Paweł Sarna
Sławomir Matusz - "Dłonie, które karmią ogień"
Sławomir Matusz

Paweł Sarna, rocznik 1977, debiutował w 1996 roku w lokalnej gazecie w Jaworznie, razem z grupą „Eine Zdordo” wierszem „Kurt Cobain”. Później był arkusz „Atak” w „Opcjach” oraz wspólny tomik z Pawłem Lekszyckim „Ten i tamten”, w tym roku ukazał się tomik „Biały Ojcze Nasz”. Wcześniejsze publikacje Sarny nie zapowiadały tego, co przyniesie ostatni tomik w tym sensie, że o ile Sarna oscylował między dwiema poetykami, różnymi od siebie - skondensowaną, konceptualną frazą, jaką odnaleźć można np. w wierszu „Apartheid” („Sposób/ by uwierzyć że Jezus/ był Murzynem”), lub w „Haiku” („Wypchany pies/ leży przy kominku// i boi się ognia”), a poetyką obserwatora, biernego uczestnika ulicznych zdarzeń, to teraz dołożył do tego nowe elementy, scalające razem, dające obraz bardzo bliski poetyckiej pełni. Osiągnięcie tym bardziej znaczące, że o ile w nowym tomiku można odnaleźć nawiązania do wcześniejszych wierszy, ich rozwinięcia, to zauważana wcześniej i szeroko komentowana w prasie juwenilijna twórczość Sarny nie zapowiadała obecnej jakości.

„Biały Ojcze Nasz” to tomik wierszy prawie w całości nowych i Sarna odkrywa w nich nowy świat. Można się spierać, na ile te wiersze są świadectwem powinowactw i lektur „Fingenans Wake” Joyce’a, lub „Iluminacji” Rimbauda, rozumienia lekcji religii i filozofii Eliadego, Yunga - Sarna skończył polonistykę - bo świadectwo i piętno jego własnego doświadczenia jest niepodważalne.
Tytuł tego tomu jest już nieprzypadkowy: „Ojcze Nasz (który jesteś; który jesteś w niebie”)”, „Biały Ojcze Nasz” - wskazuje od razu na szeroki, religijny, eschatologiczny i osobisty kontekst tej poezji. Osią zbioru wydają się być dwa wiersze: „Biały Ojczenasz z aniołami”- od którego wziął się tytuł całego zbioru i otwierający tom „Czarny Ojcze Nasz”. „Ojczenasz” jest tutaj pisane razem i zwraca uwagę zarówno na sens, który może nam umykać w trakcie codziennej modlitwy, jaki na nierozerwalność tego związku frazeologicznego - jego archetypalność. A więc kontrast, walka dobra ze złem, szukanie półcieni i schronienia.

„Wybacz mi, Ojcze. grzeszę -/ kiedy ulicę przebiega czarny kot na czerwonym, ja wierzę/ w niego. Wyłącznie” - to pierwsze słowa „czarnej spowiedzi” podmiotu tego tomu - świadectwo atawistycznej natury młodzieńczych buntów, zderzonych w końcu utworu (i w całym tomiku) z całą tradycją religii i naturą ludzkiej religijności: „I wtedy wynurza się Ojciec./ I jego aniołowie milczący. I spokojne wody./ I rzecze Ojciec:/ A co do kota, to ja odpukam,/ mój synu”.

- Mamy dziwne zderzenie: Ojciec (w domyśle Bóg) dopełnia za syna pogańskiego rytuału, zaklinając Złego. Zaklęcie jest mocne i skuteczne, gdyż uśmierza bunt i młodzieńczy ból, i kończy się zaproszeniem do wędrówki z Nim. Autor i podmiot tych wierszy nie wstydzą się młodzieńczych inicjacji i pisać o nich - bo Sarna umie o nich pisać - przedstawiać i zderzać ze sobą różne doświadczenia, bez pośpiesznej oceny, czy pustego egzaltowania się nimi.

Sarna wykazuje przy tym wyjątkowy poetycki słuch, potrafi podchwycić naturalny ton ludowej przyśpiewki i wpleść do własnego wiersza, lub nadzwyczajnie je imitować:

„Bóg przyszedł na świat na koszuli
co teraz jej ciało otuli otuli”
(z wiersza „Biały Ojczenasz z aniołami”; kursywa od autora).

Zwracają uwagę nie tylko melodyjność, śpiewność tych fraz, ale w równym stopniu ich głębia.

Wiersz „Nie płosz ognia Ojcze” zaczyna się od prostego stwierdzenia, ubranego w słowa modlitwy - wspomnienia ojca, który nosił węgiel, rąbał drwa - karmił ogień:

”Mocne są Ojcze mocne
są dłonie które karmią ogień...”.

W dalszej części krótkiego utworu znowu pojawia się znajomy ton ludowego zaklęcia, który z następnym wersem nabiera cech archetypu i przypowieści - tajemnej mądrości:

„nie płosz ognia proszę
wody będą gorzkie...”

Następna strofa jeszcze pogłębia cały efekt - przez odwołania do licznych, w tym biblijnych podań o potopie i do ludowej prenatalnej mądrości:

„Ciała i wody zaczną
się rozstępować bo rozstąpić się
mają by przejście ci zrobić
rozstąpi się rozstąpi”

Te słowa opisują zarówno ustąpienie potopu, aby mógł przyjść Ojciec, Bóg, jak i odejście wód płodowych przed nadejściem syna.

W końcówce wiersza jest już zapowiedź rozejścia się tych dwóch osób (w jednej) i atmosfery grzechu tego aktu-zdarzenia rozdzielenia jaźni:

„Ojcze ciało moje może
przyjdzie ogień może
nas rozgoni”

W innym utworze znajdziemy takie słowa:

„Zobacz - za szybą leży odcięta dłoń drogi.
Ścieżki powleczone ołowiem. Lód i lądolody.
Luty, i dobrze. Ojciec tu do nas przestał
zachodzić tak często. Za szybą martwa dłoń.

Pod blachą ogień.”

A w wierszu kończącym tomik poeta - po rozliczeniach z Odeszłym wreszcie napisze:

„teraz mogę
modlić się do Ojca.”

Tak wszystko znajduje swoje dopełnienie. Na uwagę zasługuje religijność tych wierszy zatrącająca herezją - choćby poprzez akceptację pogańskich rytów. Ale pamiętać należy, że z tych rytów i przeczuć religijnych zrodziło się chrześcijaństwo znane nam w obecnym kształcie. I Sarna ma tego świadomość - wie jak odwołać się do intuicji przedchrześcijańskiej (termin Simone Weill). Zresztą każdy akt wiary od tego się zaczyna - zanim zostanie nazwany, opisany i skodyfikowany.

Sarna niewątpliwie zaskoczył swoim pierwszym, w pełni autorskim tomikiem. Poszukiwania nowych środków wyrazu w tej poezji (imitacje, przypowieści i przyśpiewki obecne w jego wierszach) zaowocowały pogłębieniem tematyki już wcześniej obecnej w jego wierszach. Bez wątpienia to książka wybitna - jedna z najlepszych, jakie ukazały się w ostatnich latach. Mimo, że nie doczekała się jeszcze omówień krytycznych - gdyż niedawno się ukazała, to można spodziewać się ich wiele - tym bardziej, że jest to już poeta zauważony. Ten tomik szczególnie zasługuje na uwagę.

Sławomir Matusz
Paweł Sarna (stylizowany na Jerzego Połomskiego)
fot.


"Biały OjczeNasz" (Kraków 2002)
"Czerwony żagiel" (Kraków 2006)
"Przypisy do nicości. Poezja Zbigniewa Bieńkowskiego" (Mikołów 2010)






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie