadamiali przy tym układu o sprawie najważniejszej: Europa weszła na skraj przepaści gospodarczej po tym, jak Chiny i Rosja zaczęły zbijać ceny różnych towarów ekskluzywnych po to, żeby usidlić zachód gospodarczo. Chiny były motorem tych działań, więc rząd polski nie mógł w ogóle zrozumieć tego, co się dzieje w polityce europejskiej wobec Polski.
M) W 2010 roku doszło do takiego wydarzenia, które nie tylko zmieniło układ i cele rządców, ale też doprowadziło do tego, że cała europejska polityka legła w gruzach. Unia Europejska mogła próbować utrzymać swój status tylko wówczas, gdyby społeczeństwa zachodnie zrozumiały swoją sytuację gospodarczą i zaprzestały rozwoju na rzecz konsolidacji. Tylko taki kierunek polityki na dłuższy dystans dawał Europie możliwość utrzymania się na powierzchni życia gospodarczego i nie kłucia tym swoim luksusem i Europy środkowej i wschodniej oraz Azji i Strefy Pacyfiku. Katastrofa pod Smoleńskiem była wydarzeniem tak kuriozalnym, że nie można jej opisać w żadnym wymiarze, nawet kabaretowym. Tragedia, której można było uniknąć tylko, gdyby układ był zdrowszy i bardziej racjonalny została przyśrubowana do układy rządzącego czyli PiS, natomiast skład całego samolotu rządowego ujawniał, że wszystkie prawie partie polityczne poza PSL były zdania, że należy na Rosji wywrzeć nacisk i że to jest powinność Polaków jako Europejczyków.
N) W 2011 roku ten układ, który wytworzył się w Europie w poprzednim roku przypominał sytuację konfliktu zakamuflowanego, w którym to konflikcie Polska była rozgrywana przez układ państw Niemcy–Belgia–Wielka Brytanie. Rząd polski nie mógł przeciwstawić temu układowi radnego swojego układu państwowego, więc robiono wszystko, żeby w widoczny sposób Polska kontestowała Unię Europejską oraz przeistaczała się sama w obrońcę Europy środkowej, mimo że żadne z państw tego regionu nie zgłaszało pretensji do pozostawania w szczególnie bliskich kontaktach z Polską.
O) W 2012 roku sytuacja Polski uległa dalszej degradacji, ponieważ doszło do kolejnej katastrofy, tym razem samolotu wojskowego z polską generalicją, która była związana z NATO.
P) W 2013 roku w Polsce nastąpił poważny zwrot w kierunku destrukcji systemu władzy, ponieważ Platforma Obywatelska, która pełniła ważną, buforową rolę na kierunku unijnym nie chciała już rządzić i oddała po prostu władzę Prawu i Sprawiedliwości. Zostało to tak zrobione, że społeczeństwo nawet nie skojarzyło pewnych ważnych faktów z działaniami rządców, którzy wtedy już mieli pozycję wyższą niż w poprzednich latach. Rządcy znaleźli sposób na to, żeby wyłączyć z biegu o pozycję w Polsce Sojusz Lewicy Demokratycznej, ponieważ ta opcja polityczna była przygotowana do przejęcia władzy w sytuacji zagrożenia ze wschodu takiego, które byłoby czymś więcej niż wpływem z daleka, jak to było w przypadku obu katastrof, gdzie natrafiono na działania wywiadu rosyjskiego, który infiltrował rządców oraz dowództwo wojska polskiego, doprowadzając do sytuacji szczególnego przejęcia i układu rządowego i dowódczego po to, żeby w niedalekiej przyszłości mieć do dyspozycji tylko uległych Polaków po swojej stronie.
R) W 2014 roku, roku przejęcia władzy przez PiS układ rządowy wyglądał tak, jakby był prawicowy, a rząd od razu zaczął sterować przeciwko Unii Europejskiej. Oczywiście była to kuriozalna sytuacja, ponieważ PiS z racji swej przeszłości oraz ustawienia na scenie politycznej powinien szukać porozumienia s instytucjami europejskimi. W tej sytuacji, jak rysowała się na świecie i sytuacji w jakiej była Unia Europejska na świecie nie można było w ogóle znaleźć miejsca dla Polski w polityce międzynarodowej. Polska była izolowana przez wszystkie znaczące państwa unii, a mniejsze i średnie nie rozumiały tego układu. Razem ta sytuacja dolewała oliwy do ognie społecznego w Polsce, a PiS sterował na układ ze społeczeństwem, które dostało szybko tego świadectwa w postaci bezzasadnych uposażeń.
S) W 2015 roku nic specjalnego nie znamionowało tego, co nastąpiło na arenie międzynarodowej. Polska nie mogła wyzwolić się już nie tylko z nacisków unijnych, ale także z nacisków Stanów Zjednoczonych, Chin oraz Rosji razem wziętych. Zrozumiano, e jest to sytuacja, w której wzni gracze światowi naciskają na polską gospodarkę, chcąc z Polski wyprowadzić za bezcen surowce oraz komponenty rządowo zależne czyli takie, które wpływają na konstrukcję maszyn skomplikowanych oraz bardzo zautomatyzowanych, dając rządom tych państw możliwość rozwoju nauki, techniki i militariów.
T) W 2016 roku Polska doznała kolejnej klęski na arenie międzynarodowej, gdzie ustalono, że Polska ma płacić odszkodowania dla Unii Europejskiej, a ustalenia były niejawne i zaaprobowane przez ciało, którego nie było w układach unijnych. Byli to politycy niemieccy i brytyjscy, którzy myśleli, że w ten sposób usidli się Polskę i zmusi do ograniczania nadań społecznych, którymi rząd usiłował tak rozdąć potrzeby społeczne, żeby wykazać, iż społeczeństwo polski tak, jak europejskie ma swój sposób funkcjonowania i musi żyć na pewnym, niezbywalnym poziomie. Unia i tak nie mogła tego zablokować, więc Wielka Brytania widząc co się dziej rozpoczęła proces wychodzenia z Unii Europejskiej, wietrząc problemy większe niż to można było przewidywać, gdyż naciski Chin i Rosji zwiększyły się do granic atomowych.
U) W 2017 roku Polska nie mogła już nic zrobić w sytuacji, kiedy cała Unia Europejska widziała w Polsce problem nr 1. Przedstawiciele mniejszych graczy ne chcieli znać szczegółów i tak sytuacja rozwijała się w kierunku nacisków, które miały takie znaczenie, iż Polska miała przeciwko sobie wszystkich tak, jak to było przed II wojną światową.
W) W 2018 roku nastąpił krach polityki rządowej i wówczas nie widziano w tym żadnego problemu, ponieważ nie wyobrażano sobie, by Polska mogła w tej sytuacji stracić znacznie, gdyż w tym roku należało przedłużyć kontrakty dostaw surowcowych czyli trzeba było się porozumieć. Preliminaria jednak ujawniły, że cała strona światowych graczy żąda od Polski takich cen, które sprawiały wrażenie układu przeciwko Polsce i byłoby to dążenie do zmonopolizowania kontraktowego przez Niemcy dla potrzeb Chin, Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
Ad. 2
W drugiej grupie sprawy są uszeregowane binarnie.
A) W 1997 roku w Polsce doszło do szeregu wydarzeń, które doprowadziły do upodmiotowienia z punktu widzenia niektórych agentów ich samych, a chodziło o Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Adama Michnika. Aleksander Kwaśniewski stał się butny oraz przewrotnie nieukładny i nie można było na niego wywrzeć nacisku ro tego stopnia, że cały układ chwiał się, a lewica musiała sprawiać wrażenie czegoś, co będzie kiedyś podstawowym układem sił w Polsce, a jego działania i plany burzyły ten schemat, który zaaprobowali rządcy. Jeden z nich, porucznik Jerzy Kobzdroń, pseudo KOBZA uważał, że należy tak to zorganizować, że Kwaśniewski odbierze lekcję, która da sygnał tylko na lewicy do opamiętania się. Uknuto małą intrygę i wówczas odezwał się cały kraj, bo jego ekscesy pijackie wykorzystał ktoś, kto nie był z lewicy. Andrzej Olechowski powziął plan, który znalazł aprobatę rządców, że założy on partię, tylko nie wiadomych poglądów, ale taką która może odegrać znaczenie w moderowaniu nastrojów społecznych, które już wówczas odbierano, jako platforma dla Polski w kierunku Unii Europejskiej, gdzie znaczenie kraju rosło.
