Kamila Pawluś
3:0 dla ryb
"to była twoja wielka ryba, Jonaszu, złapana od środka" - zapisała Kamila Pawluś w swoim debiucie wydanym w bibliotece Opcji, i już ten krótki fragment daje przybliżone pojęcie o zawartości książki: wierszach obsesyjne poświęconym ichtiologicznym tematom, intrygująco ukazujących odwróconą perspektywę oglądu rzeczywistości. Zwróćmy uwagę: Jonasz został - dokładnie tak samo jak w biblijnym przekazie - połknięty, ale Kamila Pawluś waloryzuje opisywane zdarzenie przy zastosowaniu odmiennej optyki: co prawda połknięty, ale to sam prorok, posługując się nietypowym, a właściwie kompletnie irracjonalnym sposobem, schwytał wielką rybę, nie zaś odwrotnie.

Znaczna liczba zjawisk w Rybarium dzieje się wbrew logice, Kamila Pawluś stworzyła zdumiewający akwen, pełen "morskich ogników, / latających trybów, / suche ławic osobliwości", gdzie ryby prowadzą życie równoległe do naszego: "o, miały już swojego Koheleta / miały / harpunnik nadział go na hak / o, miały już swego Homera / miały /wyśpiewał całą drogę od ciepłych wysp / aż po lodowe wybrzeże / o, miały już swojego Różewicza / miały / powiedział im, ile są warte/ ich falujące sny". Fragment niepozbawiony ironii, choć trzeba przyznać, że stanowczo nie przeciw rybom wymierzonej. Ta - na pół poważna, na pół komiczna - równoległość bytowania zmienia się czasem we współegzystencję, z której wynika poruszająco przedstawiona współzależność: "my jemy ryby, one jedzą nas,/ a potem znów my jemy ryby, / jedząc siebie w nich. // rysuję rybę pod krzyżem, dopowiada Szagałow, / dla zmartwychwstania. wszyscy któregoś dnia / powstaniemy z wnętrza ryb".

Wspomniana zależność jest interesująca także dlatego, że koegzystując w olśniewającym rybarium, zostaliśmy - że tak powiem - wyposażeni przeciwko sobie, i tak "rybę można kroić maczetą. niektórzy nawet / strzelają do ryb", w rezultacie otrzymujemy rybę "po grecku albo w koszulce, po myśliwsku lub z curry, / z szafranem, w occie, z rzodkwią pieczoną / lub pod beszamelem" - cały ten szereg kulinarnych zabiegów Kamila Pawluś dość sarkastycznie określa jako: "pośmiertne uznanie". Z kolei "trujące ryby, ryby rażące prądem" niosą nam zagrożenie, zwłaszcza że ze względu na rozmiary elektrycznych lub toksycznych wojowników zapewne trudno byłoby - tak jak Jonasz - złapać je od środka. Ostatecznie w owej konfrontacji ryby zdecydowanie nad nami górują, bowiem - nieważne, żywe czy martwe - stały się symbolem naszej obrzędowości. Tej prymitywnej: "dokona się cudowne rozmnożenie ryb. jutro ze wszystkich stron. / każdy odejdzie z rybą. na znak pomyślności. każdy dorosły / mężczyzna spotka się z rybą. na znak pokoju i szczęścia. / a potem podarują krwiste kwiaty. krwiste kwiaty kobietom, / żeby były płodne przez cały rok". I tej zaawansowanej, mistycznej: "do dziś nie wiadomo - ryby są od głowy czy też od ogona. / dawno zapomniano. podobnie jak o tym, że jedna / - cień drugiej, / jak mówiła gnoza."

Bezdyskusyjnie 1:0 dla ryb. Sama Kamila Pawluś przyznaje: "może tylko odpłynęły płotki - słowa, / czując, że żaden ze mnie aojda i nie uda mi się nigdy / stworzyć eposu na miarę ryb." Zatem 2:0. Z lektury Rybarium można wysnuć także wniosek, że ryby są nam potrzebne, a my im niekoniecznie, jedynie czasem nas - tak jak w przywołanym już przykładzie - parodiują. 3:0. Ale dla Kamili Pawluś - brawa! Za tom, który nie przytłacza konceptem, a przeciwnie: każe docenić oryginalny pomysł oraz finezyjną konsekwencję, z którą został zrealizowany.

Roman Honet ("Biuro Literackie: Przystań!")
Kamila Pawluś
fot. JW


"Rybarium" (2008)
"Klaustrofobia na wynos" (2012)






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie