Bartosz Konstrat
PISKI
I widzę go: w kożuchu i brązowych spodniach,
na policzkach przyjemna czerwień i odpycha się sunąc po nie odśnieżonej drodze,
dozorca zasnął, wcześniej się upił i obiecał z tym skończyć,
ale on nie, dla niego to nie przeszkody, to trening panczenisty, oddech parowozu,
zrobiłem mały otwór w zalodzonej szybie,
przytknąłem do niej monetę wyjętą z rozgrzanych ust,
tu, na wsi wszyscy mają na strychach małe hurtownie jabłek,
wieczorem obierają kolejne owoce, a skórki spadają na stare gazety,
przykrywają coraz bardziej i bardziej kolorowe twarze kobiet z telewizji,
to wielkie panie z miasta, może z obcych krajów, mówi moja babka,
ale ja wolę patrzeć na czarno-białe fotografie antycznych rzeźb,
znalazłem taką książkę w nieczynnej suszarni tytoniu,
czy ten pan, który je stworzył dotykał ich ciał?
nie, nie zapytam o to, nie zapytam nikogo,
zastanawiam się tylko, który ze znanych mężczyzn wygląda podobnie,
przez kilka nocy śni mi się nadzy wszyscy znajomi mężczyźni,
ale jest zima, jedyne co można zrobić, to iść na spacer z psami,
w futrzanej czapce, rękawicach, wełnianym szaliku,
jedyne co można to robić w szybie małe okienka, patrzeć przez nie,
widzieć jego, w kożuchu i spodniach moro,
pracuje w elektrowni, tak mówiła matka, przychodzi sprawdzać licznik raz na dwa miesiące,
jedyne co można to chłonąć to zimno, które on przynosi,
ogrzewać je w cieple, potem oglądać książkę,
czy on tak wygląda, czy mógłby rzucać dyskiem,
a rodzice przyjmują gości, ciotka dotyka piersi matki, są takie jędrne!
znów jestem z boku, nie psuj dziecka, mówi matka,
nie psuj, nie psuj, nie chcę być dzieckiem, chcę być nagi,
i zamiast tego zimna teraz, natychmiast odjechać do lata,
w leci suszymy siano, grabienie łąki, koń gryzie ledwie odrośniętą trawę,
starsi ode mnie chłopcy zdejmują koszulki, mają blade, chude ciała,
pod pachami mają już włosy, popsuły im się pierwsze zęby,
ty będziesz inny, mówi ojciec, pojedziesz do miasta do szkoły,
trzyma w ręce widły, którymi układa na wozie zwichrzone siano,
ja też mam w ręce widły, choć to tylko zabawa.
na policzkach przyjemna czerwień i odpycha się sunąc po nie odśnieżonej drodze,
dozorca zasnął, wcześniej się upił i obiecał z tym skończyć,
ale on nie, dla niego to nie przeszkody, to trening panczenisty, oddech parowozu,
zrobiłem mały otwór w zalodzonej szybie,
przytknąłem do niej monetę wyjętą z rozgrzanych ust,
tu, na wsi wszyscy mają na strychach małe hurtownie jabłek,
wieczorem obierają kolejne owoce, a skórki spadają na stare gazety,
przykrywają coraz bardziej i bardziej kolorowe twarze kobiet z telewizji,
to wielkie panie z miasta, może z obcych krajów, mówi moja babka,
ale ja wolę patrzeć na czarno-białe fotografie antycznych rzeźb,
znalazłem taką książkę w nieczynnej suszarni tytoniu,
czy ten pan, który je stworzył dotykał ich ciał?
nie, nie zapytam o to, nie zapytam nikogo,
zastanawiam się tylko, który ze znanych mężczyzn wygląda podobnie,
przez kilka nocy śni mi się nadzy wszyscy znajomi mężczyźni,
ale jest zima, jedyne co można zrobić, to iść na spacer z psami,
w futrzanej czapce, rękawicach, wełnianym szaliku,
jedyne co można to robić w szybie małe okienka, patrzeć przez nie,
widzieć jego, w kożuchu i spodniach moro,
pracuje w elektrowni, tak mówiła matka, przychodzi sprawdzać licznik raz na dwa miesiące,
jedyne co można to chłonąć to zimno, które on przynosi,
ogrzewać je w cieple, potem oglądać książkę,
czy on tak wygląda, czy mógłby rzucać dyskiem,
a rodzice przyjmują gości, ciotka dotyka piersi matki, są takie jędrne!
znów jestem z boku, nie psuj dziecka, mówi matka,
nie psuj, nie psuj, nie chcę być dzieckiem, chcę być nagi,
i zamiast tego zimna teraz, natychmiast odjechać do lata,
w leci suszymy siano, grabienie łąki, koń gryzie ledwie odrośniętą trawę,
starsi ode mnie chłopcy zdejmują koszulki, mają blade, chude ciała,
pod pachami mają już włosy, popsuły im się pierwsze zęby,
ty będziesz inny, mówi ojciec, pojedziesz do miasta do szkoły,
trzyma w ręce widły, którymi układa na wozie zwichrzone siano,
ja też mam w ręce widły, choć to tylko zabawa.
Bartosz Konstrat
fot. Mariusz Mazur
fot. Mariusz Mazur
dzika kość, encyklopedia utraconych szans - mój nowy tom ukazał się w grudniu 2013.