Michał Murowaniecki
Marcin Włodarski o "Spięciu"
Słońce wylazło niespodziewanie. Wyprałem grubą kurtkę, by połazić jeszcze w niej, kryć gnaty przed surowym wiatrem a tu słońce pokazało swoją bladą dupę. Czuję się jakby przez nie ktoś patrzył na mnie jednocześnie mnie oślepiając, bym nie skumał kto tak lampi się we mnie. Sprytnie by to było urządzone, sprytne szpiclowanie.
Skoro na zewnątrz cieplej się zrobiło, to i wieczory w piwnicy już rzadsze, bo człowiek to zwierze, które wraz z owadami opuszcza gniazdo, gdy tylko ciepły wiatr zawieje. Pleanerowa pogoda kusi.
Dziś przed słońcem ratuje mnie Michał Murowaniecki książką „Spięcie”. Wystarczyłoby powiedzieć, że książkę jednak coś łączy z książkami Cioka i Orlińskiego, czyli pozycjami wydanymi w Bibliotece Arterii w 2010 roku. To przede wszystkim wrażliwość na otoczenie, w którym poeta się znajduje, Próbuje je opisać poetyckim sznytem jakby to miało coś zmienić. No i właśnie. Mam wrażenie, że książka Murowanieckiego nie została napisana w myśl jakiejś idei. Poeta pisze, bo lubi świat słowa. Tak wymyślił siebie, taki ma pomysł, by w świecie, na który się nie prosił funkcjonować jako poeta.
Przecież ta książka nie jest ani kontrowersyjna, ani nawet wyjątkowa pod względem języka, rekwizytów jakimi się posługuje. A jednak przyciąga uwagę. To jej duża zaleta. I zawsze tak jest, kiedy autor pisze lekką ręką.
Niebezpieczeństwo takiego poetyzowania polega na tym, że kiedy poecie wiersze wychodzą jak pewnemu znajomemu włosy, to w końcu będą podobne do siebie, rozmyją się, staną się masą białych niewolników w rękach czytelnika, który będzie mógł sobie o nich mówić, co mu się spodoba. A chodzi jednak o to, by to wiersze górowały nad czytelnikiem, by były jednoznaczne, silne i agresywne. Wytrenowane i zawsze gotowe do konfrontacji.
Na szczęście Murowanieckiemu nie grozi stanie się wychudzonym brandzlusiem poezji. Wie czego chce, pisze. Notuje to, co mu utkwiło w pamięci: głos Nelly Furtado, świerszcz nad lustrem, pługi. Rejestruje ołówkiem niczym mózg okiem. Czepia się wszystkiego, co odbierze zmysłami. Nie zawsze mogę sobie w wyobraźni odwzorować, to co bohater tych wierszy widzi, odczuwa. Może to kwestia warsztatu albo mojego sposobu widzenia tych rekwizytów. Dość powiedzieć, że przykuwa uwagę. Że poeta znalazł sposób na płodzenie wierszy. Sam przyznaje w wierszu „Backspace”:
Mógłbym tak o sinych korytarzach i owadach na suficie,
O atomach powietrza odklejonych od lamperii.
Trudno przy tym powiedzieć o czym jest zestaw tych wierszy. Już po wierszu „Grań” odniosłem wrażenie, że istniej on sam dla siebie, jakby znalazł się tu przypadkowo. Ta książka to piwnica z klamotami, do której człowiek donosi kolejne znalezione dziwactwa, resztki wydalone przez podwórka, kuchnie, strychy. Zresztą, nawet poszczególne wiersze nie mogą się zdecydować, co chcą powiedzieć. To specyficzne podejście do wiersza: pozwolić mu płynąć według własnego uznania, niech zmienia bieg, kierunek. Jak w cytowanym wierszu „Backspace”. Bohater wiersza najpierw mówi o szpitalu (ciekawie, efektownie) potem powraca wspomnieniami do pasztetu jedzonego z ojcem. Niby takie tam, byle co, byle jak. No nie, nie byle jak. Te wiersze są jak dni. Nie wiadomo, dokąd zawiodą, czym się skończą.
Jest ciepły wieczór. Kusi, by pobrać konkretną dawkę rozbujawkujającej cieczy w plenerowych warunkach. Słyszę jednak kroki kogoś, kto ma ochotę na ogórki kiszone, które nie są puste w środku, w tym roku wyszły chrupiące i soczyste ( he, w tamtym). Nie wyjdę stąd. Nie wyjdę stąd chyba nigdy.
Marcin Włodarski o "Spięciu"
http://czytaniewpiwnicy.blogspot.com/2011/04/micha-murowaniecki-spiecie.html
Skoro na zewnątrz cieplej się zrobiło, to i wieczory w piwnicy już rzadsze, bo człowiek to zwierze, które wraz z owadami opuszcza gniazdo, gdy tylko ciepły wiatr zawieje. Pleanerowa pogoda kusi.
Dziś przed słońcem ratuje mnie Michał Murowaniecki książką „Spięcie”. Wystarczyłoby powiedzieć, że książkę jednak coś łączy z książkami Cioka i Orlińskiego, czyli pozycjami wydanymi w Bibliotece Arterii w 2010 roku. To przede wszystkim wrażliwość na otoczenie, w którym poeta się znajduje, Próbuje je opisać poetyckim sznytem jakby to miało coś zmienić. No i właśnie. Mam wrażenie, że książka Murowanieckiego nie została napisana w myśl jakiejś idei. Poeta pisze, bo lubi świat słowa. Tak wymyślił siebie, taki ma pomysł, by w świecie, na który się nie prosił funkcjonować jako poeta.
Przecież ta książka nie jest ani kontrowersyjna, ani nawet wyjątkowa pod względem języka, rekwizytów jakimi się posługuje. A jednak przyciąga uwagę. To jej duża zaleta. I zawsze tak jest, kiedy autor pisze lekką ręką.
Niebezpieczeństwo takiego poetyzowania polega na tym, że kiedy poecie wiersze wychodzą jak pewnemu znajomemu włosy, to w końcu będą podobne do siebie, rozmyją się, staną się masą białych niewolników w rękach czytelnika, który będzie mógł sobie o nich mówić, co mu się spodoba. A chodzi jednak o to, by to wiersze górowały nad czytelnikiem, by były jednoznaczne, silne i agresywne. Wytrenowane i zawsze gotowe do konfrontacji.
Na szczęście Murowanieckiemu nie grozi stanie się wychudzonym brandzlusiem poezji. Wie czego chce, pisze. Notuje to, co mu utkwiło w pamięci: głos Nelly Furtado, świerszcz nad lustrem, pługi. Rejestruje ołówkiem niczym mózg okiem. Czepia się wszystkiego, co odbierze zmysłami. Nie zawsze mogę sobie w wyobraźni odwzorować, to co bohater tych wierszy widzi, odczuwa. Może to kwestia warsztatu albo mojego sposobu widzenia tych rekwizytów. Dość powiedzieć, że przykuwa uwagę. Że poeta znalazł sposób na płodzenie wierszy. Sam przyznaje w wierszu „Backspace”:
Mógłbym tak o sinych korytarzach i owadach na suficie,
O atomach powietrza odklejonych od lamperii.
Trudno przy tym powiedzieć o czym jest zestaw tych wierszy. Już po wierszu „Grań” odniosłem wrażenie, że istniej on sam dla siebie, jakby znalazł się tu przypadkowo. Ta książka to piwnica z klamotami, do której człowiek donosi kolejne znalezione dziwactwa, resztki wydalone przez podwórka, kuchnie, strychy. Zresztą, nawet poszczególne wiersze nie mogą się zdecydować, co chcą powiedzieć. To specyficzne podejście do wiersza: pozwolić mu płynąć według własnego uznania, niech zmienia bieg, kierunek. Jak w cytowanym wierszu „Backspace”. Bohater wiersza najpierw mówi o szpitalu (ciekawie, efektownie) potem powraca wspomnieniami do pasztetu jedzonego z ojcem. Niby takie tam, byle co, byle jak. No nie, nie byle jak. Te wiersze są jak dni. Nie wiadomo, dokąd zawiodą, czym się skończą.
Jest ciepły wieczór. Kusi, by pobrać konkretną dawkę rozbujawkujającej cieczy w plenerowych warunkach. Słyszę jednak kroki kogoś, kto ma ochotę na ogórki kiszone, które nie są puste w środku, w tym roku wyszły chrupiące i soczyste ( he, w tamtym). Nie wyjdę stąd. Nie wyjdę stąd chyba nigdy.
Marcin Włodarski o "Spięciu"
http://czytaniewpiwnicy.blogspot.com/2011/04/micha-murowaniecki-spiecie.html
Michał Murowaniecki
fot. arch. autora
fot. arch. autora
Punctum (SLKKB, Łodź 2008)
Spięcie (SPP OŁ, Łódź 2010)
Owoce noża (Kwadratura, Łódź 2012)
Stratosfera (WBPiCAK, Poznań 2018)
Ojce (SPP OŁ,Łódź 2020)
"Stratosferę" zakupić można na stronie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Poznaniu (link w sekcji poniżej) lub w księgarniach wskazanych przez wydawnictwo.
"Owoce noża" dostępne w księgarni serwisu Poezja-Polska.pl (link poniżej).
Wszystkie tomiki dostępne również po kontakcie z autorem: m.murowaniecki@gmail.com
"Owoce noża" dostępne w księgarni serwisu Poezja-Polska.pl (link poniżej).
Wszystkie tomiki dostępne również po kontakcie z autorem: m.murowaniecki@gmail.com