B) W 1998 roku wydarzyło się coś, co zmieniło bieg wydarzeń w układzie i wpłynęło szczególnie na jednego z agentów – Leszka Millera. Postanowiono, że ten agent może być znaczniejszą kartą w talii rządców, kiedy stanie się osobą, która dokona czegoś, co będzie podobne do działań także robotniczo zorientowanego Lecha Wałęsy. Dlatego przygotowano go do pełnienia odpowiedzialniejszej funkcji w Polsce doprowadzając do tego, do czego rządcy do tej pory doprowadzali wtedy, kiedy agent mógł oddziaływać na taką część społeczeństwa, która dawała na przyszłość gwarancję zwrotu w postaci wpływu na takie wydarzenia, które będą celowały w ich większe oddziaływania. Leszek Miller został tak ustawiony w konfiguracji rządowej, że mógł cały czas liczyć na coraz więcej współpracowników oraz jego ewentualna pozycja byłaby tak ustawiona, że nie kolidowałaby z pozycją Aleksandra Kwaśniewskiego, ponieważ mimo tego, że razem reprezentowali lewicę to pasjami nienawidzili się.
C) W 1999 roku sytuacja dojrzała do tego, żeby widzieć na scenie jeszcze jednego agenta, którego wsparto znacznie także w życiu medialnym. Chodzi o Adama Michnika, który stawał się często powodem i drwin, ale i autorem celnych komentarzy dziennikarskich, więc potrafił tak lawirować pomiędzy tymi, którzy bruździli i jednym i drugim, że nikt nie uznałby go za członka jakiejkolwiek opcji politycznej postsolidarnościowej. Michnik wszczynał często kłótnie i spory historycznie zaangażowane, które były tak uszeregowane medialnie, że dawały efekt kaskady, a informacje płynęły od rządców pełną rzeką ścieków w rodzaju oskarżeń, prania brudów i lustracyjnego ciągu dowodów, które nie były niczym innym jak tylko insynuacjami, które wykorzystywano, żeby państwo było wewnętrznie skonfliktowane.
D) W 2000 roku sytuacja w kraju dojrzała do tego, żeby przygotować następnego agenta na wyższy pułap życia społecznego. Był to okres szczególny, ponieważ cały obóz lewicowy aż huczał od uczt i biesiad, które były fetą dla Aleksandra Kwaśniewskiego, który wygrał drugą kadencję po wygranej w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Nikt z nich nie przypuszczał, że dla rządców to jest ogromny problem, gdyż taka formacja może się wymknąć spod kontroli, dlaczego sterowali na to, żeby lewica stała się bardziej ascetyczna niż przeciwnicy polityczni.
[...]
Mam już dużo lat. 95 lat życia – to szmat czasu. Nawet nie wiem, jak szybko ten czas minął. Moja opowieść dotyczy Polski. Nie wiem, jak lepiej ja opowiedzieć, jak tylko mówić prosto i prawdziwie, choć Polacy tacy nie są i chyba by tego nie pochwalali.
W latach 80-tych XX wieku byłem członkiem NSZZ „Solidarność”. To potężna organizacja społeczna tamtych czasów– tak powie Polak znający historię. Ludzie w Polsce lubią mity, bo Polska leży w środku kontynentu europejskiego. A takie położenie powoduje, iż myśli się – jesteśmy ważni. Prawda jest inna. Jesteśmy ważni, ale tylko na taką miarę jacy jesteśmy i gdzie jesteśmy. Struktury „Solidarności” ukryły podstawowy fakt, że członków tego związku zawodowego nie było wcale 13 mln, tylko 3 mln, z okładem. Taki malutki szwindelek, który został zaaprobowany przez władzę i był to dobry układ, gdyż to masa ludzi pracujących i ich rodzin czyli Polaków, zwykłych ludzi.
Mit założycielski PRL był tworzony w gabinetach komunistów. Zastanawiali się oni, jak go skroić, żeby zawsze był to mit sobowtóra PRL. I najważniejszą kwestią było rozsądzenie, kto ten mit powoła do życia? Nie było jednomyślności w PZPR. Jaruzelski był człowiekiem układnym i dobrze skomunikowanym z przywódcami „Solidarności” i uważał, że jest to taka sprawa, która nie może dzielić, że musi łączyć i jednych, i drugich. Szukano tylko odpowiednich osób. W łonie PZPR to musieli być ludzie i młodzi, i wykształceni. W łonie „Solidarności” - wręcz przeciwnie. „Solidarność” to miała być właśnie masa 13 mln Polaków, masa prostych ludzi, nie zbuntowanych, tylko rozgoryczonych, ale potem zadowolonych. A kto może być zadowolony w państwie, gdzie ludzie zawsze będą zarabiać dzięki pracy w kopalniach, hutach, fabrykach i stalowniach? Robotnicy, no i do tego chłopi i urzędnicy. Zatem, tak to sobie wyobrażono i zastosowano drugi szwindelek – doradcy „Solidarności” musieli być cały czas pod obserwacją i być infiltrowani od środka, bo tam są prawdziwi, a przecież nie oni mieli w przyszłości rządzić. Poza tym byli najczęściej już po 50-tce. To musieli być ludzie młodzi, po przejściach, żeby byli słabi.
Ze strony rządowej byli to:
1. Leszek Miller, robotnik, a tak naprawdę politruk i niebezpieczny człowiek, także dla swojej rodziny, który konfliktował człowieka przez zbieranie informacji od początku do końca o danym człowieku, tak żeby wykazać, że jest tylko jego
2. Aleksander Kwaśniewski, mały człowieczek, którego nauczono do perfekcji kłamstwa, niewykształcony tak, jakby tego dowodził, bo na zajęciach na uczelni bywał rzadko, gdyż był szkolony na agenta i to najczęściej w kazamatach Urzędów Bezpieczeństwa – nigdy nie miał nawet absolutorium, to przykrywka (słowo to w tym środowisku solidarnościowo-rządowym zrobiło karierę)
3. Włodzimierz Czarzasty, agent, który wielokrotnie znęcał się nad ludźmi nie tylko fizycznie, jak poprzednik, ale psychicznie opasywał całe rodziny swoimi mackami i gnębił, gnębił aż do upadłego
4. Andrzej Olechowski, agent, który był za mały na zbyt dużo, więc powierzono mu początkowo rólkę, która potem urosła do rangi jakiejś tam wielkości, tylko się tego przestraszył, bo wiedział, że ten system idzie na zatracenie - miał stały kontakt z Moskwa i był informatorem służb rosyjskich.
Ze strony solidarnościowej byli to:
1. Adam Michnik, który miał dobry rodowód, ale pasjami lubił się przepoczwarzać, jak kameleon i był nie do uchwycenia później, więc zepchnięto go na bok, zresztą nie za bardzo dobrze czułby się w roli zdrajcy
2. Bronisław Komorowski, który nie pasował do planu, bo był naukowcem, ale nieistotnym, więc zostawiono tę sprawę, a jego umiejscowiono tak, by miał zawsze dobre pole manewru tylko, że on nie miał zbytnio zmysłu zabójcy
3. Jarosław Kaczyński, niby prawnik i niby doktor prawa, mityczny przywódca „Solidarności” skądś tam, czego nie ma na mapach Polski i jego problemik – pederastia
4. Donald Tusk, też nie uczony, bo jak poprzednik nie bywał na zajęciach zbyt często i jego dyplom podrobiono, tak jak i dyplom Jarosława Kaczyńskiego, zresztą wiele takich szwindli robiono dla ludzi w strukturach „Solidarności”.
Ten układ ludzi mógł zadziałać tylko wówczas, kiedy będzie trzymany mocno za dupę, więc do tego stworzono system dozoru i infiltracji tak, żeby nie mogli być niezależni. Odtąd ci, którzy byli w Polsce niezależni zawsze podlegali naciskom i byli niszczeni. To podstawowy rys Polski nowej. Tak chciał Jaruzelski i przywódcy ZSRR. Córka generała Jaruzelskiego natomiast, robiła wszystko zawsze, żeby stworzyć mit Polaka, takiego demokrato-arystokraty. I to jej się nawet udało. Ludzie uwierzyli, że ona sama jest prawie arystokratką. Nigdy nie byli szlachtą. Jaruzelscy pochodzą z innej części dawnych Kresów i nie mieli nawet dworu, tylko byli skojarzeni z rodziną szlachecką, tacy mniejsi krewni i zazdrośni – śmiertelnie.
