Marcin Zegadło
Podrygiwanie w smole przestrzeni - Figury melancholii w poezji Marcina Zegadły
plejada
białe włosy światła kiedy sen jak dojrzałe lato
lepi się do skóry. prowadzi cię obrzękły alfabet.
nie należysz do znaków jasnych i otwartych
jak szpitalne drzwi. Pochodzisz raczej od rzeki

zaplątanej w warkocz gdzie ktoś odławia naręcza
martwych syren. te miejsca istnieją nadal jedynie
inny gwiazdozbiór zapala nad nimi nowe geometrie
lamp. ubywa i już niewiele znaczą wymyślne konfekcje

miasta szumiące jak spuchnięte ule śpiące mrowiska
zachodów wschody jak kołysanie traw. są drzewa
w które wierzysz jak wierzy się w czyjeś oczy.
tam się umiera w koronach cierpkich jak krematoria.

Wszystko zaczyna się od Monotonnych rewolucji. W pierwszym wierszu „biją na alarm. mogą nas przewrócić i rozdeptać/ w tłumie” (MR, ***[biją na alarm…], s. 7) – rozpędza się koło zdarzeń, są ciała, ból, rzeczy istotne i zaskoczenia. W drugim wierszu rewolucja hamuje: „tylko spokojnie. w nie takie zabawialiśmy się historie” (MR, ***[tylko spokojnie…], s. 8). Tak oto przyspiesza lub zwalnia rytm poezji i świata zarazem w debiutanckim tomie Marcina Zegadły. Druga książka poetycka autora wypełniona zostaje wierszami, którymi rządzi już dość brutalny proces odcinania pępowiny, jaka łączy bohatera tekstów z rzeczywistością. Powrót staje się rewersem odejścia, dzień plecami nocy, pęcznienie i dojrzewanie drugą stroną usychania. Tylko w takim świecie – oksymoronicznych Monotonnych rewolucji i paradoksalnych nawyków ciał śpiących, może dojść do podstawienia snu w miejsce rzeczywistości, jak podstawia się liczbę zamiast x czy y w matematycznym równaniu. X jest potencją, liczba – przemienia w niepodważalne zdarzenie, tak jak „życie budzi się we śnie, który śni się/ co noc tak samo – niezmiennie” (MR, FRAGMENT 2, s. 38). Cała rzeczywistość tej poezji zorganizowana zostaje wokół melancholicznej natury podmiotu wierszy, zgodnie z której zasadami świat zamienia się w tajemnicę zgłębianą w odrętwieniu.
„białe włosy światła kiedy sen…”
Pod osłoną metafizycznej mgły, od pierwszej swojej książki poetyckiej, Zegadło powoli wprowadza w świat sennego marzenia, aby w nawykach ciał śpiących to jawę uczynić zaledwie podszewką rzeczywistości snu, a nie odwrotnie. W Narodzinach tragedii powie Nietzsche:
„Człowiek filozofujący ma nawet przeczucie, że i pod tą rzeczywistością, w której żyjemy i istniejemy, kryje się inna, że więc i ona jest pozorem; a Schopenhauer uważa wprost za oznakę filozoficznego uzdolnienia dar, jeśli komuś ludzie i wszystkie przedmioty wydają się czasami czystymi widmami i widzeniami sennymi” .

I chociaż Zegadło odpowie: „przemoknięci z majtkami przyklejonymi do genitaliów/ rozmawiamy o Schopenhauerze jak o dupie maryny” (MR, WIĘC JEDNAK, s. 33), to jednak jak prawdziwy artysta-poeta-filozof „wprawia się do życia” przez rzeczywistość snu.
W drugim tomie poezji, częstochowski autor bada już morfologię świata przez namiętne konstruowanie morfologii snu. W tytule książki, nawyki ze sfery rutynowych czynności głęboko zakodowanych w ludzkiej psychice, rzutowane są na rzeczywistość cielesną – ze świadomości wkraczają w sferę somatyczną, naturalną i pierwotną, teraz wydrążoną przez codzienność. Nawyki ciał śpiących stają się paradoksalną struną rozpiętą pomiędzy świadomością, ciałem i nieświadomością. Perfekcyjnie skonstruowany tytuł jest momentem otwarcia na trójpoziomową tajemnicę zapowiedzianą już w pierwszej książce poetyckiej Zegadły: „Nareszcie pozbawieni intencji i skruchy,/ nauczeni snu ponad wszelką miarę,/ udomowieni w pościeli/ nie ruszamy się z łóżka./ Budzimy się. Zasypiamy” (MR, ZAWSZE, s. 12). Udomowieni w pościeli, monotonnie nieruchomi – bohaterowie szczytują w wyuczonym, rewolucyjnym budzeniu się i zasypianiu. Otwarcie drugiego tomu wydaje się być niezwykle sugestywne: „podróż nie potrwa długo” (NCS, secesje, s. 5), ale będzie przebiegać w stworzonym (niejako od nowa na starym) chronotopie - to wiemy na pewno, bo podmiot tekstu secesje oznajmia: „posiadamy/ już nowe imiona z których możemy wyłaniać się leniwie/ bo przecież wciąż nie o czas chodzi lecz o ciebie i o mnie/ tym razem w innym wariancie innej astronomii jednak nadal/ pod tym samym niebem – zerwanym jak pakt o nieagresji” (NCS, secesje, s. 5).
Niewielka byłaby jednak moc oddziaływania tej poezji gdyby naczelny jej motyw – sen, obecny był tylko jako temat, wokół którego obracają się wiersze. Siła Zegadły tkwi przede wszystkim w tym, że dla rzeczywistości wciąż pochłanianej przez sen, bądź stającej w jego obliczu, znalazł poeta specyficzny, do granic indywidualny sposób wyrażania. Nie ma wątpliwości - Zegadło jest poetą obrazu. Z prawdziwą namiętnością używa (do czego sam przyznał się poeta w wywiadzie opublikowanym na łamach „ArtPapieru”) przymiotników i rzeczowników, zestawiając je w epitety, które z kolei wchodzą w skład rozbudowanych metafor piętrząc porządki poetyckich tropów. Szczególnie zaś widoczna jest w poezji autora Monotonnych rewolucji predylekcja do porównań, gdzie podobne właściwości różnych zjawisk zostają ze sobą sprzężone bardzo „namacalnie” – znacznie bardziej „analitycznie” niż ma to miejsce w skondensowanej metaforze. Każde porównanie wyznacza także dwie oddzielne sfery semantyczne, ponad którymi przerzucono pomost. Może gdzieś w dialektyce dwóch brzegów połączonych przez „jak, jakoby, niby, by” kryje się tajemnica pracy snu, który odpowiada na rzeczywistość kondensacją przedstawień, figuracją, upostaciowaniem w symbole. A podobne źródło, jak praca snu ma przecież, według Freuda, i twórczość artystyczna .
Byłby to zarazem motyw dość głęboko apolliński, bowiem właśnie w postaci tego greckiego boga-obrazotwórcy władającego siłami plastycznymi, łączy się artystyczna twórczość z rzeczywistością snu. Ciekawa wydaje się być w tym miejscu również etymologiczna bliskość imienia Apollo i blasku, który w poezji Zegadły spełnia rolę szczególną. Dialektyka światła i ciemności w wierszach poety zostaje bowiem doprowadzona do ostateczności – aż do sytuacji, w której niczym dziwnym nie jest już ich wzajemna wymienialność ról. „białe włosy światła kiedy sen jak dojrzałe lato/ lepi się do skóry” – czytamy w wierszu plejada (NCS, plejada, s. 8) i wyraźnie widzimy, że oniryczne motywy tej poezji wcale nie muszą wiązać się z ciemnością: „nocą coś poszarpało/ białe prześcieradła odsłaniając zmarznięty/brudny szkielet miasta” (NCS, południe. zapowiedź ofensywy, s. 31). Zgodnie z przywołanym wierszem może to właśnie nocą jest szansa na światło, w którym obnażona zostaje prawda o mieście/o świecie. Z drugiej strony w tych potyczkach światła i ciemności tkwią pokłady malarskości poetyckiego słowa, bije w nich źródło estetycznego przeżycia. Ostatecznie jednak, im dalej, głębiej brniemy w poezję Zegadły, tym częściej świat przedstawiony tonie we mgle i w wilgoci, rozpuszcza się na granicy pomiędzy przytłumionym światłem i odległą ciemnością, bo od początku nie było wiadomo „czy wystarczy światła, które odtąd będzie wykłuwać blade/ tatuaże w miękkich tkankach niemodnych uzdrowisk” (NCS, wybiegi, s. 12).
Jak pisze dalej, omawiając specyfikę snu-obrazu, Nietzsche, wszyscy jesteśmy złożeni z pozoru. Sen należałoby więc uznać za pozór pozoru, istnieje „zatem jako jeszcze wyższe zadowolenie prażądzy pozoru” . Filozof twierdzi, że pozór zrodzony został z pragnienia wyobrażenia prajedni i jako taki jest odbiciem wiecznego bólu, udręki, wiecznej sprzeczności. Chyba podobnie jest i u Zegadły. To bowiem twórczość, w której rzeczywiście krwawi jakaś rana, czasem otwarta, czasem już zabliźniona, ale mimo wszystko „najmocniej jednak łączą nas ciepłe stemple blizn” (NCS, kształty, s. 17). Ten senny pozór pozoru i rana niewyrażalnego kierują do zagadnienia reprezentacji, ku któremu
„prowadzi cię obrzękły alfabet”
Według Julii Kristevej, wyznacznikiem melancholii (związanej z depresją), obok odmowy zaangażowania i zerwania więzi łączących podmiot ze światem, jest dewaloryzacja języka.
„Mowa człowieka pogrążonego w depresji może być monotonna lub żywa, ale zawsze człowiek ten sprawia wrażenie, że nie wierzy w to, co mówi, że ta mowa nie wychodzi z niego, że jest poza nim, ukryta w tajemnej krypcie tego niemego bólu” .

Melancholiczny podmiot wierszy Zegadły nakłada na swoją ranę maksymalnie zewnętrzny „tampon języka” - knebel, który wywołuje i koi ból zarazem: „słowa obecne w naszych gorzkich gardłach/ przychodzą do nas z daleka (republiki słowników, federacje zestawień, enklawy suplementów i errat)” (MR, FRAGMENT 1., s. 9). W przywołanym fragmencie wiersza zagadnienia systemu języka zestawione zostają z rzeczywistością topograficznych konstruktów społecznych. „Pola” semantyczne „słownikowych” metafor nachodzą na obszary ludzkiego wyrażania. To nie słowa są tutaj gorzkie dla gardeł, a gardła gorzkie dla słów. Niegościnność podmiotu dla języka przychodzącego „z daleka” zyskuje swoje odbicie w przedstawionej przez Kristevę niewierze w własność mowy: „usta pęcznieją mi od szerszeni których nie potrafię uwolnić./ nie potrafię zdobyć się na odrobinę szczerości.” (MR, ŻĄDŁO, s. 10) – powie podmiot wiersza. Sproblematyzowany w poetyckich tropach język związany jest u Zegadły niemal zawsze z leksyką bólu, cierpienia, rany. W wierszu plejada alfabet który „prowadzi” liryczne „ty” jest obrzękły, w przywołanym wierszu ŻĄDŁO usta pęcznieją od szerszeni, w ultra pismo jest „potrącane przez zerwany język” (NCS, ultra, s. 7).
Wydaje się, że w tej poezji, razem z niechciany językiem przychodzi coś jeszcze. Może z „tajemnej krypty niemego bólu” wyłania się bolesna prawda żądlących szerszeni, jak po-głoska o skończoności człowieka podległego systemowi języka i prawu rychłej śmierci. Możliwość stłumienia i zagłuszenia przychodzi jednak dokładnie z tej samej strony: „wystarczy jedynie wszczepić/ mętny dialekt poruszać ustami żeby zerwał się jazgot/ szkieł otwieranych kredensów” (NCS, żywica, s. 11). Melancholiczny podmiot zrywa więzi mówiąc jedynie „o sobie do obcych szeptem” (MR, GDYBYM ZOSTAŁ. JEŻELI BYŚ ZOSTAŁA., s. 29) i niemal bez słów chce trwać-ku-śmierci: „dziś nie musimy ze sobą rozmawiać./ dziś powinniśmy płynąć dokądkolwiek” (MR, FRAGMENT 1., s. 9)… „i ani słowa więcej/ zanim się nie wyjaśni kto mówi i w czyim imieniu” (NCS, ultra, s.7), bo niewiele może znaczyć „czepianie się języków jak wygasłych lontów” (NCS, aqua, s. 18).
„inny gwiazdozbiór” – „nowe geometrie”
Ciąży więc poezja Zegadły ku bardzo własnej, intymnej kreacji świata istniejącego tylko w tym specyficznym artystycznym słowie. Unosi się jednak zarazem nad omawianymi wierszami tchnienie niewyrażalnego, którego prawda zagnieżdża się w poetyckim tropie. Wydaje się, że Zegadło nie przekracza nigdy granicy pomiędzy tropem, a imieniem własnym, dlatego pozostaje po stronie prawdy, bo jak pisze Paul de Man: „Prawda jest tropem, trop stwarza normę lub wartość; taka wartość (bądź ideologia) nie jest już prawdziwa” i nie ma drogi powrotu.
Poeta tworząc inny gwiazdozbiór, nowe geometrie, inny wariant innej astronomii umieszcza w centrum swoich wierszy silny podmiot, o którego anihilacji nie może tutaj być mowy, bo niezbędny jest jako podmiot poznający świat na sposób melancholiczny – czyli stawiający siebie w obliczu tajemnicy, „poza wszystkim co może się jeszcze wydarzyć/ w zamknięciu dosłownie w samym środku trwania/ wewnątrz form i nawyków” (NCS, migotania, s. 40). Omawiając tezę Waltera Benjamina dotyczącą melancholii, pisze Susan Sontag:
„głębokie ugody pomiędzy melancholikiem, a światem są to ugody prawdziwe, odsłaniające znaczenie. Dlatego, że charakter melancholiczny jest podszyty śmiercią, to właśnie melancholicy potrafią najlepiej odczytać świat. Lub inaczej to sam świat poddaje się uwadze melancholika w sposób w jaki nie poddaje się nikomu innemu” .

