Wioletta Grzegorzewska
Sławomir Burszewski - Żarty się skończyły
Kiedy Wioletta Grzegorzewska 6 lat temu wydała swój pierwszy tomik pt. „Wyobraźnia kontrolowana”, dała się poznać jako beztroski prześmiewca, ironiczna komentatorka stosunków damsko – męskich, parodystka tradycji i kanonów literackich. Specjalizowała się w tworzeniu karykatur ludzkich, jej wiersze przypominały dowcipy o Polkach i Polakach. Zapuszczała się nawet na tereny science fiction, stawiając ufne i optymistyczne pytania: jak będzie wyglądał świat za 500 lat. Przeglądając najnowszy tomik pt. „Parantele”, mocno mnie zaskoczyła jej nowa twarz, która jest całkowitym zaprzeczeniem młodzieńczego alter – ego.
39 wierszy poprzedzono wstępnym opowiadaniem „Prokreator” określającym charakter całego tomiku. „Prokreator” opowiada o ojcu patroszącym jastrzębia i przygotowaniach do preparacji wypchanego okazu, jakie niekiedy straszą w muzeach i leśniczówkach. Sam opis czynności nie jest może ważny, ale koncentrowanie się narratorki na wyjątkowej brzydocie całego zabiegu, drobiazgowe, fotograficzno – anatomiczne wnikanie w szczegóły pracy prokreatora – preparatora jest sygnałem czegoś niedobrego, wiszącego w powietrzu, do czego wraca kilkakrotnie w wierszach. Druga cecha opowiadania – bohater, którym jest w tym przypadku ojciec. Większość utworów opowiada o postaciach z rodziny: babkach, dziadkach, ciotkach, wujkach gdzieś na głębokiej prowincji. Tytułowe „parantele” to z łaciny związki pokrewieństwa, których autorka szuka w przedmiotach i związanych z nimi wspomnieniach („W szafie babci Stefanii”, „Babcia Stefania”, „Na odejście babci Stefanii”). Głęboka retrospekcja, cofanie się wstecz, żałobna atmosfera i rozpływanie się w przebogatym, wiejskim zielniku - to nowe cechy jej poezji. O ile kiedyś żartowała z Polikarpa i Śmierci, teraz wyraźnie dosięgnęła ją (tak jak niegdyś Buddę) świadomość nieuchronnego przemijania i śmierci („Akt strzelisty”). Melancholijny pesymizm niekiedy jest przygnębiający, ale z drugiej strony łapanie w kadry wierszy odłamków świata, który powoli odchodzi w niebyt (wsi polskiej, spokojnej, tradycyjnej, sielskiej i anielskiej) w obecnych czasach jest cenne i uzasadnione.
W pierwszym rozdziale silnym akcentem jest przyroda, ukazana w momencie obumierania, zagłady albo w swojej najohydniejszej postaci np. obumieranie pszczół („Spóźnione dokarmianie pszczół”), robactwo w kupie gnoju („Wiosenne patroszenie kopca”), spalone myszy i ślimaki („Palenie pól”). Upodobanie do brzydoty, turpizmu nasuwa mi skojarzenie z twórczością Grochowiaka, a głębiej sięgając w krainy zgnilizny i rozkładu – Baudelaire’a. Tematy wierszy nie są estetyczne, ale poszerzona skala słownictwa dostarcza więcej wrażeń i uczucie przepychu językowego. Możliwe, że poetka czasem pójdzie w stronę lingwizmu...
Drugi rozdział to pewien hołd oddany kobietom : Gertrudzie Kolmar, Edith Stein, Nelly Sachs, Ingeborg Bachmann, Seraphine Louis.. Tu także autorka poczuwa się do pewnego pokrewieństwa duchowego, współprzeżywa ich dramat..
Ostatni rozdział zaczyna się od wątków ludycznych („Romantyczność Powsinogi”, „Po weselu”, „Lament – Zezowate”), żartobliwego dialogu z tradycją. Później autorka stara się zamknąć kompozycyjnie tomik, więc wraca motyw patroszenia, przeobfity zielnik i końcowe „Rondo złych snów” – manifest niewiary w sens świata, świadomie romantyzujące zaprzeczenie patosu rozumu, przywołanie sztandarowego obrazu Goyi „Kiedy rozum śpi, budzą się demony nocy”. Tak jakby katastroficznie przeczuwała nadejście czasów ciemnoty, rządów chciwych barbarzyńców, umundurowanych najemników, prowincjonalnego zabobonu, od którego aż roi się w książce („Urok”). Tak naprawdę w finale wychodzi z Grzegorzewskiej mieszczuch, który się boi zaściankowej wsi, ludzi nie do końca okrzesanych, prostych i pół dzikich. Miłość do włościaństwa jest powierzchowna. Poetka tworzy utopię, krainę marzeń i wspomnień, podrasowaną mitologicznymi porównaniami, w której tak naprawdę nie chciałaby się znowu znaleźć. I wcale się jej nie dziwię.
Żarty w poezji Grzegorzewskiej się skończyły, chociaż niektóre scenki rodzajowe nadal są pełne humoru, lecz jest to humor czarny („Stypa”). Niewątpliwym atutem „Paranteli” jest bogaty język, dobry warsztat, przemyślana kompozycja, starannie dobrana tematyka, malarska wizja ( z „Lekcją anatomii doktora Tulpe’a” w tle). Całość jest dosyć spójna, ale i złożona, można to czytać kilka razy i znaleźć coś nowego. Na pewno jest to b a r d z o interesująca pozycja wydawnicza w Częstochowie pięknej wiosny A.D.2004. Polecam.
„Parantele”, Wioletta Grzegorzewska, Wydawnictwo Bulion, Częstochowa 2003
39 wierszy poprzedzono wstępnym opowiadaniem „Prokreator” określającym charakter całego tomiku. „Prokreator” opowiada o ojcu patroszącym jastrzębia i przygotowaniach do preparacji wypchanego okazu, jakie niekiedy straszą w muzeach i leśniczówkach. Sam opis czynności nie jest może ważny, ale koncentrowanie się narratorki na wyjątkowej brzydocie całego zabiegu, drobiazgowe, fotograficzno – anatomiczne wnikanie w szczegóły pracy prokreatora – preparatora jest sygnałem czegoś niedobrego, wiszącego w powietrzu, do czego wraca kilkakrotnie w wierszach. Druga cecha opowiadania – bohater, którym jest w tym przypadku ojciec. Większość utworów opowiada o postaciach z rodziny: babkach, dziadkach, ciotkach, wujkach gdzieś na głębokiej prowincji. Tytułowe „parantele” to z łaciny związki pokrewieństwa, których autorka szuka w przedmiotach i związanych z nimi wspomnieniach („W szafie babci Stefanii”, „Babcia Stefania”, „Na odejście babci Stefanii”). Głęboka retrospekcja, cofanie się wstecz, żałobna atmosfera i rozpływanie się w przebogatym, wiejskim zielniku - to nowe cechy jej poezji. O ile kiedyś żartowała z Polikarpa i Śmierci, teraz wyraźnie dosięgnęła ją (tak jak niegdyś Buddę) świadomość nieuchronnego przemijania i śmierci („Akt strzelisty”). Melancholijny pesymizm niekiedy jest przygnębiający, ale z drugiej strony łapanie w kadry wierszy odłamków świata, który powoli odchodzi w niebyt (wsi polskiej, spokojnej, tradycyjnej, sielskiej i anielskiej) w obecnych czasach jest cenne i uzasadnione.
W pierwszym rozdziale silnym akcentem jest przyroda, ukazana w momencie obumierania, zagłady albo w swojej najohydniejszej postaci np. obumieranie pszczół („Spóźnione dokarmianie pszczół”), robactwo w kupie gnoju („Wiosenne patroszenie kopca”), spalone myszy i ślimaki („Palenie pól”). Upodobanie do brzydoty, turpizmu nasuwa mi skojarzenie z twórczością Grochowiaka, a głębiej sięgając w krainy zgnilizny i rozkładu – Baudelaire’a. Tematy wierszy nie są estetyczne, ale poszerzona skala słownictwa dostarcza więcej wrażeń i uczucie przepychu językowego. Możliwe, że poetka czasem pójdzie w stronę lingwizmu...
Drugi rozdział to pewien hołd oddany kobietom : Gertrudzie Kolmar, Edith Stein, Nelly Sachs, Ingeborg Bachmann, Seraphine Louis.. Tu także autorka poczuwa się do pewnego pokrewieństwa duchowego, współprzeżywa ich dramat..
Ostatni rozdział zaczyna się od wątków ludycznych („Romantyczność Powsinogi”, „Po weselu”, „Lament – Zezowate”), żartobliwego dialogu z tradycją. Później autorka stara się zamknąć kompozycyjnie tomik, więc wraca motyw patroszenia, przeobfity zielnik i końcowe „Rondo złych snów” – manifest niewiary w sens świata, świadomie romantyzujące zaprzeczenie patosu rozumu, przywołanie sztandarowego obrazu Goyi „Kiedy rozum śpi, budzą się demony nocy”. Tak jakby katastroficznie przeczuwała nadejście czasów ciemnoty, rządów chciwych barbarzyńców, umundurowanych najemników, prowincjonalnego zabobonu, od którego aż roi się w książce („Urok”). Tak naprawdę w finale wychodzi z Grzegorzewskiej mieszczuch, który się boi zaściankowej wsi, ludzi nie do końca okrzesanych, prostych i pół dzikich. Miłość do włościaństwa jest powierzchowna. Poetka tworzy utopię, krainę marzeń i wspomnień, podrasowaną mitologicznymi porównaniami, w której tak naprawdę nie chciałaby się znowu znaleźć. I wcale się jej nie dziwię.
Żarty w poezji Grzegorzewskiej się skończyły, chociaż niektóre scenki rodzajowe nadal są pełne humoru, lecz jest to humor czarny („Stypa”). Niewątpliwym atutem „Paranteli” jest bogaty język, dobry warsztat, przemyślana kompozycja, starannie dobrana tematyka, malarska wizja ( z „Lekcją anatomii doktora Tulpe’a” w tle). Całość jest dosyć spójna, ale i złożona, można to czytać kilka razy i znaleźć coś nowego. Na pewno jest to b a r d z o interesująca pozycja wydawnicza w Częstochowie pięknej wiosny A.D.2004. Polecam.
„Parantele”, Wioletta Grzegorzewska, Wydawnictwo Bulion, Częstochowa 2003
Wioletta Grzegorzewska, 2012
fot. Piotr Dłubak
fot. Piotr Dłubak
Orinoko, Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej, 2008
Wyobraźnia kontrolowana, Wydawnictwo WSP, Częstochowa 1998
Parantele, Wydawnictwo Bulion, Częstochowa 2003
Inne obroty, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza” Toronto-Rzeszów 2010, red. Edward Zyman, praca na okładce oraz rysunki z cyklu "Unnatural Death" Pola Dwurnik.
Pamięć Smieny/ Smena's Memory, wiersze przeł. Marek Kazmierski, Off-Press, Londyn 2011, oprac. graficzne Tomasz Wysota, praca na okładce Ryszard Mamis.
mój blog:
http://pamiec-smeny.blogspot.com/
Wiersze w najnowszym numerze Kofeiny, nr 06, 2011
http://issuu.com/kofeina/docs/kofeina06
W maju b.r. nakładem wydawnictwa Li-TWA, Częstochowska Biblioteczka Poetów i Prozaików ukazał się mój arkusz poetycki pt. "Ruchy Browna".
W grudniu w wydawnictwie Off_Press w Londynie ukazał się dwujęzyczny wybór wierszy "Pamięć Smieny".
Tutaj można zamawiać "Inne obroty":
http://www.polskifunduszwydawniczy.ca/sections.php?id=5
http://fraza.univ.rzeszow.pl/biblioteka_05-11.php
Wiersze w ArtPapierze
http://artpapier.com/?pid=2&cid=17&aid=2693
W Dodatku Kulturalnym nowojorskiego Nowego Dziennika ukazał się wywiad "Swąd zwęglonych piór wchodzi pod skórę", w którym rozmawiam z Edwardem Zymanem m.in. o poezji, duchach, vilanelach.
Dwa wiersze opublikowały "Zeszyty Literackie" - nr 111.
Kilka wierszy z cyklu "W tysiącu i jednym kawałku" ukazało się w 8. numerze Magazynu Artystyczno -Literackiego "Arterie"
http://pamiec-smeny.blogspot.com/
Wiersze w najnowszym numerze Kofeiny, nr 06, 2011
http://issuu.com/kofeina/docs/kofeina06
W maju b.r. nakładem wydawnictwa Li-TWA, Częstochowska Biblioteczka Poetów i Prozaików ukazał się mój arkusz poetycki pt. "Ruchy Browna".
W grudniu w wydawnictwie Off_Press w Londynie ukazał się dwujęzyczny wybór wierszy "Pamięć Smieny".
Tutaj można zamawiać "Inne obroty":
http://www.polskifunduszwydawniczy.ca/sections.php?id=5
http://fraza.univ.rzeszow.pl/biblioteka_05-11.php
Wiersze w ArtPapierze
http://artpapier.com/?pid=2&cid=17&aid=2693
W Dodatku Kulturalnym nowojorskiego Nowego Dziennika ukazał się wywiad "Swąd zwęglonych piór wchodzi pod skórę", w którym rozmawiam z Edwardem Zymanem m.in. o poezji, duchach, vilanelach.
Dwa wiersze opublikowały "Zeszyty Literackie" - nr 111.
Kilka wierszy z cyklu "W tysiącu i jednym kawałku" ukazało się w 8. numerze Magazynu Artystyczno -Literackiego "Arterie"