Ludzie w „Solidarności” sami tworzyli mity. Wiedzieli, że to nie może być 13 mln. Wiedzieli, że ci, co przewodzą, nie są jak szklanka. Wiedzieli, że nie da rady przecież stworzyć nowego, nie układając się z władzami. Wszyscy od początku grali lepszych tak, jak państwo – jest lepsze niż jest. Sama „Solidarność” wyznaczyła sobie cele: tak rozchwiać system PRL, żeby ten się prawie przewrócił i wówczas… nie wiadomo. I tak w tym państwie już jest i rozumieją to rządzący, ale wyborcy nie, że ludzi trzeba konfliktować tak, żeby byli skonfliktowani: sami ze sobą, w rodzinach, w pracy, w szkołach, w kościele – wtedy są do przejęcia.
Ludzie w PZPR za to wiedzieli, że to się nie uda, więc zastanawiali się razem, w małym gronie, jak to zrobić, żeby to przetrwało, jak najdłużej i wymyślili. Służby specjalne muszą to trzymać za twarz, a solidarnościowcy muszą się na to zgodzić. Godząc się, muszą być pod ciągłym nadzorem, więc muszą się sami nadzorować. Było wśród nich, dwóch młodych ludzi, którzy mieli miłą służbom przypadłość – byli homoseksualistami. Wtedy była to rzadkość – tak znaleźć i dwóch, i to jeszcze zdeklarowanych i atrakcyjnych dla siebie.
Donald Tusk był po prostu ciapą, która mogła się bardzo przydać! Jarosław Kaczyński zaś mały, chorobliwie dążący do wielkości i z bratem – małym naukowcem. Ten miks musiał dać efekty, gdyż sami ci ludzie dążyli do siebie nawzajem. Kto to wiedział, nie był bezpieczny. Już na początku pojawiły się pierwsze problemy. Jarosław stał się po prostu obiektem drwin i musiano ustawiać solidarnościowców, więc pedałem stawał się to Michnik, to inny ktoś i tak na zmianę. Tak to rozmyto i potem, wielokrotnie ludzie byli niszczeni w ten sposób, że rzucano na nich swoiste klątwy, żeby rozmyć coś, zamazać, zmienić wersje wydarzeń. Tandem Jarosław–Donald, i to w tej kolejności (sic) działał już od wczesnych lat 90-tych.
Adam Michnik potem wielokrotnie próbował a to coś prostować, a to zamazywać na łamach „Gazety wyborczej” tylko mu nie szło, bo wszyscy dookoła wiedzą, że kapitał założycielski spółki, w której rękach jest ciągle ten tytuł należał do strony rządowej. Ludzie chcieliby, żeby w Polsce był prosty mit – jesteśmy czyści, a tak nie ma. Michnik niszczył na łamach gazety wielokrotnie ludzi prawych tylko dlatego, że dostawał regularnie zlecenia ze służb i od nadzorców czyli ze spółki. A rządzili nią, no dzisiaj już nie, bo to są ich rodziny, ludzie, którzy byli nomenklaturą w pierwszym pokoleniu, bo to był ich mit założycielski? Nie. Tak chciał wschód. Dlatego „Gazeta Wyborcza” to taki liberalny tytuł, a tak naprawdę rewolucyjny, co nie podoba się dzisiejszemu rządowi, bo ta gazeta ciągle zbyt mono steruje na wschód, a rządzący na – mur.
Jarosław Kaczyński wówczas, kiedy go znałem był po prostu tak skonfliktowany sam ze sobą, tak durnie rewolucyjny i pobawiony sensu życia, że wszyscy, którzy to widzieli myśleli, że ma coś z głową. A to było coś tak rzadkiego, że nikt nigdy nie przypuszczałby nawet. Miał syfilis, który był leczony w szpitalu MON. A nabawił się go w miejscu, które było w Polsce ukryte i niewidoczne. Warszawa, ciemne zaułki Nowego Świata. Tam była wówczas mekka homoseksualistów. Czy to możliwe?
Bronisław Komorowski miał jeden atut – pochodzenie nie podrobione. Ale i słabość – brak układności. Nie umiał się ustawić na starcie i zawsze go tam ustawiano. Nie, że chciał być bohaterem. Nie. Po prostu on nie umiał spuścić z tonu swojej hrabiowskiej rodzinki, więc go obrabiano wielokrotnie, zagrażając życiu jego i jego żony. I to poskutkowało.
Leszek Miller – niby robotnik, niby politruk, a tak naprawdę nikt. Pochodzenie niepewne. Zarobki niewiadome. Rodzina milcząca i bojąca się jego oraz jego mocodawców. No układ rodzinny rodem z horrorów i to dlaczego – bo Miller lubił wypić. I to dużo – jak to na wschodzie się praktykuje. I stawał w szranki z radzieckimi generałami i oni go fetowali. Tak kupił sobie – nic. Lubił za to udowadniać, że jest kimś – wszystkim, a zwłaszcza robotnikom i uwierzyli, choć przy pracy także jego mało widziano.
Aleksander Kwaśniewski to człowiek tak enigmatyczny, że nie sposób tyle pisać o nim, ile o poprzednikach. Nazwisko przejęte. Żydowski rodowód, tak jak Michnika. Studia i absolutorium w większości dorobione. Podpisy umiał tak podrabiać, że to on swoich współpracowników po prostu niszczył, bo dokładał słówko i potem ten ktoś lądował w pierdlu (dziennikarka i filmowiec). Umiał by zabić, gdyby przy tym się nie porzygał. Polaka, który mógłby być postrzegany, że może być większy od niego – zgniótłby własnymi rękami (Wojtyła i Wałęsa) i mało, co tego nie zrobił. Słowem monstrum, a nie pomnik.
Włodzimierz Czarzasty to przykład tak kuriozalnego człowieka, że nie sposób nie mieć torsji na samą myśl, że ktoś taki chodzi po ziemi. Nie pedał, tylko zboczeniec, tak jak Jerzy Sztur – obaj wielokrotni gwałciciele, których oddać ich wielu ofiarom, to jedyna możliwa kara. Słuchał, jak ktoś płacze i się dopiero rozochacał. A, gdy ktoś wołał o pomoc, wówczas bił do nieprzytomności – to informacje od kilkunastu ofiar, z którymi sam rozmawiałem, bo byłem… stójkowym czyli takim pilnowaczem.
Andrzej Olechowski to osobny rozdział tego układu. Kiedy inni byli ułomni czyli słabi, tego po prostu nie było. Dobrany został z agentów później, dla równowagi i tak już zostało, że włączał się czy był włączany w odpowiednim momencie, ale wychodził z gry sam i to zawsze tak, że inni nie mieli mu tego za złe.
Sprawa podstawowa czyli stworzenie nowego organizmu państwowego – duża sprawa. Ale jeśli ma się do dyspozycji agentów? Tylko, umówmy się – który z „wielkich” Polaków nie był agentem? A miałem takie możliwości jak mało kto, więc to badałem w archiwach MSW.
Władysław Sikorski był agentem i polskim, i francuskim i przez myśl by nam nie przeszło, że to jest jakiś problem. Rosyjski czy niemiecki – a fe! Ale francuski – to pachnący pan! Ale obcy to obcy, i agent to agent – nie polityk czy mąż stanu. Więc jego śmierć była po prostu ripostą losu, który sprowokował swoimi machinacjami, wielokrotnie mordując czy zlecając morderstwa na zlecenie. Był, jak pachnący powiew Francji w Polsce i dlatego… większość swego generalskiego życia spędził w polskim więzieniu. A generalski uniform? A, to taki uśmiech losu, kiedy po kolejnej misji morderczej jego kompanii dostał się w objęcia innego agenta.
Józef Piłsudski był jego przeciwnikiem, współpracownikiem i agenturalnym fundatorem II RP. Nie mogło być inaczej, gdyż jego możliwości były wprost niezwykłe. Pochodził z rodziny zrewolucjonizowanej szlachty, która miała na koncie konflikt z caratem i rodziną Romanowych, więc można go było łatwo ustawić w kalkulacjach obcych monarchii, jak choćby Hochenzollernów. Był tak pewny swego, że kiedy umierał jego otoczenie nie wiedziało czy on umarł czy siedzi i pisze swe dzienniki, więc przez 1 dzień nie zaprzątano sobie głowy jego śmiercią – inaczej jak w przypadku Józefa Stalina, tam jednak był duży chaos.
Bolesław Bierut to tylko pozostałość po zrzucie Mołojców i Krasickiego, którzy się wyrżnęli, bo ich mocodawcy z Moskwy, a było ich kilku wydali sprzecznie brzmiące w swej wymowie rozkazy, które w Polsce już były mocno ze sobą w konflikcie. Chciano w ten sposób, a przecież ktoś na górze tymi generałami radzieckimi sterował i nie da rady, żeby to nie był Józef Wisarionowicz Stalin, sprawdzić czy ci rewolucyjni żołnierze będą sterowali na samodzielność czy na system, który mieli jako sprawne i karne narzędzie ZSRR stworzyć. A oni okazali się być zbyt samodzielni i polegli od kul własnych siepaczy i tak system oczyścił się sam. To mechanizm, który stosują w systemach władzy nie tylko rewolucjoniści, anarchiści, naziści, faszyści czy watykaniści. Ten mechanizm to normalny, systemowy i związany z całym światem sposób na oczyszczenie. Bierut był po prostu nijaki i się w to nie włączył, a tamci byli zaangażowani i polegli. On nie był szczególny czy wielki. Był nijaki. I nijacy w Polsce, miejscu styku wschodu z zachodem są właściwsi niż ci, którzy myślą za dużo o wielkości.
Widać więc, że zdarzało się w przeszłości, iż udawało się postawić na eksponowanym stanowisku państwowym kogoś przeciętnego i niepohamowanego, a ta osoba stawała się mitem, który potem lądował w spiżu. Gdyby mi wówczas przyszło do głowy, że z tych ludzi także uda się wyrzeźbić wielkie postaci, to bym chyba pomyślał, że to blef. Po latach mogę powiedzieć, że wtedy nikt o tym nawet nie marzył. Po prostu nam wszystkim udało się dogadać? Nie. To im udało się nas ustawić. Żeby być dobrze ustawionym, trzeba być w dobrych układach. Ustawić się to znaczy mieć dostateczne możliwości i zaplecze. Być ustawionym to dać sobą powodować.
W latach 80-tych XX wieku moje pojmowanie spraw, które dotyczyły państwa było kuriozalne. Ludzie byli rządzeni na sposób wschodni, a klasa rządząca nie dopuszczała do siebie obcych. A ja, byłem obcy nie tylko rządzącym, ale sobie sam. Nie znałem swoich możliwości i nigdy bym nie przypuszczał, że po latach inni nie znający swoich tak daleko zajdą? Mam jeszcze tutaj, nim przejdę do sedna sprawy taką uwagę natury etycznej – proszę, niezależnie od tego kto będzie to czytał, nie myśleć sobie, że ci ludzie albo dawni solidarnościowcy czy ludzie układu rządowego byli nieetyczni. Byli prawi na ile umieli, a sytuacja kraju i wewnątrz wytworzony układ fiksowały wszystko i mnie w tej całej sytuacji najbardziej interesuje ukazanie tego procesu – fiksacji. Bo sfiksowani jesteśmy jakoś i w rodzinie, czy szkole, na studiach i w pracy, ale sfiksowanym będąc społecznie jest się jeszcze pod wpływem własnych uzurpacji czy niemocy. I ci, którzy rządzą najczęściej są poddawani takim napięciom, że ich i niemoce i możliwości stają się punktem centralnym społecznie aprobowanej konstrukcji.
Najczęściej ludzie władzy są trochę przesterowani na taki układ wewnętrzny, że zwykli śmiertelnicy ne potrafią tego i zobaczyć i zrozumieć. To znaczy, że będąc u władzy ma się taki poziom satysfakcji, w pewnym sensie nieludzkiej, że jest się kimś wielkim z samego tylko założenia, że nas ktoś w tej sytuacji będzie oglądał. I to jest sedno tego, co rządzący ma, a czego nie ma śmiertelnik, nie zna tego i nawet ni jest sobie tego w stanie wyobrazić, tzn, jak silny to może być narkotyk, afrodyzjak i lek na wszystko.
Lech Wałęsa był prezydentem, który byłby zadowolony, gdyby jego wielkość była jakoś konsumowana przez ludzi pracy bardziej, niż sobie to mógł wyobrazić. I to było to, co interesowało tych, którzy go obserwowali. Odłączono go od jego dawnego zaplecza, odsądzono od czci i wiary bardzo łatwo, konfliktując ze wszystkimi. I zrobiono to siłami agenta i jego brata. Było to i potrzebne i w pewnym sensie bezpieczne dla wszystkich, gdyż Wałęsa uzurpował sobie coraz więcej praw do swej wielkości oraz stawał się w swoich oczach coraz bardziej moralny. Jego rola rosła coraz bardziej rosła, kiedy się okazało, że nie da rady stać z boku i patrzeć na to, co się dzieje. Do akcji w kroczył kolejny agent – Adma Michnik. Układ ten skonfliktował środowisko rządowe do tego stopnia, że wszyscy, którzy znali ustalenia rozmów w Magdalence zapomnieli o tych zasadach, które były kardynalne: kto sprawuje władzę ten narzuca warunki. Solidarnościowcy uznali, że ten układ został naruszony przez ludzi lewicy i zaczęli się grupować wokół przeciwników Lecha Wałęsy. Rzesza z nich nigdy nie była ważna w trakcie podpisywana układu Okrągłego Stołu. Dlatego też, kiedy coś się zmieniało, to liczni byli zdezorientowani tym, co się działo, a strona lewicy była skonsolidowana i rozumiała, o co chodzi. Solidarnościowy nie zamierzał wtajemniczać zbyt dużej liczby nuworyszy w to, jak należy widzieć obecny układ. Razem, siłą bezwładu solidarnościowcy zaczęli tracić na znaczeniu, a na scenie pojawił się następny z agentów – Aleksander Kwaśniewski.
Kwaśniewski miał żonę, która swoim czarem mogła przyćmić obraz małżeństwa Lecha i Danuty Wałęsów. Poza tym, pretendent był sprawniejszym mówcą oraz opierał się różnym manipulacyjnym uzurpacjom na tyle skutecznie, że nie można go było skonfliktować ani wewnętrznie ani wpłynąć na niego z zewnątrz. Liczono wówczas na to, że Aleksander Kwaśniewski, będąc osobą elokwentną będzie nie tylko rozmawiał, ale i tłumaczył atrakcyjność nowego oblicza lewicy. I to mu się tak dobrze udawało, że w niego włożono i potencjał, i ten obraz, który chciano początkowo odwzorować w Lechu Wałęsie. Wałęsa zdawał sobie sprawę z tego, że jego kat stał się raptem jego rywalem politycznym i do tego bardzo atrakcyjnym dla kobiet. Miał wrażenie, że świat usuwa się mu spod nóg i nic nie mógł zrobić, bo kto wygrywa wybory to rządzi, a kto rządzi ten narzuca warunki.
Kwaśniewscy bardzo szybko zyskali popularność i stali się bożyszczem lewicy. Nikt już wówczas nie pamiętał o Magdalence, gdyż lewica triumfowała. Ale zdarzyło się coś, co nie umknęło uwagi wnikliwym zarządcom. W 2005 roku układ sił w Europie nagle uległ zmianie. Unia Europejska była tworem bardzo niespójnym oraz miała wiele mankamentów, które stały się raptem możliwością, a nie przeszkodą. Wcześniej układ władzy PRL-u uznawał Unię Europejską za przeciwnika i rywala gospodarczego, a teraz pozostałości tego układu władzy w III RP uznały tę sytuację, która się rodziła dopiero za bardzo bezpieczną dla Polski. Polska mogła w tym układzie sił stać się elementem stabilizującym środkową Europę, ale ten układ wymagał zaangażowania, którego Polska nie mogła uznawać za stabilny oraz bezpieczny. Wtedy też doszło do dziwnej sytuacji, która spadła, jak grom z jasnego nieba i stała się kością niezgody pomiędzy dwoma obozami. Chodzi o to, że Aleksander Kwaśniewski miał w zwyczaju dużo pić i jego ekscesy były znaczącym elementem gry drugiej strony, a dla lewicy były synonimem żywotności lidera. To doprowadziło do takiej polaryzacji, że obóz solidarnościowy zaczął, mimo dużych wpływów laickich, sterować się na Kościół Katolicki.
Druga kadencja Aleksandra Kwaśniewskiego rozpoczęła się od spięcia znanego z wypowiedzi medialnej, pod którą jednakże kryło się pewne zdarzenie wcześniejsze. Niby nieważne, ale najważniejsze, bo do rozgrywania pierwszorzędne. W 1982 roku, kiedy stan wojenny był w rozkwicie liczono, że uda się jakoś załagodzić spór, ale chodziło to, żeby „Solidarność” nie miała przyszłości. Na szali były pieniądze z wpłat robotniczych Dolnego Śląska i Mazowsza, a to był nie lada rarytas dla władz, które mogły je przeznaczyć na cokolwiek, bo miały społeczne pochodzenie i można byłoby oskarżyć tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Kasa Dolnego Śląska została sprawnie ukryta i nigdy nie wpadła w ręce strony rządowej, a z mazowiecką było inaczej, ale słuch o niej zaginął, choć stanowiła łup 4 razy cięższy. Co nie dziwne wszystkie późniejsze opracowania na temat historii „Solidarności” zajmują się zawsze skrupulatnie kasą dolnośląską, a pomijają tę drugą. Był to wybieg tak chytry, że nie sposób go ocenić. Osobami, które się tym zajęły byli dwaj agenci – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Obaj uporali się z zainteresowaniem władz i starali się tak manewrować, żeby nikt się tym nie zajmował. Liczne pomówienia o interesowność rozbijali od razu atakiem na podstawy danych osób czyli prowadzenie się oraz kontakty ze służbami.
W tej sprawie było coś jeszcze. Coś, co nie tylko nie dawało spokoju solidarnościowcom, ale też było później rozgrywane właśnie przez Aleksandra Kwaśniewskiego. W sierpniu 1982 roku, kiedy sprawę badano, a badano bardzo wnikliwie, rozróżniano już tych dwóch mężczyzn oraz brata Jarosława. Nie byli oni ewidencjonowani, ani szykanowani. Nie internowano ich, po prostu ich nie było. Tak wsparto nie tylko ich, tych którzy mieli być niewidoczni, ale również mających swój udział w wydarzeniach, o których nikt nie wiedział. A nikt nie wyznawał się w tym, że już wówczas istniał wstępny zarys późniejszych prób dogadania się obu stron. Był rok 1982 i nikt z późniejszych głównych graczy nie mógł przypuszczać nawet, że Lech Wałęsa był tak niszczony uznano, że liczy się najbardziej. Przesłuchiwano go, bito, modelowano mu życie wg tego, jak to widziała władza, zastraszano, odbywano nad nim sądy i to wszystko wtedy uznawano za ważne. Równocześnie z innymi próbowano innych sztuczek. Donald Tusk stał się sposobem do nawiązania kontaktu z tą częścią „Solidarności”, w której było miejsce dla ludzi władzy. Tam umieszczano wtyki i po to konfliktowano obok niego ludzi, żeby robić mu coraz więcej miejsca, a po tym stawał się on coraz bardziej zauważalny. Był to proces i bezwzględny i brutalny społecznie, ponieważ niejednokrotnie jednostki żywotne były przesuwane i zabierane z drogi, by agent mógł funkcjonować.
Droga Jarosława Kaczyńskiego była inna i bardziej wyboista. Ciapa umiał tak lawirować pomiędzy swoimi narzędziami, że nikt nie zauważał jego i ciapowatości, i nieumiejętności zawierania sojuszy, likwidowania problemów czy dobierania sobie odpowiednich współpracowników. Kaczyński grał na swojego brata tak często jak mógł i usiłował wydostać się z kręgu ludzi, którzy wiedzieli o jego problematycznej inności. Wtedy już ich drogi były oddzielne. W kręgu ludzi „Solidarności” Jarosław Kaczyński stawał się stopniowo postacią czyli osobą, która ma jakieś znamiona bycia pomnikiem. Liczono na niego wówczas, kiedy było wiadomo, że inna osoba będzie miała skrupuły. On nigdy ich nie miewał i nigdy też nie zauważono u niego takich cech, które komplikowałyby by jego stosunki z ludźmi znaczącymi, przy jednoczesnych umiejętnościach przejmowania środowiska oraz spraw, które stawały się jego osiągnięciami. Lata leciały, a Jarosław Kaczyński stał się prawnikiem, doktorem prawa, szefem Porozumienia Centrum, liderem i powiernikiem wielu swoich współpracowników, którzy nie znali tak naprawdę jego przeszłości. Lech Kaczyński nigdy nie poznał możliwości swojego brata, którego mógł tylko brać za swoje alter ego. Jarosław sprawiał wrażenie człowieka błyskotliwego, poruszającego się swobodnie w kręgach ludzi władzy, a tak naprawdę nigdy specjalnie tego nie lubił. To, co mu odpowiadało to bycie na zapleczu i tak pozostało. Lech Kaczyński korzystał z tej jego umiejętności morderczej analizy, która niejednokrotnie doprowadzała innych do szewskiej pasji, gdyż Jarosław, siedząc sobie w pokoiku był w stanie określić, co należy zrobić w takiej czy innej konfiguracji i mu to dobrze wychodziło. Inni tylko kręcili głowami nad jego politycznym zmysłem równowagi i tak sprawy posuwały się do przodu.
Bronisław Komorowski nie szczędził starań, żeby stać osobą, która jakoś wypłynie, chociaż nie wychodziło mu tak dobrze organizowanie sobie zaplecza, gdyż hrabiowska metryka była i wabikiem ludzkich ułomności i odstraszyła niejednego żądnego przyszłej władzy. On sam nie starał się właściwie być nikim ważnym. Po prostu działał tak jak chciał, w odróżnieniu od pozostałych był bardziej niezależny, ale też w cieniu. Mim to z czasem nabrał na tyle wigoru, że stał się jednym z przywódców działań takich niewielkich i małych. Liczono na niego wówczas, kiedy można było liczyć na niewiele i nie mylono się zazwyczaj. Polityka polska nie była wymagającym środowiskiem w porównaniu z polityką europejską, ale zbierały się chmury nad wszystkimi agentami, gdyż Polska miała coraz większe znaczenie, co powodowało, że zasady zmieniły się: kto wygrywał nie tylko określał warunki – musiał też brać na siebie dużo większą odpowiedzialność.
Czasy, kiedy można było określać coś ogólnie i dobierać sobie zwykłych ludzi kończyły się i trzeba było mieć specjalistów wysokiej próby, a ci szybko zauważali, że środowisko rządowe jest cokolwiek nieruchawe, kiedy trzeba działać i ułomne w wielu dawałoby się błahych sprawach. Trudności zaczęły nastręczać kontakty międzynarodowe, gdyż żaden nie umiał brylować w towarzystwie ani zadzierzgiwać znajomości, które mogłyby być jakimś osiągnięciem tego czy innego agenta.
Sprawy zaczęły się komplikować i wówczas zdarzały się nieprzewidziane okoliczności – agent zasłabł, upił się do nieprzytomności, nie wiedział, co było przedtem, nie rozumiał, jak wyjść z matni własnych sposobików, zadzierzgiwał sojusze, które były nie do wyzyskania, robił wiele, ale nic z tego nie wynikało. W zwykłym życiu agent stawał się kuriozalnym odbiciem siebie samego, lecz ludzie dookoła coraz bardziej zauważali, że to jest jakieś dziwne lub niedziałające. Zaraz też chcieli rozwiązać taką czy inną sytuację, żeby układnie to załatwić i żeby lider mógł działać dalej. A tu się okazywało, że to nie tak, że lider wprawdzie chce, żeby mu pomóc, ale też chciałby, aby inni ciągle mu usługiwali, a on żeby był na zapleczu. Takich układów było coraz więcej i wtedy w sukurs przychodzili pozostali agencji. I tak tworzył się układ wieloskładnikowy, który potrzebował ciągłego nadzoru, żeby ci, którzy zostali postawieni na takiej czy innej pozycji życiowej wytrwali w tym. Ludzie nie zdają sobie najczęściej sprawy z tego, że agent nie chce, ale musi.
Każdy z nich był cieniem samego siebie i każdy był tłumaczem własnych niemożności. Nadzorcy zaraz rozwiązywali problemy i wszystko dalej toczyło się znowu. Kiedy natomiast ludzie zauważali, że bez tlenu ten cały układ, i to jedna i druga strona sceny politycznej nie działa, wtedy odłączano tych ludzi i starano się tak sterować, aby inni przejmowali ster. Zdarzały się sytuacje kuriozalne, kiedy ludzie nie mogli tego czy innego zdarzenia zrozumieć bez tworzenia dodatkowych zniuansowanych opowieści, bo rozebrać tego nie było sposób inaczej. Takie sytuacje urastały do rangi mitu.
Najważniejszym wyznacznikiem tego, co było ważne był układ, który miał działać. Nie ta czy inna opcja polityczna, ale układ był sensem całości. Dlatego większość ludzi nie rozumie, że bez drugiej strony ta pierwsza nie ma sensu. I to muszą być ci sami ludzie! Role, zadania, układy, sposoby i wyjścia z matni – to wszystko po jednej i po drugiej stronie jest podobne od lat. A dlaczego? Bo scenariusz jeden i ten sam: układ musi przetrwać, a układ jest wspierany przez tych samych rządców, którymi są prawdziwi agenci. W Polsce zaczęły się problemu natury identyfikacyjnej, gdyż agenci właściwie czuli się związani ze sobą i z rządcami, więc określenie natury ich polityki i opcji politycznej nastręczało niemałych trudności. Rządcy dzwonili i tylko słuchali wywodów, nieraz zbyt przydługawych, bo agenci uaktywniali się, jako ideologowie przez telefony, a na mównicy sejmowej zwyczajnie pyszczyli. Taki układ władzy miał konsekwencje – nikłe rezultaty musiały być podbechtywane zawsze sosem emocji, likwidacji, lustracji oraz infiltracji. W takich warunkach nie każdy człowiek dobrze się czuje, a ci którzy byli wytrwali mieli szczególne cechy: podległość, nieróbstwo, wygórowane potrzeby oraz patologie różnego typu (homoseksualizm, pijaństwo, narkomania, hazard, seksoholizm oraz prostytucja).
Zdarzenia, które były przełomowe dla układu władzy można podzielić na trzy grupy:
1. te, które formowały cały układ i które sprawiały, że układ jest spoisty
2. te, które były ważne dla liderów i dla samych rządców układu
3. te, które były ważne dla konkretnej opcji politycznej.
Ad. 1
Lista spraw w pierwszej grupie jest nie tylko najdłuższa, ale i najbardziej spektakularna z punktu widzenia społecznego i politycznego.
A) W 1998 roku zdarzyła się taka sytuacja, że na scenie politycznej był marazm i chodziło o to, żeby coś się działo i wówczas Aleksander Kwaśniewski dopuścił do swojego grona człowieka, który nie był istotny, ale mógł coś wnieść w tym układzie. Józef Oleksy był miejscowym politykiem, nie miał koneksji w żadnym układzie władzy i poruszał się wyłącznie wśród polityków warszawskich. Dzięki włączeniu go do układu rządcy mieli odtąd wpływ na Warszawę w sposób taki, że Oleksy konfliktował ludzi, którzy zarządzali sprawami własnościowymi tak, żeby sami rządcy mieli coś z tego układu władzy. Liczyli przede wszystkim na to, że w Warszawie powstanie coś na kształt czegoś, co będzie stanowiło platformę do przejęcia znaczących wpływów na całym obszarze stolicy.
B) W 1998 roku sytuacja się skomplikowała w obszarze spraw międzynarodowych tak, że trzeba było mieć kogoś, kto będzie zajmował się polityką w ten sposób, by cały układ, a nie tylko jakaś opcja polityczna był nawożony tymi informacjami o sytuacji międzynarodowej. Wówczas dopuszczono do objęcia ministerstwa spraw zagranicznych przez profesora nieznaczącej uczelni, Krzysztofa Skubiszewskiego. Człowiek ten nie był ustosunkowany politycznie, ale był sprawnym dyplomatą tylko, że był niezależnym człowiekiem i tu rodził się problem, o którym nie wiedziano. Był homoseksualistą, ale nie „praktykującym”, bo miał swoje lata. Wtedy dobrano mu także homoseksualistę, który był jego współpracownikiem i w ten sposób stworzono układ słabszy, bo w środowisku polskim jest to ciągle problem natury etycznej, nie tak jak na zachodzie.
C) W 1999 roku był już znaczący deficyt budżetowy i wówczas wymyślono, że sprawami finansów będzie się zajmował cały układ tak, żeby państwo nie miało problemów budżetowych. Rozwiązaniem był ktoś, kto nigdy nie zajmował się praktyczną ekonomią. Profesor Marek Belka miał poglądy lewicowe, ale nieuformowane, więc znaleziono mu współpracownika, który był jednocześnie nadzorcą. Leszek Miller, praktyk, bo i politruk i robotnik uznał, że to jest dla niego wyjście na szerokie wody i wówczas natrafił na kontrę ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego. Wtedy też doszło do pierwszej poważnej utraty przez lewicę autorytetu, kiedy Aleksander Kwaśniewski stał się pośmiewiskiem, bo nie miał ponoć dyplomu. Sprawę tę nagłośnił Leszek Miller, wykorzystując Józefa Oleksego, który znalazł jakoby na ten temat informacje w archiwum uniwersyteckim. Sprawa obiła się o grono lewicy i wypłynęła na szersze forum.
D) W 2000 roku sytuacja była taka, że w gronie nadzorców pojawił się ktoś, kto mógł zmienić to, co do tej pory robiono, żeby działał układ. Kapitan Feliks Krzak, pseudo BLUS był osobą, która miała koneksje w Warszawie, w środowisku biznesowym i mógł tak sterować sprawami układu władzy, że niektórzy ludzie mogli uzyskać promocję dzięki temu, że Krzak dałby im tyle miejsca w tych układach po to, iżby rządcy mogli się rozwinąć gospodarczo. Wtedy też osadzono na stanowisku ministra gospodarki profesora Janusz Steinhoffa, który nie był sprawnym politykiem, ale mógł stanowić odgromnik w kierunku Górnego Śląska, który to region miał gospodarczo i strategicznie najważniejsze znaczenie dla Polski. Sytuacja miła się zgoła tak, że Steinhoff stał się niejako alibi dla całego układu, gdyż nikt nie wiedział jak doprowadzić do układu gospodarcze takiego, iży Polska była atrakcyjnym miejscem inwestycji zachodnich i wschodnich. Polityk ten umiał lawirować, dzięki informacjom rządców, ale nie wiedział jak rozmawiać skuteczne, że by Polska umiała tą sytuację przekuć w umowy gospodarcze, które stawały się u progu XXI wieku bardzo zapalnym punktem obrad wszelkich konferencji, gdyż Polska była surowcowym Eldorado, a politycy polscy niewiele sobie z tego robili doprowadzając do potknięć natury proceduralnej w trakcie negocjacji wielokrotnie psując cały dorobek wielomiesięcznych dyskusji, które musiały być wieloskładnikowe oraz wielotorowe, gdyż polska gospodarka była zależna od dostarczania na rynki wschodu i zachodu licznych surowców o znaczeniu strategicznym dla gospodarek dużo bardziej rozwiniętych niż polska gospodarka.
E) W 2001 roku stała się rzecz i dziwna i dyskusyjna ze względu na to, co podtrzymywał układ. Nikt nie chciał tego komentować, ale tak było, że rządcy stawali na głowach, żeby układ rządowy był stabilny. W kuluarach sejmowych dopatrywano się kryzysu rządowego, a nie chodziło o kryzys tylko o reformowanie, gdyż u rządców pojawił się niesmak, gdyż Aleksander Kwaśniewski chciał żeby jego pozycja została potwierdzona jakoś na forum Polski. Wówczas rządcy zadecydowali, że nie da rady utrzymywać tylu agentów w takim układzie, kiedy każdy z nich dąży do wielkości i trzeba ich przycinać. Udało się to zrobić powołując nową formację, która miała spełniać rolę atakującego. Prawo i Sprawiedliwość było formacją, która starała się nie tylko atakować pozycję dotychczasowych liderów, ale także doprowadzać do sądów w obronie prawdy i sprawiedliwości tak, że mało kto zauważał, iż tymi, którzy tym kierują i dostarczają dowodów związanych z przeszłą drogą życiową czy polityczną albo przedsiębiorczą dostarczali rządcy.
F) W 2002 roku ukazał się nakładem pewnego wydawnictwa związanego z PiS spis ludzi, którzy mogli w dawnej Polsce czyli PRL-u być informatorami służb specjalnych i który stał się podstawą do wszczynania procedur lustracyjnych. Na bardzo niewielkich poszlakach rządcom udawało się dowodzić, że konkretni politycy byli kiedyś uwikłani w układy agenturalne niszczące „Solidarność”. Jarosław Kaczyński skwapliwie przyjął rolę kata, gdyż najczęściej bywał w życiu ofiarą. Inni z agentów nigdy nie stali się nawet w najmniejszym stopniu podejrzani o to, że byli tajnymi współpracownikami służb specjalnych.
G) W 2003 roku Polskę obiegła sprawa związana z pewnym zdarzeniem kompletnie nieistotnym, ale rozdętym do granic absurdu, po to ażeby można było sterować zawsze na małe i nieważne sprawy i uderzać nimi w polityków każdej opcji. Wówczas chodziło tylko o prawo jazdy jednego z polityków i wówczas udało się rządcom wmówić agentom-politykom, że życie polityczne musi być czyste i dlatego trzeba je oczyścić z takich sytuacji. Nie przeszkadzało przy tym, że sami agenci często dużo pili i prowadzili na kacu. Ta sprawa była tak kuriozalnie nieważna, że nikt w niej nie widział żądnej sprawy. Po latach okazało się, że polityka można wyłączyć po nieistotnych banialukach, które stawały się po prostu narzędziem operacyjnym rządców. Dlatego też wielu polityków opierało się normalnym procedurom demokratycznym i nie składało swych stanowisk, gdy trzeba było sprawdzić ich prawdomówność i moralność. Tym samym udało się rządcom wpłynąć na rozmydlenie polityczne rodzącej demokracji
H) W 2004 roku Polska weszła w skład Unii Europejskiej i wszyscy agenci chcieli być ojcami tego sukcesu. W rezultacie już po kilku latach nikt nie był łączony z faktem wstąpienia Polski w szeregi państw UE. Udało się to zrobić napuszczając na siebie jednego za drugim agenta w łonie każdej opcji politycznej i wtedy też żaden z nich już nie chciał z sobą współpracować i ufać sobie.
I) W 2005 roku sytuacja polityczna Polski na arenie międzynarodowej wymsknęła się z rąk i agentów-polityków i rządców. Polska została przez zachodnie koła polityczne zakwalifikowana do państw drugorzędnych w wyniku machinacji niemieckich oraz w wyniku działania takich kół finansowo-gospodarczych, które widziały w Polsce przede wszystkim dostarczyciela tanich i nieprzerobionych surowców, które wstępnie mogły być przerabiane w Polsce, ale nie chciano tego, bo wówczas ceny surowców były bardzo niskie. Niemcy sterowały na wyprowadzenie z Polski takich ilości surowców i półfabrykatów surowcowych, żeby tylko zarabiać na eksporcie ich do wybranego kraju świata. Nikt w Polsce nie wiedział, że taka polityka proniemiecka ma krótkie nogi. Niemcy odkryli, że Rosja jest w układzie z Polską, więc zaczęły tak sterować, żeby Polska uwikłała się w tanie kontrakty z nimi i żeby Polska była pomiędzy młotem, a kowadłem.
J) W 2006 roku nastał czas całkowitej zmiany dotychczasowych układów w samym układzie. Rządcy musieli rozsądzić podstawowy spór w łonie lewicy, gdzie Aleksander Kwaśniewski zdobył sobie taką przewagę nad pozostałymi agentami, których ustawiono teraz inaczej, chcąc aby ci ludzie nie byli tacy jakby musieli robić to, co rządcy zarządzą. Chodziło o to, żeby było podstawowe wrażenie, ę lewica jest usamodzielniona, choć tak nie było i zdobyła sobie przewagę nad prawicą, choć to nie była prawica i przewaga lewicy nie była faktyczna w tym względzie. Był to zasadniczy warunek przewagi rządców nad całością systemu czyli że rządcy przechodzą do roli normalnych agentów i rezygnują z dotychczasowej funkcji dozorców i akuszerów. Politycy mieli mieć wrażenie, że rządcy czyli agenci są niezainteresowani dalszym trzymaniem na nich swojej łapy.
K) W 2007 roku Polska stała się państwem, gdzie stosunki społeczne zmieniały układ rządowy w ten sposób, iż rząd nie reagował na żądne, ale to żądne sytuacje natury społecznej, Chodziło o to, żeby układ polityczny wytworzony przez rządców był nieczuły na uzurpacje społeczne do tego stopnia, żęby rządcy nie musieli reagować zbyt często w kierunku rządu i polityków, sprawiając wrażenie niezależności układu politycznego od rządców.
L) W 2008 roku nastały czasy stabilizacji politycznej, a ci, który chcieli w polityce czegoś dokonać musieli liczyć się z tym, że układ ich wyrzuci poza nawias. I bywali tacy neofici, którzy musieli skonfrontować się z tym, że nie da rady było nic zrobić, tylko dokonać rachunku możliwości i działań własnych do tego stopnia, że albo te osoba zostawała na swoim miejscu, mimo większych możliwości niż u innych polityków albo musiała pożegnać się z polityką.
Ł) W 2009 roku doszły do rządców informacje UE, że Polska nie może pełnić roli takiej, jak to sobie Polacy założyli w swoich planach, które politycy europejscy zrozumieli po konsultacjach z politykami polskimi w łonie PE. Wówczas nie rozumiano jeszcze, żę to nie jest coś czasowego tylko szerszy aspekt działań europejskich, które są w interesie także środowisk finansowo-gospodarczo-politycznych wykraczających poza Europę. Ten trend był tak silny w tym roku, że przez cały czas uaktywniał rządowo-agenturalne działania w Polsce, które zmierzały do zanalizowania przez Polskę tego, co się dzieje i ci wpływa na taką ocenę sytuacji przez koła europejskich polityków. Rządcy nie uświadamiali przy tym układu o sprawie najważniejszej: Europa weszła na skraj przepaści gospodarczej po tym, jak Chiny i Rosja zaczęły zbijać ceny różnych towarów ekskluzywnych po to, żeby usidlić zachód gospodarczo. Chiny były motorem tych działań, więc rząd polski nie mógł w ogóle zrozumieć tego, co się dzieje w polityce europejskiej wobec Polski.
M) W 2010 roku doszło do takiego wydarzenia, które nie tylko zmieniło układ i cele rządców, ale też doprowadziło do tego, że cała europejska polityka legła w gruzach. Unia Europejska mogła próbować utrzymać swój status tylko wówczas, gdyby społeczeństwa zachodnie zrozumiały swoją sytuację gospodarczą i zaprzestały rozwoju na rzecz konsolidacji. Tylko taki kierunek polityki na dłuższy dystans dawał Europie możliwość utrzymania się na powierzchni życia gospodarczego i nie kłucia tym swoim luksusem i Europy środkowej i wschodniej oraz Azji i Strefy Pacyfiku. Katastrofa pod Smoleńskiem była wydarzeniem tak kuriozalnym, że nie można jej opisać w żadnym wymiarze, nawet kabaretowym. Tragedia, której można było uniknąć tylko, gdyby układ był zdrowszy i bardziej racjonalny została przyśrubowana do układy rządzącego czyli PiS, natomiast skład całego samolotu rządowego ujawniał, że wszystkie prawie partie polityczne poza PSL były zdania, że należy na Rosji wywrzeć nacisk i że to jest powinność Polaków jako Europejczyków.
N) W 2011 roku ten układ, który wytworzył się w Europie w poprzednim roku przypominał sytuację konfliktu zakamuflowanego, w którym to konflikcie Polska była rozgrywana przez układ państw Niemcy–Belgia–Wielka Brytanie. Rząd polski nie mógł przeciwstawić temu układowi radnego swojego układu państwowego, więc robiono wszystko, żeby w widoczny sposób Polska kontestowała Unię Europejską oraz przeistaczała się sama w obrońcę Europy środkowej, mimo że żadne z państw tego regionu nie zgłaszało pretensji do pozostawania w szczególnie bliskich kontaktach z Polską.
O) W 2012 roku sytuacja Polski uległa dalszej degradacji, ponieważ doszło do kolejnej katastrofy, tym razem samolotu wojskowego z polską generalicją, która była związana z NATO.
