Marek Kołodziejski
NAWIASEM MÓWIĄC
Gotowe refreny, półprodukty do budowy światła,
które nas wyprowadzą z niewoli szarej poświaty na
drugi brzeg zbudowany z jaskrawych iluminacji.
Spluwanie przez ramię, sypanie soli, choć przecież
przestrzeń ma właściwy smak i wcale nie trzeba go
poprawiać. Od rana słońce smakuje jesiennie,
a także powietrze, przesycone zapachem grzybów.
Nastrojowe kolory i chłodne noce. Łagodność mgły
zmiękczającej widoki. Wizyjność jest dostosowana
do strojów i teraz potrzebuje już tylko wyznawców.
Sny są z powodu życia w poświacie sztucznego
oświecenia, dlatego nie mówię o lusterku
zbitym na początku roku, bo lustro, jak księżyc,
świeci światłem odbitym i w niczym nie pomaga.
Zmawiamy ten widok ze znanych słów, bierzemy je,
jakby nigdy nic, bez pytania. Układamy znany wzór,
poznajesz? Jak miło przy porannej kawie powiedzieć
- jaki cudowny dzień - i czuć się rozgrzeszonym.
W istocie pracujemy nad mozaiką, poznajemy wzory
rodzinnej zastawy na lepsze okazje. To znakomita
okazja do wspominania, a to nam zawsze dobrze
wychodzi, bo przecież mieliśmy szczęście, prawda?
Dlatego musimy się zrozumieć i każde słowo musi
nieść prawdę, przekazywać ją z ust do umysłu,
gdzie zostanie strawiona. Nie zamierzam omawiać
funkcji zapominania, ale jej zbawienna możliwość
jest ważna dla każdego losu. Losuje się w ciemno,
a później szuka źródła światła, żeby coś zrozumieć.