Adam Wiedemann
Miklavž Komelj, Widzenie w czas kwitnących drzew
Co za rewolta jest w czystej wdzięczności!
Ile czystego, niewinnego śmiechu!
Cokolwiek wyobrażamy sobie jako ludzkie ciało,
to strata ciała. Lecz twój krzyk
nie ze strachu: na siebie
bierze cały strach. Gdy pocieszam,
mam wrażenie, że zarazem dręczę. W swojej
boleści lękam się o swoje ciało. Pocieszony,
nie mam go już. Jeszcze go nie mam. Tak widzę Słońce i gwiazdy:
widzę cię, a nie mogę sobie ciebie wyobrazić.
Twoja samotność w niemo jawnym przybywaniu jednocześnie
na cały świat. Jak białe
kamyczki, żywe łupinki, drobne oddzielne paznokcie –
w morzu, na mojej dłoni, na podłodze,
bez związku z tobą, a jednak to ty.
Nie twoja część ani ty częścią tego, jednak ty. Na wieki ukryte w jawności
bez nazwy. Jak raki w muszlach umarłych ślimaków.
Żadna strata niczego tobie w niczym nie ujmuje, a kiedy drżę o wszystko, drżę
o ciebie. Nie mogę
drżeć, nie drżąc o ciebie.
Adam Wiedemann
fot. Zbigniew Bielawka
fot. Zbigniew Bielawka