P) W 2013 roku w Polsce nastąpił poważny zwrot w kierunku destrukcji systemu władzy, ponieważ Platforma Obywatelska, która pełniła ważną, buforową rolę na kierunku unijnym nie chciała już rządzić i oddała po prostu władzę Prawu i Sprawiedliwości. Zostało to tak zrobione, że społeczeństwo nawet nie skojarzyło pewnych ważnych faktów z działaniami rządców, którzy wtedy już mieli pozycję wyższą niż w poprzednich latach. Rządcy znaleźli sposób na to, żeby wyłączyć z biegu o pozycję w Polsce Sojusz Lewicy Demokratycznej, ponieważ ta opcja polityczna była przygotowana do przejęcia władzy w sytuacji zagrożenia ze wschodu takiego, które byłoby czymś więcej niż wpływem z daleka, jak to było w przypadku obu katastrof, gdzie natrafiono na działania wywiadu rosyjskiego, który infiltrował rządców oraz dowództwo wojska polskiego, doprowadzając do sytuacji szczególnego przejęcia i układu rządowego i dowódczego po to, żeby w niedalekiej przyszłości mieć do dyspozycji tylko uległych Polaków po swojej stronie.
R) W 2014 roku, roku przejęcia władzy przez PiS układ rządowy wyglądał tak, jakby był prawicowy, a rząd od razu zaczął sterować przeciwko Unii Europejskiej. Oczywiście była to kuriozalna sytuacja, ponieważ PiS z racji swej przeszłości oraz ustawienia na scenie politycznej powinien szukać porozumienia s instytucjami europejskimi. W tej sytuacji, jak rysowała się na świecie i sytuacji w jakiej była Unia Europejska na świecie nie można było w ogóle znaleźć miejsca dla Polski w polityce międzynarodowej. Polska była izolowana przez wszystkie znaczące państwa unii, a mniejsze i średnie nie rozumiały tego układu. Razem ta sytuacja dolewała oliwy do ognie społecznego w Polsce, a PiS sterował na układ ze społeczeństwem, które dostało szybko tego świadectwa w postaci bezzasadnych uposażeń.
S) W 2015 roku nic specjalnego nie znamionowało tego, co nastąpiło na arenie międzynarodowej. Polska nie mogła wyzwolić się już nie tylko z nacisków unijnych, ale także z nacisków Stanów Zjednoczonych, Chin oraz Rosji razem wziętych. Zrozumiano, e jest to sytuacja, w której wzni gracze światowi naciskają na polską gospodarkę, chcąc z Polski wyprowadzić za bezcen surowce oraz komponenty rządowo zależne czyli takie, które wpływają na konstrukcję maszyn skomplikowanych oraz bardzo zautomatyzowanych, dając rządom tych państw możliwość rozwoju nauki, techniki i militariów.
T) W 2016 roku Polska doznała kolejnej klęski na arenie międzynarodowej, gdzie ustalono, że Polska ma płacić odszkodowania dla Unii Europejskiej, a ustalenia były niejawne i zaaprobowane przez ciało, którego nie było w układach unijnych. Byli to politycy niemieccy i brytyjscy, którzy myśleli, że w ten sposób usidli się Polskę i zmusi do ograniczania nadań społecznych, którymi rząd usiłował tak rozdąć potrzeby społeczne, żeby wykazać, iż społeczeństwo polski tak, jak europejskie ma swój sposób funkcjonowania i musi żyć na pewnym, niezbywalnym poziomie. Unia i tak nie mogła tego zablokować, więc Wielka Brytania widząc co się dziej rozpoczęła proces wychodzenia z Unii Europejskiej, wietrząc problemy większe niż to można było przewidywać, gdyż naciski Chin i Rosji zwiększyły się do granic atomowych.
U) W 2017 roku Polska nie mogła już nic zrobić w sytuacji, kiedy cała Unia Europejska widziała w Polsce problem nr 1. Przedstawiciele mniejszych graczy ne chcieli znać szczegółów i tak sytuacja rozwijała się w kierunku nacisków, które miały takie znaczenie, iż Polska miała przeciwko sobie wszystkich tak, jak to było przed II wojną światową.
W) W 2018 roku nastąpił krach polityki rządowej i wówczas nie widziano w tym żadnego problemu, ponieważ nie wyobrażano sobie, by Polska mogła w tej sytuacji stracić znacznie, gdyż w tym roku należało przedłużyć kontrakty dostaw surowcowych czyli trzeba było się porozumieć. Preliminaria jednak ujawniły, że cała strona światowych graczy żąda od Polski takich cen, które sprawiały wrażenie układu przeciwko Polsce i byłoby to dążenie do zmonopolizowania kontraktowego przez Niemcy dla potrzeb Chin, Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
Ad. 2
W drugiej grupie sprawy są uszeregowane binarnie.
A) W 1997 roku w Polsce doszło do szeregu wydarzeń, które doprowadziły do upodmiotowienia z punktu widzenia niektórych agentów ich samych, a chodziło o Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Adama Michnika. Aleksander Kwaśniewski stał się butny oraz przewrotnie nieukładny i nie można było na niego wywrzeć nacisku ro tego stopnia, że cały układ chwiał się, a lewica musiała sprawiać wrażenie czegoś, co będzie kiedyś podstawowym układem sił w Polsce, a jego działania i plany burzyły ten schemat, który zaaprobowali rządcy. Jeden z nich, porucznik Jerzy Kobzdroń, pseudo KOBZA uważał, że należy tak to zorganizować, że Kwaśniewski odbierze lekcję, która da sygnał tylko na lewicy do opamiętania się. Uknuto małą intrygę i wówczas odezwał się cały kraj, bo jego ekscesy pijackie wykorzystał ktoś, kto nie był z lewicy. Andrzej Olechowski powziął plan, który znalazł aprobatę rządców, że założy on partię, tylko nie wiadomych poglądów, ale taką która może odegrać znaczenie w moderowaniu nastrojów społecznych, które już wówczas odbierano, jako platforma dla Polski w kierunku Unii Europejskiej, gdzie znaczenie kraju rosło.
B) W 1998 roku wydarzyło się coś, co zmieniło bieg wydarzeń w układzie i wpłynęło szczególnie na jednego z agentów – Leszka Millera. Postanowiono, że ten agent może być znaczniejszą kartą w talii rządców, kiedy stanie się osobą, która dokona czegoś, co będzie podobne do działań także robotniczo zorientowanego Lecha Wałęsy. Dlatego przygotowano go do pełnienia odpowiedzialniejszej funkcji w Polsce doprowadzając do tego, do czego rządcy do tej pory doprowadzali wtedy, kiedy agent mógł oddziaływać na taką część społeczeństwa, która dawała na przyszłość gwarancję zwrotu w postaci wpływu na takie wydarzenia, które będą celowały w ich większe oddziaływania. Leszek Miller został tak ustawiony w konfiguracji rządowej, że mógł cały czas liczyć na coraz więcej współpracowników oraz jego ewentualna pozycja byłaby tak ustawiona, że nie kolidowałaby z pozycją Aleksandra Kwaśniewskiego, ponieważ mimo tego, że razem reprezentowali lewicę to pasjami nienawidzili się.
C) W 1999 roku sytuacja dojrzała do tego, żeby widzieć na scenie jeszcze jednego agenta, którego wsparto znacznie także w życiu medialnym. Chodzi o Adama Michnika, który stawał się często powodem i drwin, ale i autorem celnych komentarzy dziennikarskich, więc potrafił tak lawirować pomiędzy tymi, którzy bruździli i jednym i drugim, że nikt nie uznałby go za członka jakiejkolwiek opcji politycznej postsolidarnościowej. Michnik wszczynał często kłótnie i spory historycznie zaangażowane, które były tak uszeregowane medialnie, że dawały efekt kaskady, a informacje płynęły od rządców pełną rzeką ścieków w rodzaju oskarżeń, prania brudów i lustracyjnego ciągu dowodów, które nie były niczym innym jak tylko insynuacjami, które wykorzystywano, żeby państwo było wewnętrznie skonfliktowane.
D) W 2000 roku sytuacja w kraju dojrzała do tego, żeby przygotować następnego agenta na wyższy pułap życia społecznego. Był to okres szczególny, ponieważ cały obóz lewicowy aż huczał od uczt i biesiad, które były fetą dla Aleksandra Kwaśniewskiego, który wygrał drugą kadencję po wygranej w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Nikt z nich nie przypuszczał, że dla rządców to jest ogromny problem, gdyż taka formacja może się wymknąć spod kontroli, dlaczego sterowali na to, żeby lewica stała się bardziej ascetyczna niż przeciwnicy polityczni.
[...]
Jarosław M. Gruzla
fot.
fot.
Wersety o Nieograniczoności, Kraków 2010
Smak teraz, Elbląg 2003
Kolej transsyberyjska, Świdnica 1998