Aneta Kamińska
Anna Jawor, Na co patrzy baba jaga - „czary i mary” Anety Kamińskiej
rozgryź i spróbuj językiem/ nazwać/ mnie teraz/ kiedy sobie mam to/ wszystko/ i naraz – nie lada wyzwanie stawia Aneta Kamińska przed czytelnikiem. Jej książka „czary i mary” jest bowiem hipertekstem, a więc zrywa z linearnością, z sekwencyjnością, ze strukturalnością...
Pod tytułowym zaklęciem kryją się poetyckie czary i senne mary. Kompozycyjną klamrę tworzą cytaty ze znanych wierszy dla dzieci, a między nimi są sny i wiersze autorki, a także kilku innych poetów, m.in. Białoszewskiego. Autorka zdaje się zresztą jawnie nawiązywać do jego poetyki poprzez rozbijany język, bełkotliwość, potoczność...
Książka sprawia wrażenie chaotycznej; sama autorka zachęca do dość dowolnego po niej nawigowania, w czym mają pomóc [umieszczone w kwadratowych nawiasach] komendy typu: czytaj niżej/ albo wyżej; wróć do/ początku/ lub nie/ wracaj. Teksty są bowiem nieuporządkowane, wiersze i sny wzajemnie przeplatane, pewne sekwencje się powtarzają niczym déjà vu, ale w różnych kontekstach... I, mimo że ten rozbity na kawałki tekst jest połączony ze sobą odsyłaczami, hiperłączami, to tyle w nim dróg, tyle wyrwanych z kontekstu wątków, że nie trudno się pogubić. Przyznaje to sama poetka pisząc: co z tego jest znakiem wskazówką/ gdzie iść/ gdzie przejść/ na drugą stronę i które to/ światło.. Czy wręcz: nie wiem co dalej. A: tekst nie kończy się. Trudno się łudzić, że jest to chaos pozorny, a ta układanka w gruncie rzeczy jest misternie skonstruowana jak sieć pająka. O inną sieć powiązań tu chodzi. Forma zapisu, a więc ta dowolność, operowanie różnymi czcionkami, stosowanie pogrubień, kursywy i przede wszystkim - hiperłącza przypominają największy system hipertekstowy, jakim jest Internet. Ale czy, poza oryginalną formą, to tylko słowa, słowa, słowa; czy jest w tym szaleństwie metoda?
Każdą z trzech części książki zamyka odpowiedni kreator. Pierwszy kreuje podróż, ale autorka świadoma, jak łatwo się w niej zgubić, pomaga wybrać odpowiednią linię (kliknij; wsiadaj/ i jedź). Jest też kreator snów do wyboru, od agresywnego psa poprzez handlowanie drewnem i rozmarynu wąchanie po zupę z torebki. Ale są też choroby i dramatyczne zaklęcie: zachoruj/ zachoruj/ zachoruj, w dodatku brak jakiejkolwiek alternatywy: teraz/ albo teraz.
Choroba jest tu stale obecnym motywem poprzez prezentowanie autentycznych wyników badań lekarskich. Czytając te osobiste dokumenty autorki, wkraczamy w sferę jej prywatności, intymności. Czy mamy przez to rozumieć, że będąc w sieci, jesteśmy jej pozbawieni? Odnosząc treść tej książki do rzeczywistości Internetu, bo formalnie już na pierwszy rzut oka widać doń nawiązanie, no to mamy bardzo pesymistyczną wizję. Jeśli te cytaty typu: raz dwa trzy baba jaga patrzy świadczą o tym, że jesteśmy jak dzieci bezbronne, naiwne, to Internet poprzez intro zdaje się robić czary mary i obejmować nas niczym Morfeusz. Łapie nas w sieć jak sen. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że już nie można się obudzić. O ile na początku, poprzez swe hiperłącza, kusi i uwodzi, to z biegiem czasu coraz bardziej drażni i zaklina (zgiń przepadnij). Problem w tym, że chyba już na zawsze: i już/ i zbudź/ się nigdy/ albo/ nigdy.
Ta oniryczność, asocjacyjność, tajemniczość, a także graficzne eksperymenty z tekstem przypominają poetykę Apollinaire'a, notabene twórcy pojęcia surrealizm. Notabene, bo „czary i mary” to książka surrealistyczna. I tu nie chodzi o urojenia, halucynacje czy fascynację hipnozą. Choć hipnotyzujący jest urok, jaki rzuca na nas poetka, a co znajduje swe odzwierciedlenie w jej snach (mam profil czarownicy). Hipnotyzują też koszmarne echa, które słyszy, jak: nie/ dotykać/ nie/ obmacywać/ nie/ grzebać czy bój się/ burzy/ dziecko. Ale chodzi o samo zestawienie wierszy i snów w taki sposób, że niemal zaciera się granica między nimi, nieraz trudno odróżnić co jest czym. Mogłoby się wydawać, że pomysł niedobry, bo w snach nie ma sensu, są poszarpane, chaotyczne, pozbawione treści logicznej; poezja natomiast winna nam coś oznajmiać, więc logiczna być musi. Ale Aneta Kamińska zdaje się przeciw takiej wizji buntować. Daje równe prawa i wierszom i snom. Jak zauważył Freud: „marzenie senne pojawia się tylko jako nawiązanie do tych spraw, które dostarczyły nam pokarmu myślowego w ciągu dnia”. A więc, skoro sen jest zakodowanym, zmetaforyzowanym zapisem myśli i uczuć dni poprzednich, to właściwie taką samą definicję można przypisać poezji. Autorka poprzez ciekawy zabieg wymieszania, w nowatorskiej „internetowej” formie, treści wierszy i snów, prezentuje swoją wizję poezji. Poezja jest jak sen, w którym zakodowane są, pełne znaków i symboli, nie do końca uświadomione, treści. Cała sztuka polega na tym, żeby znaleźć klucz. Gdzie?... Na co patrzy baba jaga?... czary mary – do lusterka. Na szczęście to tylko sen.
Warto dać się zaczarować i złapać w sieć Anety Kamińskiej. Można wyjść oczarowanym. Można i rozczarowanym; cóż, cała istota i magii, i sztuki, żeby nikogo nie pozostawić obojętnym. I tak jest z tą książką; bo nawet jak ktoś nie zrozumie, to na pewno znajdzie jej wyraz w snach.
Aneta Kamińska, czary i mary (hipertekst), Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2007
Pod tytułowym zaklęciem kryją się poetyckie czary i senne mary. Kompozycyjną klamrę tworzą cytaty ze znanych wierszy dla dzieci, a między nimi są sny i wiersze autorki, a także kilku innych poetów, m.in. Białoszewskiego. Autorka zdaje się zresztą jawnie nawiązywać do jego poetyki poprzez rozbijany język, bełkotliwość, potoczność...
Książka sprawia wrażenie chaotycznej; sama autorka zachęca do dość dowolnego po niej nawigowania, w czym mają pomóc [umieszczone w kwadratowych nawiasach] komendy typu: czytaj niżej/ albo wyżej; wróć do/ początku/ lub nie/ wracaj. Teksty są bowiem nieuporządkowane, wiersze i sny wzajemnie przeplatane, pewne sekwencje się powtarzają niczym déjà vu, ale w różnych kontekstach... I, mimo że ten rozbity na kawałki tekst jest połączony ze sobą odsyłaczami, hiperłączami, to tyle w nim dróg, tyle wyrwanych z kontekstu wątków, że nie trudno się pogubić. Przyznaje to sama poetka pisząc: co z tego jest znakiem wskazówką/ gdzie iść/ gdzie przejść/ na drugą stronę i które to/ światło.. Czy wręcz: nie wiem co dalej. A: tekst nie kończy się. Trudno się łudzić, że jest to chaos pozorny, a ta układanka w gruncie rzeczy jest misternie skonstruowana jak sieć pająka. O inną sieć powiązań tu chodzi. Forma zapisu, a więc ta dowolność, operowanie różnymi czcionkami, stosowanie pogrubień, kursywy i przede wszystkim - hiperłącza przypominają największy system hipertekstowy, jakim jest Internet. Ale czy, poza oryginalną formą, to tylko słowa, słowa, słowa; czy jest w tym szaleństwie metoda?
Każdą z trzech części książki zamyka odpowiedni kreator. Pierwszy kreuje podróż, ale autorka świadoma, jak łatwo się w niej zgubić, pomaga wybrać odpowiednią linię (kliknij; wsiadaj/ i jedź). Jest też kreator snów do wyboru, od agresywnego psa poprzez handlowanie drewnem i rozmarynu wąchanie po zupę z torebki. Ale są też choroby i dramatyczne zaklęcie: zachoruj/ zachoruj/ zachoruj, w dodatku brak jakiejkolwiek alternatywy: teraz/ albo teraz.
Choroba jest tu stale obecnym motywem poprzez prezentowanie autentycznych wyników badań lekarskich. Czytając te osobiste dokumenty autorki, wkraczamy w sferę jej prywatności, intymności. Czy mamy przez to rozumieć, że będąc w sieci, jesteśmy jej pozbawieni? Odnosząc treść tej książki do rzeczywistości Internetu, bo formalnie już na pierwszy rzut oka widać doń nawiązanie, no to mamy bardzo pesymistyczną wizję. Jeśli te cytaty typu: raz dwa trzy baba jaga patrzy świadczą o tym, że jesteśmy jak dzieci bezbronne, naiwne, to Internet poprzez intro zdaje się robić czary mary i obejmować nas niczym Morfeusz. Łapie nas w sieć jak sen. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że już nie można się obudzić. O ile na początku, poprzez swe hiperłącza, kusi i uwodzi, to z biegiem czasu coraz bardziej drażni i zaklina (zgiń przepadnij). Problem w tym, że chyba już na zawsze: i już/ i zbudź/ się nigdy/ albo/ nigdy.
Ta oniryczność, asocjacyjność, tajemniczość, a także graficzne eksperymenty z tekstem przypominają poetykę Apollinaire'a, notabene twórcy pojęcia surrealizm. Notabene, bo „czary i mary” to książka surrealistyczna. I tu nie chodzi o urojenia, halucynacje czy fascynację hipnozą. Choć hipnotyzujący jest urok, jaki rzuca na nas poetka, a co znajduje swe odzwierciedlenie w jej snach (mam profil czarownicy). Hipnotyzują też koszmarne echa, które słyszy, jak: nie/ dotykać/ nie/ obmacywać/ nie/ grzebać czy bój się/ burzy/ dziecko. Ale chodzi o samo zestawienie wierszy i snów w taki sposób, że niemal zaciera się granica między nimi, nieraz trudno odróżnić co jest czym. Mogłoby się wydawać, że pomysł niedobry, bo w snach nie ma sensu, są poszarpane, chaotyczne, pozbawione treści logicznej; poezja natomiast winna nam coś oznajmiać, więc logiczna być musi. Ale Aneta Kamińska zdaje się przeciw takiej wizji buntować. Daje równe prawa i wierszom i snom. Jak zauważył Freud: „marzenie senne pojawia się tylko jako nawiązanie do tych spraw, które dostarczyły nam pokarmu myślowego w ciągu dnia”. A więc, skoro sen jest zakodowanym, zmetaforyzowanym zapisem myśli i uczuć dni poprzednich, to właściwie taką samą definicję można przypisać poezji. Autorka poprzez ciekawy zabieg wymieszania, w nowatorskiej „internetowej” formie, treści wierszy i snów, prezentuje swoją wizję poezji. Poezja jest jak sen, w którym zakodowane są, pełne znaków i symboli, nie do końca uświadomione, treści. Cała sztuka polega na tym, żeby znaleźć klucz. Gdzie?... Na co patrzy baba jaga?... czary mary – do lusterka. Na szczęście to tylko sen.
Warto dać się zaczarować i złapać w sieć Anety Kamińskiej. Można wyjść oczarowanym. Można i rozczarowanym; cóż, cała istota i magii, i sztuki, żeby nikogo nie pozostawić obojętnym. I tak jest z tą książką; bo nawet jak ktoś nie zrozumie, to na pewno znajdzie jej wyraz w snach.
Aneta Kamińska, czary i mary (hipertekst), Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2007
Aneta Kamińska
fot. Paulina Rasińska
fot. Paulina Rasińska
"czary i mary" (Warszawa 2007)
"zapisz zmiany" (Warszawa 2004)
Nazar Honczar, gdybym (Warszawa 2007)
Hałyna Tkaczuk, Ja i inne piękności (2011)
Wreszcie jest!
Aneta Kamińska, Cząstki pomarańczy. Antologia nowej poezji ukraińskiej, Narodowe Centrum Kultury-Korporacja Ha!art, Warszawa-Kraków 2011.
Aneta Kamińska, Cząstki pomarańczy. Antologia nowej poezji ukraińskiej, Narodowe Centrum Kultury-Korporacja Ha!art, Warszawa-Kraków 2011.