Barbara Klicka
1 2
>> Zobacz (cz. II)
*
Leżała na tapczanie z głową w kierunku okna. Nikt nie wyszedł - po prostu nie było nikogo. Wcześniej chodziła goła między pokojem a kuchnią, myśląc o tym, że zawsze ktoś może zobaczyć, nawet jeśli się wydaje, że nie, że ludzie w samochodach dłubią w nosie albo drapią się po kroczu a z autobusu ich jednak widać, więc na pewno zawsze ktoś jednak patrzy. Dlatego chodziła goła między pokojem a kuchnią, dlatego wciągała brzuch i wypinała pośladki, dlatego, pozorując wypadek, wylała na dekolt parę kropel mineralnej. Ale teraz włożyła sukienkę, czerwoną na cienkich ramiączkach. Na zielonym tapczanie, w czerwonej sukience, z głową w kierunku okna. Rano była w przychodni, bo nagląca rutynowa kontrola. Szła tam z żołądkiem na supeł i wilgotnymi dłońmi. Kiedy się tak przejęła ostatnio? Tak, już wie kiedy. Dzień wcześniej poznała kogoś w pociągu, miał zostać sędzią, kończył aplikację i mieli się spotkać, przed tym spotkaniem też żołądek na supeł i wilgoć w dłoniach, też czerwona sukienka. Ale dziś była w przychodni. I nic się nie stało, nie miała raka ani nawet próchnicy, nie było w niej niczego podejrzanego. Na drewnianych krzesłach siedziała para z niedużym jeszcze brzuchem. On kiczowatym gestem i chusteczką ścierał jej łzy z policzków.
- To przecież nic złego, że zorientowałaś się dopiero w piątym miesiącu, nic złego. Nic by to nie zmieniło, że niby te kilka imprez bez fajek – no bez przesady. A teraz to przynajmniej już nie ma żadnych wątpliwości i można spokojnie mówić wszystkim.
- I co ja mamie powiem? Że co, że będę mieć ciążę czteromiesięczną? No jak tak? Że wszystko za krótko i my się znamy pół roku i ciąża czteromiesięczna i już będę rodzić?
Za potężnym tapirem jednej z pielęgniarek plakat: „karmienie piersią – wybierz pozycję najlepszą dla ciebie”. Połóż się na boku, ręka pod głową, zsunęła ramiączko, miękki sutek w dwa palce.
W ten sposób możesz karmić i drzemać jednocześnie – powiedziała.
Zapach niemowląt, zapach oliwki i płynu do płukania dla szczególnie wrażliwej skóry. Mama dostała grypy, kiedy jej młodszy brat był jeszcze bardzo mały. Żeby go nie zarazić do karmienia zawiązywała sobie twarz tetrową pieluchą. Nie było jej wcale widać, tylko oczy i piersi z ciemnymi sutkami na baczność, w pogotowiu. Nie było jej, były tylko jej piersi. A dużo później jakaś koleżanka powiedziała jej, że czuć, że jest się ssakiem to co innego niż czuć, że jest się sobą. Więc teraz miękki sutek w dwa palce, ręka pod głową ugięta w łokciu, na lewym boku z głową w kierunku okna.
Jest teraz najmłodszą kobietą na świecie, która przekwita. Dwudziestosześciolatka z klimakterium. W jej głowie, co milisekundę siwieje z trzaskiem jakiś neuron.
Zobacz, jakie niebo widzi przez okno.
Widzę.
*
Otworzył szeroko drzwi i wyszedł na balkon. O siódmej rano było tu chyba najgłośniej, bo właśnie budziły się karetki z pobliskiego szpitala. Gdzieś czytał, że liczba zawałów serca zdecydowanie zwiększa się w rannych godzinach, że rano każdy może stać się sercowcem. Chociaż nie on. On miał konkretne zadanie, a dziś w dodatku musiał się spieszyć, bo był z nią umówiony. Podszedł do balustrady i powoli zaczął wciągać do góry pierwszy sznurek. Wpadł na ten pomysł parę lat temu. Gołębie roznoszą więcej zarazków niż szczury i karaluchy razem wzięte. On był wysoki, więc szczególnie narażony, nie zamierzał ryzykować. Poza tym miał funkcje społeczną, był przeznaczony do wymierzania kar i pouczeń, a to zobowiązuje, więc wymyślił pułapkę. Ptaki mają oczywiście ptasie mózgi, dlatego nie było trudno. Wystarczył sznurek i reklamówka, w reklamówce coś do jedzenia. Długo się zastanawiał, czym się żywią gołębie. Z obserwacji wynikało, że wszystkim, ale jednak nie wszystko równie dobrze skutkowało. Po miesiącach błędów i wypaczeń zdecydował się na biały chleb z cienką warstwą masła, ewentualnie margaryny roślinnej. Pamiętał jak matka dokarmiała ptaki nie zjedzonymi przez niego kanapkami. Siadała w kuchni, przy parapecie i kruszyła chleb tym latającym oddziałom zakaźnym. Że też musiała być taka głupia, że też nie wiedziała, że one srają jak jedzą, że w ich pazurach żyją wszystkie nieczystości wszystkich miast świata, wszystkie sadze i szczyny, każda najbrudniejsza kurwa, każdy bezdomny pies. A ona na parapecie godzinami sypała im pasy startowe z okruchów.
W pierwszą nic się nie złapało tym razem. Napełnił ją świeżym chlebem, one najbardziej lubiły świeży chleb. Kiedyś złapał na świeży chleb parkę, wyglądały jakby uciekły z hodowli, ale to ich przecież nie usprawiedliwiało. Powoli zaczął wciągać drugi sznurek. Ostatnio spowiadał się dawno temu. Nigdy nie był w tym dobry, bo całe to szeleszczenie komuś w ucho wydawało mu się jakieś z gruntu nie męskie. Ale wtedy, za tym ostatnim razem, powiedział głośniej i wcale nie szeptem, że nie wierzy, że Duch mógł mieszkać, choćby przez chwilę, choć przez ułamek tej chwili, w takim potwornie zasyfionym zwierzęciu. Bo wtedy Duch miałby na sobie cały ten syf
1 2
>>
Leżała na tapczanie z głową w kierunku okna. Nikt nie wyszedł - po prostu nie było nikogo. Wcześniej chodziła goła między pokojem a kuchnią, myśląc o tym, że zawsze ktoś może zobaczyć, nawet jeśli się wydaje, że nie, że ludzie w samochodach dłubią w nosie albo drapią się po kroczu a z autobusu ich jednak widać, więc na pewno zawsze ktoś jednak patrzy. Dlatego chodziła goła między pokojem a kuchnią, dlatego wciągała brzuch i wypinała pośladki, dlatego, pozorując wypadek, wylała na dekolt parę kropel mineralnej. Ale teraz włożyła sukienkę, czerwoną na cienkich ramiączkach. Na zielonym tapczanie, w czerwonej sukience, z głową w kierunku okna. Rano była w przychodni, bo nagląca rutynowa kontrola. Szła tam z żołądkiem na supeł i wilgotnymi dłońmi. Kiedy się tak przejęła ostatnio? Tak, już wie kiedy. Dzień wcześniej poznała kogoś w pociągu, miał zostać sędzią, kończył aplikację i mieli się spotkać, przed tym spotkaniem też żołądek na supeł i wilgoć w dłoniach, też czerwona sukienka. Ale dziś była w przychodni. I nic się nie stało, nie miała raka ani nawet próchnicy, nie było w niej niczego podejrzanego. Na drewnianych krzesłach siedziała para z niedużym jeszcze brzuchem. On kiczowatym gestem i chusteczką ścierał jej łzy z policzków.
- To przecież nic złego, że zorientowałaś się dopiero w piątym miesiącu, nic złego. Nic by to nie zmieniło, że niby te kilka imprez bez fajek – no bez przesady. A teraz to przynajmniej już nie ma żadnych wątpliwości i można spokojnie mówić wszystkim.
- I co ja mamie powiem? Że co, że będę mieć ciążę czteromiesięczną? No jak tak? Że wszystko za krótko i my się znamy pół roku i ciąża czteromiesięczna i już będę rodzić?
Za potężnym tapirem jednej z pielęgniarek plakat: „karmienie piersią – wybierz pozycję najlepszą dla ciebie”. Połóż się na boku, ręka pod głową, zsunęła ramiączko, miękki sutek w dwa palce.
W ten sposób możesz karmić i drzemać jednocześnie – powiedziała.
Zapach niemowląt, zapach oliwki i płynu do płukania dla szczególnie wrażliwej skóry. Mama dostała grypy, kiedy jej młodszy brat był jeszcze bardzo mały. Żeby go nie zarazić do karmienia zawiązywała sobie twarz tetrową pieluchą. Nie było jej wcale widać, tylko oczy i piersi z ciemnymi sutkami na baczność, w pogotowiu. Nie było jej, były tylko jej piersi. A dużo później jakaś koleżanka powiedziała jej, że czuć, że jest się ssakiem to co innego niż czuć, że jest się sobą. Więc teraz miękki sutek w dwa palce, ręka pod głową ugięta w łokciu, na lewym boku z głową w kierunku okna.
Jest teraz najmłodszą kobietą na świecie, która przekwita. Dwudziestosześciolatka z klimakterium. W jej głowie, co milisekundę siwieje z trzaskiem jakiś neuron.
Zobacz, jakie niebo widzi przez okno.
Widzę.
*
Otworzył szeroko drzwi i wyszedł na balkon. O siódmej rano było tu chyba najgłośniej, bo właśnie budziły się karetki z pobliskiego szpitala. Gdzieś czytał, że liczba zawałów serca zdecydowanie zwiększa się w rannych godzinach, że rano każdy może stać się sercowcem. Chociaż nie on. On miał konkretne zadanie, a dziś w dodatku musiał się spieszyć, bo był z nią umówiony. Podszedł do balustrady i powoli zaczął wciągać do góry pierwszy sznurek. Wpadł na ten pomysł parę lat temu. Gołębie roznoszą więcej zarazków niż szczury i karaluchy razem wzięte. On był wysoki, więc szczególnie narażony, nie zamierzał ryzykować. Poza tym miał funkcje społeczną, był przeznaczony do wymierzania kar i pouczeń, a to zobowiązuje, więc wymyślił pułapkę. Ptaki mają oczywiście ptasie mózgi, dlatego nie było trudno. Wystarczył sznurek i reklamówka, w reklamówce coś do jedzenia. Długo się zastanawiał, czym się żywią gołębie. Z obserwacji wynikało, że wszystkim, ale jednak nie wszystko równie dobrze skutkowało. Po miesiącach błędów i wypaczeń zdecydował się na biały chleb z cienką warstwą masła, ewentualnie margaryny roślinnej. Pamiętał jak matka dokarmiała ptaki nie zjedzonymi przez niego kanapkami. Siadała w kuchni, przy parapecie i kruszyła chleb tym latającym oddziałom zakaźnym. Że też musiała być taka głupia, że też nie wiedziała, że one srają jak jedzą, że w ich pazurach żyją wszystkie nieczystości wszystkich miast świata, wszystkie sadze i szczyny, każda najbrudniejsza kurwa, każdy bezdomny pies. A ona na parapecie godzinami sypała im pasy startowe z okruchów.
W pierwszą nic się nie złapało tym razem. Napełnił ją świeżym chlebem, one najbardziej lubiły świeży chleb. Kiedyś złapał na świeży chleb parkę, wyglądały jakby uciekły z hodowli, ale to ich przecież nie usprawiedliwiało. Powoli zaczął wciągać drugi sznurek. Ostatnio spowiadał się dawno temu. Nigdy nie był w tym dobry, bo całe to szeleszczenie komuś w ucho wydawało mu się jakieś z gruntu nie męskie. Ale wtedy, za tym ostatnim razem, powiedział głośniej i wcale nie szeptem, że nie wierzy, że Duch mógł mieszkać, choćby przez chwilę, choć przez ułamek tej chwili, w takim potwornie zasyfionym zwierzęciu. Bo wtedy Duch miałby na sobie cały ten syf
Barbara Klicka
fot. Dominika Dzikowska
fot. Dominika Dzikowska
projekt: Agnieszka Sitko
projekt: Piotr Zdanowicz