Wojciech Brzoska
Jerzy Suchanek: "HIOB Z KAMIENICY"


Język poetycki Wojciecha Brzoski to język przybrudzony. Jak mankiety koszuli po dwóch dniach noszenia. Czasem po trzech. Jak nogawki spodni ochlapane w kałużach. Poeta zdaje się bowiem przyglądać tylko fragmentom świata i to właśnie tym, które w kałużach się odbijają. Nie szuka ani całości, ani jej sensu – interesują go wyłącznie mniejsze kawałki tego „cokolwiek”, co naokoło. Niekiedy bardziej jeszcze – ich zniekształcone przez cudzą i własną percepcję podobizny. Bo wszystko jest – jak to określił tytułem swego debiutanckiego tomu – „Blisko, coraz dalej” (Bydgoszcz, 2000). Język staje się tylko dlatego „literacki”, że buduje się z niego utwory, wiersze, czy raczej dlatego, że mówione albo powiedziane zapisuje się i jest to zapisane, choć wcale takie być nie miało. Ale skoro słowa grają, bez względu na konteksty i równocześnie w tych kontekstach tkwiąc, trzeba ich używać tak, jak są używane – w paplaniu przez telefon, na przystanku, w sms`ie czy w e-mail`u. Przez trzy – po debiutanckim – kolejne tomy Brzoska języka potocznego nie poprawiał, po prostu spierał to, co pojawiło się na mankietach czy nogawkach. Miął i wywracał na lewą stronę (nie bez powodu wybrałem tę odzieżową terminologię) utarte, ale też nowe i modne związki frazeologiczne. Przy tym poszerzał obszar, na którym w języku występował wiersz, o nowe miejsca. Śmiem twierdzić, że śmielej niż inni wcześniej i teraz. Tym ciekawiej, że jak mało kto dostrzegał, że język zawsze – a najbardziej w swych literackich, zapisywanych formach – jest sam wobec siebie ironiczny. Im bardziej się go piętrzy w wyszukane konstrukcje, tym mocniej śmieje się sam z siebie. Bo przecież słowa są tak wieloznaczne... I niedokładne. Jednak gry językiem i z językiem nie służyły nigdy Brzosce do eksponowania języka. Pozostawał jedynie narzędziem, a ważny był wyłącznie efekt manipulacji możliwościami tego narzędzia. Czy wielu narzędzi, bo przecież język, w którym jesteśmy zanurzeni, ma wiele odmian. I mutuje z prędkością, której zazdrościć mogą genetycy, modyfikujący dzieła ewolucji.

Wśród tych odmian są też takie, które skamieniały. Funkcjonują albo w historii literatury, albo w obrębie użytkowych terminologii, albo – jak język biblijny – w obu tych sferach. Właśnie specyfikę tego języka wykorzystuje Brzoska w swojej najnowszej książce „przez judasza”. Nie jest to namaszczona stylizacja, ale quasi-stylizacja quasi-biblijnego stylu, co najlepiej oddaje właśnie taka battologia. Poeta pamięta, że przecież naśladuje nie oryginał, tylko jego – dokonane pod dyktando normatywnej w przeszłości estetyki – spolszczenie...

„Przez judasza” poeta podzielił na rozdziały-Księgi, nawiązujące do Ksiąg starotestamentowych (mamy tutaj Księgę Obrazów, Rodzajów, Zawodów i Wyjścia). Zaś poszczególne wiersze określa w tytułach jako modlitwy, lecz z modlitwami tradycyjnie pojmowanymi wiersze te mają często wspólne jedynie słowo „modlitwa” na początku każdego tytułu. To są komentarze do religijnej przestrzeni, w jaką zostaje wrzucony podmiot liryczny już w pierwszym roku życia (por. wiersz „modlitwa z przekazu”), recenzje wiary i instytucji religijnych oraz polemiki z Bogiem. Całość układa się w osobisty, prywatny apokryf. Znamienne jest to, że poeta wykorzystując dramatyzm opozycji wiary i zwątpienia, przyczyn kryzysu wiary i triumfu zwątpienia dopatruje przede wszystkim w kompromitacji materialnych atrybutów religii (najpierw przeżycia metafizyczne uległy przeżyciom estetycznym i rytuałom, a następnie unaoczniła się naiwność ikonografii i obrzędu, które nie nadążyły skutecznie za technologicznym rozwojem cywilizacji). Podmiot liryczny jest w stanie apostazji jedynie wobec religijności katatonicznej, nierefleksyjnej, i wobec instytucjonalnego prymitywizmu i blichtru tej religijności towarzyszących.

Nie wprost, bardzo naokoło Brzoska upomina się o rekonstrukcję wartości chrześcijańskich. Ta swoista misyjność pojawiła się już w jego poprzedniej książce – „sacro casco” (Nowa Ruda 2006). Jak rozumieć tytułowy wiersz „sacro casco”? Jako „ubezpieczenie świętości” (jak ubezpieczenie samochodu?), czy jako „święte ubezpieczenie”, czyli ubezpieczenie się świętością/ściami przed konsekwencjami życia? Dedykując ten wiersz Wojciechowi Wenclowi, wszedł Brzoska w polemikę światopoglądową z tym poetą. Mianowicie zakwestionował przypisywanie sobie przez poetę świętości poezji, jakichś jej nadprzyrodzonych źródeł, gdyż – muszę niestety powyrywać zdania z kontekstu wiersza – „bóg litościwy (...) sprowadza na ziemię”, przypomina o „prawdziwym życiu”. Według Brzoski świętość w wykonaniu poety łatwo przeradza się w świętoszkowatość, coś fałszywego. Polemika ta była wytknięciem pozy i uzurpacji, jako że przekonanie o „zbawieniu przez wiersze” skutkuje „drwiną z modlitwy”. Ale bohater liryczny Brzoski był wcieleniem miejskiego Everymana i można się (lub trzeba) było wahać, czy jego spór z postawą poetycką Wojciecha Wencla nie rozstrzyga się definitywnie po stronie Wencla, traktującego prymarnie świadomość (sumienie) i spowiedź (wyznanie, modlitwę, wiersz jako odbicie modlitwy). Dla Brzoski poprawność religijna, nie wychylanie się poza kanon religijny było i jest – że tak powiem – niestrawne. I jak w jednym z wywiadów to podkreślił, również jego własne racje wyłożone w „sacro casco” byłyby dla niego samego nie do zaakceptowania, gdyby nie podszył ich autoironią. W tomie „przez judasza” poeta kontynuuje ten spór z poezją, którą odważę się krzywdząco określić jako dbającą o kościelny imprimatur. Nie jest to spór o wartości, ale o język. W gruncie rzeczy parodiując język biblijny, również tę parodię niejako zmusza do autodemaskacji. Formalny i patetyczny sztafaż stylu biblijnego i zarazem quasi-biblijnego rozbija od wewnątrz, bezlitośnie wykorzystując wieloznaczności, niedomówienia, komizm słowny, sytuacyjny i postaci, nierzadko zastawiając prowokacyjne pułapki, podobne do tej, jak ta rozpoczynająca wiersz „modlitwa z obrazu”:

„zlał mi się pan
z synem w świątyni
w jedną postać”.

W wierszu tym podmiot liryczny patrzy „oczami dziecka” i oswaja dogmat Trójcy Świętej, Boga w trzech osobach. Te oczy otwierają się coraz szerzej i coraz więcej widzą, co sprawia, że podmiot liryczny przekracza granice serwowanego mu zamiast metafizyki sztafażu religijnego, poddaje też kluczowe dla chrześcijaństwa słowa, przez ten sztafaż oderwane od swej pierwotnej świętości, sarkastycznym próbom:

„powołał mnie pan, dwunastoletniego
na pielgrzymkę do domu ojca
świętego.(...)

i powołał pan wierny
autokar na świadka. (...)

za dnia klękałem przed frunącą z nieba
futbolówką, aby ją przyjąć
na serce. (...)

i ofiarowałem ciao
wszystkim pozostałym
napotkanym na swej drodze
pielgrzymom”
(„modlitwa z pielgrzymki anno domini 1990”)

Gdyby nie wyróżnienie (a przy tym konieczna wiedza, że ciao to włoskie cześć), przypuszczenie, że korekta przepuściła brak litery ”ł” w słowie ciało, byłoby całkowicie uprawnione. Komunia to przecież najbardziej materialny symbol komunikacji z Bogiem, poprzez symbol ciała Chrystusa, zawiera w sobie i powitanie i pożegnanie Syna Bożego, jest aktem niewątpliwie pięknym. Czy umęczony autokarową wycieczką dwunastolatek, którego pasje są zwykłe, chłopięce, jakby sprzed grzechu pierworodnego, radośnie witający się z innymi pielgrzymami, to uprawniony ekwiwalent tego aktu? Nie spieszmy się ani z odpowiedzią nie, ani z odpowiedzią tak.

W Księdze Obrazów, Rodzajów i Zawodów (czyli niewątpliwie rozczarowań, nie profesji) podmiot liryczny Brzoski dokonuje swoistych porachunków z niektórymi dotkliwościami i uzurpacjami religijnymi w świecie domu rodzinnego. I „modlitwą w pańskiej intencji” zapowiada rozdział kolejny, najobszerniejszą „Księgę Wyjścia”. Bo przecież w tym wierszu nie chodzi tylko o okpienie jakiegoś redaktorzyny jakiegoś pisemka literackiego, który odrzucił wiersze Brzoski. Warto odnotować, że to już drugi poetycki odwet Brzoski. Pierwszym był wiersz „Drukowalność”, w którym rozprawiał się z dogmatem „nieomylności” tekstu literackiego, jakim inny redaktor uzasadniał nieprzyjęcie utworów poety do druku. „Poeta pamięta...”, tyle że Brzoska od pamiętliwości jedynie obydwa wiersze zaczyna. W „modlitwie w pańskiej intencji” poddaje w wątpliwość boski przywilej decydowania o zbawieniu lub przeklęciu. Nawiązanie tu do wyboru ofiary Abla i odrzuceniu ofiary Kaina nie jest dokładne, alternatywa ta jest zniekształcona, boć i dobro i zło nie są od siebie wyraźnie rozgraniczone. Określonym złem jest za to każdy przywilej, również boski, sprowadzający się do możliwości okazywania swej władzy, swej przewagi, wynikającej wyłącznie z usytuowania właściciela tego przywileju w strukturze rzeczywistości, w strukturze świata. Podmiot liryczny deklarując, że nie odmówi sobie „odmówienia kolejnej modlitwy” zaprasza do kilkunastu kolejnych „modlitw...”, do Księgi Wyjścia, Księgi, w której głównym wątkiem nie jest odnalezienie i dotarcie do Ziemi Obiecanej, którą we współczesnych warunkach „wygnańca” (tutaj młodzieńca, który stał się mężczyzną i jego partnerki) jest wynajęte mieszkanie w kamienicy, lecz nauczenie się koegzystencji z właścicielem tej kamienicy na warunkach przez niego narzuconych i w otoczeniu inaczej urządzonym, niż to znane z domu rodzinnego:

„albowiem wybór od początku zależy od pana.
bordowe schody i chmury w oknach na drugim piętrze
za bramą z brązu, z metalową skrzynką z napisem "Briefe" należą do pana.
i światło w podwórzu,
i święty fresk w przedpokoju (...)

albowiem pański jest porządek, który utrzymamy.”
(„modlitwa godna polecenia”)

Utożsamienie kamienicznika z Bogiem jest zwrotne; figura Boga, jako wielkiego kamienicznika tłumaczy zresztą tytuł książki – „przez judasza”. To nie podmiot liryczny zdaje się oglądać świat przez wizjer w drzwiach, to Wielki Kamienicznik przez ten wizjer obserwuje poczynania podmiotu lirycznego. Stąd też zapewne wynika całkowite ukrycie związku bohatera lirycznego z jego partnerką. Niby większość wierszy dotyczy dwojga, ale nie odnajdujemy tu ani wiersza-rozmowy między nimi, ani erotyku. Podglądani szukają nowego sposobu bycia ze sobą i równocześnie z Bogiem, choć profetycznie wyznają, że

„(...) obcy
się sobie sami
już niedługo

wydamy”.
(„modlitwa z dziesięciu koron”)

Bóg, Pan, Kamienicznik i jego „urządzenie” Ziemi Obiecanej nie dają – jak się okazuje – żadnej gwarancji, ale czy to Pan stawia podmiot liryczny w sytuacji Hioba? Gdy, jak skarży się podmiot liryczny,

„miłości zabrakło
w domu pana (...)

pan był łaskawy. (...)

i kazał budować
na zgliszczach
wszystko
od nowa”.
(„modlitwa z początku”)

Ewolucja postawy podmiotu lirycznego od negacji „złych uprawnień" Boga-Kamienicznika do – w sytuacji, gdy zawodzi miłość (niewątpliwie ze względu na niemożliwość nieprzekłamanej komunikacji między dwojgiem ludzi, na co wielokrotnie wskazywał Brzoska w poprzednich zbiorach wierszy) – Jego akceptacji i adoracji („pan był łaskawy”), mimo że niewątpliwie sarkastycznej, potwierdza rozpoznanie dokonane w związku z „sacro casco”, że polemika Brzoski dotyczy języka, czy może wiarygodności języka. Nawet brzmienia są ważne, sugeruje Brzoska, można sięgać po styl biblijny, wykorzystywać biblijne przypowieści, ale nie można pisać językiem, który odrywa się od samego siebie, jest sterylny, posługuje się tylko „czystymi”, nieubrukanymi w trywialnościach codzienności i dnia powszedniego znaczeniami. Język musi się sam w sobie nieustannie przeglądać, zbierać cały ten brud zwątpień, sprzeciwów i rozczarowań, by zrodzonych z nich potworów, z którymi musi się mierzyć, nie zastąpił lalkami idealizacji. Bo jest „judaszem”, wizjerem...

Tom „przez judasza” to Księga współczesnego Hioba – oczywiście, można ważyć proporcje, zastanawiać się, czy to stosowna miara, ale lepiej miarkować powagę. W końcu i tak odpowiedzialność za samego siebie leży po stronie podmiotu lirycznego, bez względu na dolegliwość presji, jaką nań wywiera nadprzyrodzona, czy też najzwyczajniej ziemska władza. „Przez judasza” znaczy też przecież „przez człowieka”.

Jerzy Suchanek

Wojciech Brzoska: „przez judasza”. Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret”, Olsztyn 2008.

Recenzja ukazała się w artPapierze

Wojciech Brzoska
fot. Magda AnoPsy


"Niebo nad Sosnowcem" (Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2001) http://www.merlin.... http://www.megalop...
"Sacro casco"("Mamiko", Nowa Ruda 2006) http://www.mamiko....
"przez judasza" (Portret,Olsztyn 2008) http://portret.org...
"Drugi koniec wszystkiego", Instytut Mikołowski, marzec 2010. Projekt okładki Agnieszka Sitko http://www.dobraks...
"W każdym momencie, na przyjście i odejście" + CD Brzoska i Gawroński "Slońce,lupa i mrówki" (WBPiCAK Poznań, 2015)


http://www.facebook.com/brzoskaigawronski




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie