Marcin Jurzysta
Czas wesołej śmierci zaczyna się codziennie, czyli na temat Ciuciubabki Marcina Jurzysty.
Ciuciubabka Marcina Jurzysty, wydana w zeszłym roku w Bibliotece Arterii, to debiut niezwykle udany. Pochodzący z Elbląga poeta zaprezentował nam przemyślany oraz oryginalny projekt poetycki, książkę, która zaprasza do ciekawego, aczkolwiek niepokojącego świata wyobraźni twórcy. Wiersze zamieszczone w tomiku są warsztatowo sprawne, o frazowaniu układającym się w elegijną, prawie że rytualną melodię. Jurzysta jest poetą, który wie jak przekazać myśl i obraz w wierszu i wiele z fragmentów Ciuciubabki może być na to dowodem. Co najważniejsze jednak, w wierszach powiązanego z Łodzią twórcy mamy do czynienia z czystą, nieskrępowaną poetycką wizją. Wizja ta z jednej strony dosyć głęboko zasadzona jest w egzystencjalnej sytuacji człowieka, sytuacji obarczonej brzemieniem śmierci i wiążącej się z nią setką twarzy entropii. Kontrapunktem dla powyższego są obrazy rodem ze świata dziecięcego (co sugerować może nawet sam tytuł zbioru), które pełnią tutaj funkcję dopełniającą, są elementem potęgującym jeszcze klimat niezmiernego ciężaru z jakim wiąże się każde możliwe istnienie. Ciuciubabkę czyta się czasami jak współczesną wariację na temat słynących z opisów okrucieństwa baśni braci Grimm, tym bardziej okrutnych, że odnoszących się do jak najbardziej namacalnego tu i teraz. Jurzysta odwołuje się w swoich wierszach do dzieciństwa prawdziwego, dzieciństwa, które nie jest sztucznym fantazmatem sielanki, ale dojmującym doświadczeniem coraz bardziej bolesnej analizy rzeczywistości. Podmiot liryczny patrzy z perspektywy czasu na to, co zostało mu dane i okazuje się, że zastana przez niego sytuacja egzystencjalna da się przykryć jedynie groteskową zabawą, śpiewogrą podczas której zaklinamy rzeczywistość i przenosimy ją w bardziej znośny wymiar. Wydaje się, że ten sposób kreowania przestrzeni poetyckiej jest niezwykle interesujący i może przynieść naprawdę inspirujące rezultaty w obrębie wiersza.
* * *
To naprawdę straszny dwór
Zegar stary gdyby świat
kuranty tnie jak z nut
zepsuty wszakże od stu lat
nakręcać próżny trud
bim bam bom jest już 7.30
przychodzi doktor Kwiatkowski
są też inni oraz mężczyźni i kobiety
oni czują w powietrzu
co się święci i roznosi zapach
skoszone siano w środku miasta
pra-pra-prababki wykrzywiają twarze
zgasłymi oczyma przewracają obie
siostra Mariola włącza światło
i wszyscy chowają się po kątach
rozbiegają się pająki we włosach kobiet
bim bam bom jest już 7.30
przychodzi doktor Kwiatkowski i mówi
koncercik taki da się we znaki
boisz się?
(***, str. 20)
Skojarzenie tekstu raczej ramotkowej opery Moniuszki z sytuacją pobytu w szpitalu kreuje tekst, który może nie posiada wielowymiarowości poezji Andrzeja Sosnowskiego (zresztą, nie wydaje się, by autor miał taki cel), ale nadrabia za to siłą obrazu. Podobnie jest w innych utworach składających się na zawartość tomiku.
* * *
Co robisz dziewczynko
w sukience białej jak puch topoli
(…)
biały tydzień już się skończył
z każdym dniem stajesz się brzydsza
mniej wyraźna i coraz bardziej kapryśna
nie pomoże grymas tupnięcie obcasem
ani ukłucie szpilką
ulica wyludniła się zupełnie
o tej porze możesz zobaczyć jedynie
spracowane ręce praczek
tylko one zostają po wszystkim
pochylone nad robotą aż po świt
uważaj by nie chwyciły cię za gardło
to nie to samo co głaskanie
po głowie
(***, str. 48-49)
Oto kolejny przykład. Nie składająca nigdy broni entropia wbija się w arkadyjski obraz idącej do komunii dziewczynki. Pojawiające się na końcu wiersza praczki są niepokojącą antycypacją możliwej przyszłości bohaterki wiersza, jakże odmiennej od odświętnej atmosfery pierwszego przyjęcia Ciała Chrystusa.
Fragmentem nieco różnym pod względem stylistycznym od reszty tomiku jest pięć, mocno zwróconych w stronę refleksji nad nicością, sonetów, składających się na cykl utworów prozaicznie oznaczonych jedynie rzymską numeracją. Cechuje je swoista, elegijna fraza, zbliżona do neobarokowych pieśni śmierci Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. To, że Jurzysta inspiruje się innymi poetami nie jest oczywiście w żadnym wypadku zarzutem, ponieważ autor używając znanej już melodii, wprowadza do nich swój własny, jak najbardziej oryginalny tekst, wypełnią ją swoimi osobistymi motywami oraz przekonywującymi lirycznymi obrazami. To, że w wymienionych wcześniej pięciu utworach, zauważalne są pewne punkty styczne z pisaniem pana Eugeniusza, sprawia że czytelnik czuje iż autor świadomie przyznaje się do pewnej poetyckiej ścieżki, że podjął on trud kontynuowania pewnej dykcji w której, jak można zauważyć w przytoczonych poniżej fragmentach czuje się pewnie.
Mówię ci od tego kamienia wieje chłodem
gdy zaczyna się czas wesołej śmierci wieje
wiatr goni się ze mną po ulicach po kątach
upycha w stare wełniane swetry i płaszcze
w ich kieszeniach i innych grobach znajdziesz wiele
okruszków i higienicznych chusteczek
(II, str. 27)
Z domu pod piętnastym pozostały
dwie rury jak wypatroszone wnętrze ryby
nie ma łusek kości okien pęcherzy pławnych
jednak wciąż grozi nam wybuch wystarczy tylko
szpilka kobiecego buta albo spojrzenie
(V, str. 30)
Warto również wspomnieć o bohaterach wierszy Jurzysty, postaciach wziętych jakby z pogranicza snu i jawy, zamieszkujących strefę buforową pomiędzy możliwym a mało prawdopodobnym, czyli terenu do którego opisu poezja nadaje się najbardziej. Siostra zakonna, która boi się wiatru (str. 34), trzech mężczyzn z zakładu pogrzebowego (str. 39), czy też mężczyzna w czarnym prochowcu/ z choinką ukradzioną ze stumilowego lasu (z wiersza świątecznego, str. 42) i inne osoby urozmaicają tekst, jednocześnie podkreślając „bajkowość” wykreowanego świata.
Podsumowując, Ciuciubabka to tomik zdecydowanie godny polecenia. Wyraziste obrazowanie, specyficzny, przenikliwie nicujący mroczniejszą stronę rzeczywistości klimat połączony z warsztatową sprawnością powodują, że debiut Marcina Jurzysty czyta się z zainteresowaniem. Wydaje się, że nie jest to książka, którą po jednokrotnej lekturze odłoży się na półkę i skaże na zapomnienie. Postaci, które znajdujemy na stronach tego tomiku, oraz intensywność emocji jaką można spotkać w jego utworach, zwyczajnie na to nie pozwolą. Nieco przewrotnie więc na sam koniec omówienia przytoczę cytat, którym Jurzysta otwiera swój debiut:
Hej, baw się razem z nami,
Hej, baw się w ciuciubabkę z nami,
Hej, kto się z nami bawi,
Do ciuciubabki zapraszamy!
Rafał Derda
http://archiwum5.kwartalnik.eu/44/index.htm
* * *
To naprawdę straszny dwór
Zegar stary gdyby świat
kuranty tnie jak z nut
zepsuty wszakże od stu lat
nakręcać próżny trud
bim bam bom jest już 7.30
przychodzi doktor Kwiatkowski
są też inni oraz mężczyźni i kobiety
oni czują w powietrzu
co się święci i roznosi zapach
skoszone siano w środku miasta
pra-pra-prababki wykrzywiają twarze
zgasłymi oczyma przewracają obie
siostra Mariola włącza światło
i wszyscy chowają się po kątach
rozbiegają się pająki we włosach kobiet
bim bam bom jest już 7.30
przychodzi doktor Kwiatkowski i mówi
koncercik taki da się we znaki
boisz się?
(***, str. 20)
Skojarzenie tekstu raczej ramotkowej opery Moniuszki z sytuacją pobytu w szpitalu kreuje tekst, który może nie posiada wielowymiarowości poezji Andrzeja Sosnowskiego (zresztą, nie wydaje się, by autor miał taki cel), ale nadrabia za to siłą obrazu. Podobnie jest w innych utworach składających się na zawartość tomiku.
* * *
Co robisz dziewczynko
w sukience białej jak puch topoli
(…)
biały tydzień już się skończył
z każdym dniem stajesz się brzydsza
mniej wyraźna i coraz bardziej kapryśna
nie pomoże grymas tupnięcie obcasem
ani ukłucie szpilką
ulica wyludniła się zupełnie
o tej porze możesz zobaczyć jedynie
spracowane ręce praczek
tylko one zostają po wszystkim
pochylone nad robotą aż po świt
uważaj by nie chwyciły cię za gardło
to nie to samo co głaskanie
po głowie
(***, str. 48-49)
Oto kolejny przykład. Nie składająca nigdy broni entropia wbija się w arkadyjski obraz idącej do komunii dziewczynki. Pojawiające się na końcu wiersza praczki są niepokojącą antycypacją możliwej przyszłości bohaterki wiersza, jakże odmiennej od odświętnej atmosfery pierwszego przyjęcia Ciała Chrystusa.
Fragmentem nieco różnym pod względem stylistycznym od reszty tomiku jest pięć, mocno zwróconych w stronę refleksji nad nicością, sonetów, składających się na cykl utworów prozaicznie oznaczonych jedynie rzymską numeracją. Cechuje je swoista, elegijna fraza, zbliżona do neobarokowych pieśni śmierci Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. To, że Jurzysta inspiruje się innymi poetami nie jest oczywiście w żadnym wypadku zarzutem, ponieważ autor używając znanej już melodii, wprowadza do nich swój własny, jak najbardziej oryginalny tekst, wypełnią ją swoimi osobistymi motywami oraz przekonywującymi lirycznymi obrazami. To, że w wymienionych wcześniej pięciu utworach, zauważalne są pewne punkty styczne z pisaniem pana Eugeniusza, sprawia że czytelnik czuje iż autor świadomie przyznaje się do pewnej poetyckiej ścieżki, że podjął on trud kontynuowania pewnej dykcji w której, jak można zauważyć w przytoczonych poniżej fragmentach czuje się pewnie.
Mówię ci od tego kamienia wieje chłodem
gdy zaczyna się czas wesołej śmierci wieje
wiatr goni się ze mną po ulicach po kątach
upycha w stare wełniane swetry i płaszcze
w ich kieszeniach i innych grobach znajdziesz wiele
okruszków i higienicznych chusteczek
(II, str. 27)
Z domu pod piętnastym pozostały
dwie rury jak wypatroszone wnętrze ryby
nie ma łusek kości okien pęcherzy pławnych
jednak wciąż grozi nam wybuch wystarczy tylko
szpilka kobiecego buta albo spojrzenie
(V, str. 30)
Warto również wspomnieć o bohaterach wierszy Jurzysty, postaciach wziętych jakby z pogranicza snu i jawy, zamieszkujących strefę buforową pomiędzy możliwym a mało prawdopodobnym, czyli terenu do którego opisu poezja nadaje się najbardziej. Siostra zakonna, która boi się wiatru (str. 34), trzech mężczyzn z zakładu pogrzebowego (str. 39), czy też mężczyzna w czarnym prochowcu/ z choinką ukradzioną ze stumilowego lasu (z wiersza świątecznego, str. 42) i inne osoby urozmaicają tekst, jednocześnie podkreślając „bajkowość” wykreowanego świata.
Podsumowując, Ciuciubabka to tomik zdecydowanie godny polecenia. Wyraziste obrazowanie, specyficzny, przenikliwie nicujący mroczniejszą stronę rzeczywistości klimat połączony z warsztatową sprawnością powodują, że debiut Marcina Jurzysty czyta się z zainteresowaniem. Wydaje się, że nie jest to książka, którą po jednokrotnej lekturze odłoży się na półkę i skaże na zapomnienie. Postaci, które znajdujemy na stronach tego tomiku, oraz intensywność emocji jaką można spotkać w jego utworach, zwyczajnie na to nie pozwolą. Nieco przewrotnie więc na sam koniec omówienia przytoczę cytat, którym Jurzysta otwiera swój debiut:
Hej, baw się razem z nami,
Hej, baw się w ciuciubabkę z nami,
Hej, kto się z nami bawi,
Do ciuciubabki zapraszamy!
Rafał Derda
http://archiwum5.kwartalnik.eu/44/index.htm
fot. Danuta Węgiel
ciuciubabka, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Biblioteka "Arterii", t. 13, Łódź 2011.
XIV Majowy Buum Poetycki - 16.05.2013 r. Akademickie Centrum Kultury i Sztuki Od Nowa w Toruniu.