Pojawia się więc w tym momencie pytanie o sam świat, który na swoich barkach niesie podmiot liryczny wierszy Zegadły. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ów świat wokół podmiotu niejako „leży odłogiem”, pozostawiony jest „bez opieki”, a wszystkie rzeczy są niczym „wyrzucone na brzeg wodorosty” (MR, PRZEJAZDEM, s.35). W zasadzie istnieje on podobnie jak przedmioty wokół bohaterki Durerowskiej ryciny „Melancholia” (cyrkiel, dłuto…), które wcześniej w ludzkiej ręce zyskiwały moc kreacyjną, teraz – w zetknięciu z osobowością melancholiczną, stają się bezużyteczne. Czytamy w wierszu pigment: „rzeczy mają się dobrze pozostawione/ bez opieki. cóż jeszcze? jeżeli kurz nie osiada nie łamie się kra./ rdzewieją noże na odległych krańcach ostrzach map. (…) obrazki/ w które uwierzył – popękane widma. są tkanki. jest odległość” (NCS, pigment, 16). Są tkanki, jest odległość, brak jednak relacji pomiędzy elementami świata. Chciałoby się powiedzieć- jest zwłaszcza odległość. Kosmos Monotonnych rewolucji, a przede wszystkim nawyków ciał śpiących to pojedyncze rzeczy, niepotrzebne przedmioty, które takimi stają się w doświadczeniu podmiotu, ale same niejako poddając się uwadze melancholicznego „ja”: „(…) obrazki czepiają się nas” (NCS, selekcje, s.13).

„pochodzisz raczej od rzeki”
Temu rozproszonemu światu przeciwstawiony zostaje motyw rzeki, która jest symbolem jednorodnego, jednostajnego ruchu „ku”. Rzeka i kołysząca się przestrzeń wierszy Zegadły wtapiają się w siebie. To nieuchronne spowalnianie ruchu rzeczywistości, roztapianie świata w głównym nurcie przemijania, którego imają się rzeczy: „rzeka zmienia powoli wszystko w upływ i uchodzi obok” (NCS, aqua, 18), „słuchaj uważnie. rzeka nie powtarza. nie wraca. więc zostaw/ sobie na własność kilka souvenirów stamtąd” (NCS, amputacje, s.10), „przedmieście pachniało rzeką (…) wszystko wolniej niż zwykle” (NCS, tarchomin. koniec wakacji, s.7). Istnieje jednak również w rzece dziwna wieczność, bo „niedaleko stąd można wejść/ do rzeki i nic się nie stanie. nikt nie/ zacznie się starzeć. nic się nie urodzi” (NCS, obroty. pierwsze budzenie, s. 6). Wydaje się, że ten „główny nurt” wśród skończoności i ograniczoności świata otwiera na tajemnicę kołującej nieskończoności. Pochodzenie od rzeki przeciwstawione przynależności do znaków prostych i jasnych wydaje się być właśnie śladem głębi nieskończoności, z którą łączy melancholiczny podmiot szczególny cyrograf. Cyrograf daje świadomość upływu czasu, zmierzania rzeczy ku końcowi – ta refleksja jednak przynależy tylko do człowieka obdarzonego ciałem, które może się starzeć, pokrywać siecią zmarszczek, odbywać podróże, symulować wieczne odejścia i prawdziwie wracać, a podróży, odejść i powrotów, pakowanych i rozpakowywanych walizek rzeczywiście w tej poezji sporo. Wszystkie te motywy i sygnały prowadzą do melancholicznego obrazu jedynie organicznej obecności człowieka w świecie rzeczy. Nigdzie zaś mocniej nie jest odczuwana „nieobecności myśli” niż w rzeczywistości snu.
Problem przemijania czasu od wieków ściśle wiąże się w sztuce z melancholią. W poezji Zegadły cała sprawa wydaje się być jednak o wiele dramatyczniejsza niż wskazywałby na to „cyrograf wiążący z rzeką”.
„naręcza martwych syren”
Melancholiczny temperament podmiotu wierszy Zegadły przejawia wyraźną skłonność do „projektowania na zewnątrz odrętwienia” . Rzeczywistość świata przedstawionego stopniowo zostaje poddawana magmie nieruchomienia, która przetacza się przez kołyszącą się przestrzeń tych wierszy: „trwajmy w tej pauzie po przeciwnych krańcach” (NCS, latorośl, s. 27). Stopniowo dochodzi do jałowego zawieszania w samotności – nawet jeśli początkowo wydawało się, że gdzieś w kobiecie, w miłości można odnaleźć ocalenie: „tym razem będziemy uprawiać oddzielnie wytężoną bezczynność w mętnych/ opatrunkach ze świeżych banknotów” (NCS, stany zapalne, 35).
„«Nie- wydają się powiadać melancholicy i ludzie załamani – wasze społeczeństwo, wszystko, co robicie i mówicie, nie interesuje nas. Jesteśmy gdzie indziej, nie ma nas, jesteśmy martwi»” - mówi Julia Kristeva.

„Bycie gdzie indziej” podmiotu Zegadły staje się zarówno przyczyną, jak i bezpośrednią konsekwencją ociężałości i zahamowania wszelkiej aktywności. Od tego momentu, punkt styczności podmiotu ze światem zewnętrznym wyznacza jedynie granica ciała – obecnego jako figura melancholiczna – od tego momentu bowiem „wszystkie wojny toczą się za granicą” (NCS, terytoria, s. 37). Nie ma przynależności innej, jak tylko cielesna, gdy podmiot wyznaje: „na ziemię którą udeptuję mówi się niczyja” (NCS, selekcje, s. 13). Własne terytorium bohatera wyznaczone zostaje przez to co wewnątrz – unieruchomione w jego własnym, niekomunikowalnym świecie: „powoli zamyka się we mnie szklane oko miasta./ często w tym miejscu wszystko nieprzypadkowo umiera:/ stoły szafy szuflady martwe natury: osobiste/ zawsze coś więcej znaczące przedmioty głęboko/ w nieruchomą wetknięte perspektywę” (NCS, tworzywo, s. 24). Wszystko zmierza ku końcowi w złamanej „woli do życia”. Nie może być ucieczki od odławianych naręczy martwych syren, bo rzeka na wieczność wplątana jest w warkocz, bo „rzeka śniętych ryb” przepływa przez wnętrze każdego ludzkiego pierwiastka. Bez ostrzeżenia traci się „teraz”, nie wiadomo czy uda się skończyć rozmowę – „nowe nas namierza/ i czeka zawieszone jak snajper” (NCS, terytoria, s. 37).
Obrazy Zegadły bywają chwilami prawdziwie apokaliptyczne. Kiedy poeta mówi o dramatycznym oczekiwaniu aż przyjdzie „cisza w której utoną ogrody” właściwie już „tak jakbyśmy umarli (…) w rozbłyskach. Jak umarli” (NCS, meteo, s. 36), narzucają się skojarzenia z katastrofizmem Baczyńskiego czy Czechowicza. Tragedia nadchodzącego końca pod „zimnym słońcem” swoją najgłębszą postać uzyskuje w rozkładzie ufności w możliwość duchowej więzi z drugim człowiekiem – zostają bowiem tylko ciała: „dlatego proszę: odwróć moją uwagę/ językiem miękkim jak serce” (MR, ***[niepokojąca aura], s. 20) – wzywa podmiot wiersza. Rozkład ufności dotyczy jednak przede wszystkim więzi łączącej mówiącego bohatera wierszy Zegadły ze światem. W tym miejscu pojawia się figura pustego domu, który przeraża. Jak pisze Wojciech Bałus: „geometryczny świat pustych palców i niezamieszkałych domów jest freudowskim wyobrażeniem melancholicznego ego, przeżywającego stratę czegoś nieokreślonego, a będącą w istocie utratą samego siebie” . Martwe syreny odławiane z ludzkiego trwania rzeczywiście pojawiają się bowiem w każdym z wierszy poety.
„ubywa”
Nie dajmy się zwieść apollińskiej interpretacji, sen Zegadły jest usytuowany gdzieś bardzo daleko od marzenia. Staje się, poprzez swoją umiejętność wewnętrznego komplikowania sensów i zdolność do wyjaśniania, płodem niewyrażalnego, obwieszcza, proklamuje i zarazem wprowadza rzeczywistość w republikę bycia-ku-śmierci. We śnie Zegadły unieważniony zostaje pozór wieczności istnienia. Bliźniaczym bratem Hypnosa jest wszakże Thanatos, a w tej poezji sen i śmierć rozwijają się w łożysku tej samej czasoprzestrzeni wykreowanej poetyckim słowem. Śmierć w wierszach Zegadły jest immanentnie zawarta w życiu, a figurą, dzięki której udaje się to wyrazić jest właśnie figura snu, w którym łączy się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a życie staje pokorne wobec wieści przesyłanych z drugiej strony bytu, przemieniających go na zawsze w bycie-ku-śmierci. Wystrzegając się tutaj kreślenia prostych symetrii wydaje się jednak, że kiedy Zegadło pisze: „białe włosy światła kiedy sen jak dojrzale lato lepi się do skóry”, można poczuć jak do skóry lepi się sama śmierć, jako granica nadająca formę istnieniu – zawsze tak samo dojrzała. Ta smoła przestrzeni wypełnionej oddechem czyhającej śmierci, prowadzi do ciągłego spowalniania rytmu, a w konsekwencji do zupełnego unieruchomienia rzeczywistości. Elementy świata poezji Zegadły przemierzają drogę od heroicznych podrygów w smolistej przestrzeni, poprzez „monotonne rewolucje” „nieruchomych podróży”, aż do ciał śpiących w oprawach „prześwietlonych albumów”. „na zielonej granicy teraz/ z pilnie strzeżonym zawsze jest jeszcze jakieś/ pomiędzy bycie w drodze” (NCS, migotania, s. 40) – jest czas na „dźwiganie” siebie do końca, melancholiczną analizę istnienia i pisanie wierszy.

Marta Baron, re: presja 2008, numer 1(1).


BIBLIOGRAFIA

1.M. Zegadło: nawyki ciał śpiących. Kraków 2006, s. 8.
2.W pracy korzystam z następujących wydań poezji M. Zegadły: M. Zegadło: Monotonne rewolucje. Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego. Łódź 2003 (skrót: MR); M. Zegadło: nawyki ciał śpiących. Wydawnictwo Zielona Sowa. Kraków 2006 (skrót: NCS). Wielkie i małe litery stosowane w pisowni tytułów wierszy zostały zachowane zgodnie z pisownią zastosowaną we wskazanych tomach poezji.
3. F. Nietzsche: Narodziny tragedii. Kraków 2003.
4. Z. Freud: Pisarz a fantazjowanie. W: Teoria badań literackich za granicą. Antologia. Oprac. S. Skwarczyńska. T.2 Kraków 1974.
5. F. Nietzsche: op.cit.
6. .Na dnie duszy. Z Julią Kristevą rozmawia Dominique A. Grisoni. Tłum. J.M. Kłoczowski. „Res Publica Nowa” 1994. Nr 6 (69).
7. A. Zagajewski: Prawda. W: Idem: Komunikat. Kraków 1972.
8. P. De Man: Antropomorfizm i trop w liryce. W: „Literatura na świecie” 1999. Nr 10-11, s. 122.
9. S. Sontag: Pod znakiem Saturna. Tłum. W. Kalaga. W: „Res Publica Nowa”. Nr 6 (69), 1994, s. 27.
10. Por. M. Werner: O czasoprzestrzeni melancholicznej. W: Sumienie, wina, melancholia. Red. P. Dybel. Warszawa 1999, s. 264-267.
11.W. Bałus: Mundus melancholicus. Melancholiczny świat w zwierciadle sztuki. Kraków 1996, s. 19.
12. Na dnie duszy... op.cit., s. 5.
13. W. Bałus: op.cit., s. 18
marcin zegadło
fot. z archiwum autora


Monotonne rewolucje, Stowarzyszenie Literackie im.K.K. Baczyńskiego, Łódź 2003
nawyki ciał śpiących, Zielona Sowa, Kraków 2006
Światło powrotne, Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2010
Cały w słońcu, SPP Odział w Łodzi, Biblioteka Arterii, Łódź 2014
Hermann Brunner i jego rzeźnia, Wydawnictwo Forma, Szczecin 2015


moje wiersze:

w HELIKOPTERZE (7-8/2014)'

w Odrze (11/2014)

w listopadzie 2014 nakładem SPP Oddział w Łodzi, Biblioteka Arterii ukazał się mój czwarty zbiór wierszy - "Cały w słońcu"

moja proza:

w CHIMERZE nr 7-8/2014 (17)
w CHIMERZE nr 12/01/2014-2015 (20/21)
w HELIKOPTERZE 2/2105
w AKCENCIE 2/2015 (140)

spotkania autorskie:

Częstochowa -
18 lutego 2015 r.
godz. 18.00
Ośrodek Promocji Kultury
Gaude Mater
ul. Dąbrowskiego 1

Łódź -
26 lutego 2015 r.,
godz. 19.00
Dom Literatury w Łodzi
ul. Roosevelta 17

Warszawa -
8 października 2015 r.
godz.18.00
Muzeum Literatury
Rynek Starego Miasta 20




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie