Marta Eloy Cichocka
Jean Baptiste Racine, "Fedra". Tragedia w pięciu aktach wierszem. Akt I
SCENA III
Fedra, Enona
FEDRA
Nie idźmy dalej, proszę. Przystańmy w tym miejscu.
Ledwo stoję na nogach: już sił mi brakuje.
Ledwo widzę na oczy: światło mnie oślepia.
Kolana same uginają się pode mną.
ENONA
Bogowie wszechmogący, zlitujcie się nad nią!
FEDRA
Ciężar tych wszystkich ozdób jest nie do zniesienia.
Czyja natrętna ręka splotła te wstążeczki?
Czyj to był pomysł, by mi zrobić tę fryzurę?
Wszystko mnie denerwuje, co za straszna męka.
ENONA
Co życzenie, to jedno drugiemu zaprzecza!
Przecież sama zmieniłaś swój poprzedni zamiar,
sama kazałaś się nam ubrać i uczesać.
I ty sama, zbierając resztkę dawnej mocy,
chciałaś wyjść na spotkanie i światu, i światłu.
Widzisz je teraz, pani, i znów chcesz się schować?
Tak nienawidzisz słońca, za którym tęskniłaś?
FEDRA
Słońce… Promienny przodku ponurej rodziny,
ty, ojcze mojej dumnej matki i jej chlubo,
chyba pobladłeś teraz z litości nade mną.
A ja przyszłam zobaczyć cię po raz ostatni.
ENONA
Co takiego? Wciąż jeszcze ten grobowy nastrój?
Czy już nic go nie zmieni? Czy do końca życia
będziesz się szykowała do tego, by umrzeć?
FEDRA
Boże, jak ja bym chciała usiąść w cieniu lasu!
Kiedy znów będę mogła przez tumany kurzu
śledzić wzrokiem pędzące przed siebie rydwany?
ENONA
Co takiego?
FEDRA
Szalona. Gdzie jestem? Co mówię?
Gdzie się podziały moje zmysły i rozsądek?
Straciłam rozum: niebo mi go odebrało.
Nie patrz na mnie, ze wstydu cała się czerwienię.
Nikt nie powinien nigdy widzieć mnie w tym stanie.
Znowu chce mi się płakać. Znowu mam łzy w oczach.
ENONA
Jeśli już masz się wstydzić, to wstydź się milczenia,
które tylko pogarsza stan twojej choroby.
Nie chcesz żadnej opieki, żadnych rad nie słuchasz,
jakbyś naprawdę chciała umrzeć jak najszybciej.
Co za furia chce twoje życie wstrzymać w biegu?
Co za urok czy szalej zatruł jego źródło?
Już trzy noce nie spałaś, trzy dni nic nie jadłaś.
Jaki straszliwy pomysł nosisz w swojej głowie?
W imię jakiego prawa chcesz skończyć ze sobą?
Obrazisz ciężko bogów, którzy cię stworzyli.
Zdradzisz męża, któremu przysięgałaś wierność.
Skrzywdzisz też biedne dzieci, które osierocisz.
Pomyśl, jaki los czeka je po twojej śmierci.
Pomyśl: tego samego dnia, gdy stracą matkę,
nadzieję na tron ojca zyska ten przybłęda,
syn emigrantki, wróg twój i twojej rodziny,
ten dzikus urodzony z matki Amazonki,
ten Hipolit…
FEDRA
Bogowie…
ENONA
Ach, więc jednak słyszysz.
FEDRA
Nieszczęsna. Czyje imię ty wymawiasz przy mnie!
ENONA
Słusznie wybuchasz gniewem. Bardzo mnie to cieszy,
że drżysz na sam dźwięk tego strasznego imienia.
Drżyj więc i żyj. Niech złość i pasja cię uzdrowią.
Żyj i nie pozwól, żeby syn jakiejś Scytyjki
mógł zdobyć panowanie nad twoimi dziećmi
i rządził najlepszymi greckimi rodami.
Nie traćmy czasu: każda chwila cię osłabia.
Powinnaś wzmocnić swoje wycieńczone siły,
dopóki jeszcze płomień życia tli się w tobie.
FEDRA
Przestań. To życie trwało już i tak zbyt długo.
ENONA
Znowu! Jakie wyrzuty mogą tak cię gnębić?
Jaka potworna zbrodnia je spowodowała?
Czyżbyś miała na rękach czyjąś krew niewinną?
FEDRA
Dzięki bogom, niczyjej krwi nie mam na rękach.
I gdyby równie czyste było moje serce!...
ENONA
A jakiż straszny zamiar możesz nosić w sercu,
że na samo wspomnienie zgroza je ogarnia?
FEDRA
Już i tak wiesz za dużo. Więcej nic nie powiem.
Wolę umrzeć, niż zdobyć się na to wyznanie.
ENONA
A więc giń, skoro wolisz tak nieludzko milczeć!
Ale niech inna ręka zamknie ci powieki.
Choć płomień życia ledwo, ledwo tli się w tobie,
ja umrę pierwsza. Jest na to tysiąc sposobów,
a ja znajdę najszybszy, by dłużej nie cierpieć.
Jesteś okrutna. Czy ja kiedyś cię zawiodłam?
Myślałaś o tym, że piastuję cię od dziecka?
Dla ciebie zostawiłam ojczyznę i dzieci,
a teraz tak odpłacasz mi za moją wierność?
FEDRA
I co pragniesz osiągnąć tym wybuchem gniewu?
Jeśli przerwę milczenie, ty umrzesz ze zgrozy.
ENONA
Co masz do powiedzenia, co byłoby w stanie
dorównać zgrozie, z którą patrzę, jak umierasz?
FEDRA
Gdy poznasz moją zbrodnię i los bezlitosny,
nie będę dalsza śmierci, za to bardziej winna.
ENONA
Zaklinam cię na wszystkie przepłakane noce,
błagam cię na kolanach, całując twe stopy,
nie trzymaj mnie już dłużej w takiej niepewności.
FEDRA
Wstań. Sama tego chciałaś.
ENONA
Mów. Słucham uważnie.
FEDRA
I co ja mam powiedzieć? Od czego mam zacząć?
ENONA
Przestań dłużej obrażać mnie swoją obawą.
FEDRA
Wszystko przez Afrodytę. Za sprawą jej gniewu
moja rodzona matka wpadła w szał miłości…
ENONA
To przeszłość, nie myśl o tym. Zasłona milczenia
powinna już na zawsze skryć tamto wspomnienie.
FEDRA
Ariadno, biedna siostro, kolejna ofiaro!
Porzuconą na skraju morza, żal cię zabił…
ENONA
Czemu wzywasz jej imię? Skąd taka potrzeba,
by wspominać nieszczęścia swej biednej rodziny?
FEDRA
Bo tak chce Afrodyta. Bo z całej rodziny
ja mam upaść najniżej i zginąć ostatnia.
ENONA
Z miłości?
FEDRA
Cóż, miłości mam wszystkie symptomy.
ENONA
Do kogo?
FEDRA
I tu właśnie nie ma nic gorszego.
Ja kocham… Już na samą myśl prawie umieram.
Ja kocham…
ENONA
Kogo?
FEDRA
Przecież znasz syna Scytyjki,
księcia, którego od tak dawna prześladuję?
ENONA
Hipolita? Bogowie…
FEDRA
Ty to powiedziałaś.
ENONA
Krew tężeje mi w żyłach. Sprawiedliwe nieba!
O rozpaczy! O wstydzie! Nieszczęsna rodzino!
O fatalna podróży! Przeklęta kraino!
Nie trzeba było nigdy w życiu tu przypływać.
FEDRA
To nie stało się teraz. Ledwo wyszłam za mąż,
gdy już się wydawało, że będę szczęśliwa,
wtedy mój wróg w Atenach stanął mi na drodze.
Kiedy go zobaczyłam, omal nie struchlałam.
W głowie poczułam zamęt, na twarzy rumieńce.
Nagle straciłam mowę, oczy mi zaćmiło
i fala zimnych dreszczy przeszyła mi ciało.
Natychmiast zrozumiałam, że to Afrodyta
swój straszny gniew przeciwko mnie w końcu obraca.
Zbudowałam świątynię, by modlić się do niej.
Paliłam jej kadzidła. Składałam ofiary.
Gdy zwierzęta ofiarne na rzeź prowadzono,
z ich wnętrzności wróżyłam, czy wróci mi rozum.
Tyle starań – na próżno! Bo gdy moje wargi
mówiły: „Afrodyta”, myślałam: „Hipolit”.
I nawet w tej świątyni, u stóp tych ołtarzy,
gdzie składałam ofiary, składałam je jemu.
I uciekałam przed nim. Ale nawet wtedy
widziałam przecież jego rysy w rysach ojca!
Aż w końcu zbuntowałam się przeciwko sobie:
zebrałam dość odwagi, by go prześladować.
Udawałam nienawiść godną złej macochy,
by szybciej wygnać tego, kogo uwielbiałam.
I krzykami wydarłam syna z ramion ojca,
prosto na to zesłanie, skąd miał już nie wracać.
A wtedy odetchnęłam. Gdy zniknął mi z oczu,
znów mogłam żyć spokojnie, bez poczucia winy,
posłuszna wobec męża, kryjąc swoje troski,
pielęgnując rodzinę, dbając o pozory.
I znów wszystko na próżno! Los jest bezlitosny.
Przecież mąż sam mnie przywiózł tutaj, do Trojdzeny,
gdzie znów ujrzałam tego, którego wygnałam.
I poczułam, że strumień krwi tryska mi z serca,
jak gdyby ktoś rozdrapał jeszcze świeżą ranę.
To nie był płomień uczuć, tak wcześniej tłumiony:
to sama Afrodyta rzuciła się na mnie.
A wtedy życie stało się nie do zniesienia.
Nie mogłam żyć tak dłużej, dalej tak kochając.
Dlatego chciałam umrzeć, nie tracąc honoru.
Przekonałaś mnie łzami do tych smutnych zwierzeń.
I wyznałam ci wszystko. I nie czuję żalu.
Ale teraz uszanuj śmierć, która nadchodzi
i oszczędź mi wyrzutów. I już nie namawiaj
do ratowania życia, które gaśnie we mnie.
_____
Fedra, Enona
FEDRA
Nie idźmy dalej, proszę. Przystańmy w tym miejscu.
Ledwo stoję na nogach: już sił mi brakuje.
Ledwo widzę na oczy: światło mnie oślepia.
Kolana same uginają się pode mną.
ENONA
Bogowie wszechmogący, zlitujcie się nad nią!
FEDRA
Ciężar tych wszystkich ozdób jest nie do zniesienia.
Czyja natrętna ręka splotła te wstążeczki?
Czyj to był pomysł, by mi zrobić tę fryzurę?
Wszystko mnie denerwuje, co za straszna męka.
ENONA
Co życzenie, to jedno drugiemu zaprzecza!
Przecież sama zmieniłaś swój poprzedni zamiar,
sama kazałaś się nam ubrać i uczesać.
I ty sama, zbierając resztkę dawnej mocy,
chciałaś wyjść na spotkanie i światu, i światłu.
Widzisz je teraz, pani, i znów chcesz się schować?
Tak nienawidzisz słońca, za którym tęskniłaś?
FEDRA
Słońce… Promienny przodku ponurej rodziny,
ty, ojcze mojej dumnej matki i jej chlubo,
chyba pobladłeś teraz z litości nade mną.
A ja przyszłam zobaczyć cię po raz ostatni.
ENONA
Co takiego? Wciąż jeszcze ten grobowy nastrój?
Czy już nic go nie zmieni? Czy do końca życia
będziesz się szykowała do tego, by umrzeć?
FEDRA
Boże, jak ja bym chciała usiąść w cieniu lasu!
Kiedy znów będę mogła przez tumany kurzu
śledzić wzrokiem pędzące przed siebie rydwany?
ENONA
Co takiego?
FEDRA
Szalona. Gdzie jestem? Co mówię?
Gdzie się podziały moje zmysły i rozsądek?
Straciłam rozum: niebo mi go odebrało.
Nie patrz na mnie, ze wstydu cała się czerwienię.
Nikt nie powinien nigdy widzieć mnie w tym stanie.
Znowu chce mi się płakać. Znowu mam łzy w oczach.
ENONA
Jeśli już masz się wstydzić, to wstydź się milczenia,
które tylko pogarsza stan twojej choroby.
Nie chcesz żadnej opieki, żadnych rad nie słuchasz,
jakbyś naprawdę chciała umrzeć jak najszybciej.
Co za furia chce twoje życie wstrzymać w biegu?
Co za urok czy szalej zatruł jego źródło?
Już trzy noce nie spałaś, trzy dni nic nie jadłaś.
Jaki straszliwy pomysł nosisz w swojej głowie?
W imię jakiego prawa chcesz skończyć ze sobą?
Obrazisz ciężko bogów, którzy cię stworzyli.
Zdradzisz męża, któremu przysięgałaś wierność.
Skrzywdzisz też biedne dzieci, które osierocisz.
Pomyśl, jaki los czeka je po twojej śmierci.
Pomyśl: tego samego dnia, gdy stracą matkę,
nadzieję na tron ojca zyska ten przybłęda,
syn emigrantki, wróg twój i twojej rodziny,
ten dzikus urodzony z matki Amazonki,
ten Hipolit…
FEDRA
Bogowie…
ENONA
Ach, więc jednak słyszysz.
FEDRA
Nieszczęsna. Czyje imię ty wymawiasz przy mnie!
ENONA
Słusznie wybuchasz gniewem. Bardzo mnie to cieszy,
że drżysz na sam dźwięk tego strasznego imienia.
Drżyj więc i żyj. Niech złość i pasja cię uzdrowią.
Żyj i nie pozwól, żeby syn jakiejś Scytyjki
mógł zdobyć panowanie nad twoimi dziećmi
i rządził najlepszymi greckimi rodami.
Nie traćmy czasu: każda chwila cię osłabia.
Powinnaś wzmocnić swoje wycieńczone siły,
dopóki jeszcze płomień życia tli się w tobie.
FEDRA
Przestań. To życie trwało już i tak zbyt długo.
ENONA
Znowu! Jakie wyrzuty mogą tak cię gnębić?
Jaka potworna zbrodnia je spowodowała?
Czyżbyś miała na rękach czyjąś krew niewinną?
FEDRA
Dzięki bogom, niczyjej krwi nie mam na rękach.
I gdyby równie czyste było moje serce!...
ENONA
A jakiż straszny zamiar możesz nosić w sercu,
że na samo wspomnienie zgroza je ogarnia?
FEDRA
Już i tak wiesz za dużo. Więcej nic nie powiem.
Wolę umrzeć, niż zdobyć się na to wyznanie.
ENONA
A więc giń, skoro wolisz tak nieludzko milczeć!
Ale niech inna ręka zamknie ci powieki.
Choć płomień życia ledwo, ledwo tli się w tobie,
ja umrę pierwsza. Jest na to tysiąc sposobów,
a ja znajdę najszybszy, by dłużej nie cierpieć.
Jesteś okrutna. Czy ja kiedyś cię zawiodłam?
Myślałaś o tym, że piastuję cię od dziecka?
Dla ciebie zostawiłam ojczyznę i dzieci,
a teraz tak odpłacasz mi za moją wierność?
FEDRA
I co pragniesz osiągnąć tym wybuchem gniewu?
Jeśli przerwę milczenie, ty umrzesz ze zgrozy.
ENONA
Co masz do powiedzenia, co byłoby w stanie
dorównać zgrozie, z którą patrzę, jak umierasz?
FEDRA
Gdy poznasz moją zbrodnię i los bezlitosny,
nie będę dalsza śmierci, za to bardziej winna.
ENONA
Zaklinam cię na wszystkie przepłakane noce,
błagam cię na kolanach, całując twe stopy,
nie trzymaj mnie już dłużej w takiej niepewności.
FEDRA
Wstań. Sama tego chciałaś.
ENONA
Mów. Słucham uważnie.
FEDRA
I co ja mam powiedzieć? Od czego mam zacząć?
ENONA
Przestań dłużej obrażać mnie swoją obawą.
FEDRA
Wszystko przez Afrodytę. Za sprawą jej gniewu
moja rodzona matka wpadła w szał miłości…
ENONA
To przeszłość, nie myśl o tym. Zasłona milczenia
powinna już na zawsze skryć tamto wspomnienie.
FEDRA
Ariadno, biedna siostro, kolejna ofiaro!
Porzuconą na skraju morza, żal cię zabił…
ENONA
Czemu wzywasz jej imię? Skąd taka potrzeba,
by wspominać nieszczęścia swej biednej rodziny?
FEDRA
Bo tak chce Afrodyta. Bo z całej rodziny
ja mam upaść najniżej i zginąć ostatnia.
ENONA
Z miłości?
FEDRA
Cóż, miłości mam wszystkie symptomy.
ENONA
Do kogo?
FEDRA
I tu właśnie nie ma nic gorszego.
Ja kocham… Już na samą myśl prawie umieram.
Ja kocham…
ENONA
Kogo?
FEDRA
Przecież znasz syna Scytyjki,
księcia, którego od tak dawna prześladuję?
ENONA
Hipolita? Bogowie…
FEDRA
Ty to powiedziałaś.
ENONA
Krew tężeje mi w żyłach. Sprawiedliwe nieba!
O rozpaczy! O wstydzie! Nieszczęsna rodzino!
O fatalna podróży! Przeklęta kraino!
Nie trzeba było nigdy w życiu tu przypływać.
FEDRA
To nie stało się teraz. Ledwo wyszłam za mąż,
gdy już się wydawało, że będę szczęśliwa,
wtedy mój wróg w Atenach stanął mi na drodze.
Kiedy go zobaczyłam, omal nie struchlałam.
W głowie poczułam zamęt, na twarzy rumieńce.
Nagle straciłam mowę, oczy mi zaćmiło
i fala zimnych dreszczy przeszyła mi ciało.
Natychmiast zrozumiałam, że to Afrodyta
swój straszny gniew przeciwko mnie w końcu obraca.
Zbudowałam świątynię, by modlić się do niej.
Paliłam jej kadzidła. Składałam ofiary.
Gdy zwierzęta ofiarne na rzeź prowadzono,
z ich wnętrzności wróżyłam, czy wróci mi rozum.
Tyle starań – na próżno! Bo gdy moje wargi
mówiły: „Afrodyta”, myślałam: „Hipolit”.
I nawet w tej świątyni, u stóp tych ołtarzy,
gdzie składałam ofiary, składałam je jemu.
I uciekałam przed nim. Ale nawet wtedy
widziałam przecież jego rysy w rysach ojca!
Aż w końcu zbuntowałam się przeciwko sobie:
zebrałam dość odwagi, by go prześladować.
Udawałam nienawiść godną złej macochy,
by szybciej wygnać tego, kogo uwielbiałam.
I krzykami wydarłam syna z ramion ojca,
prosto na to zesłanie, skąd miał już nie wracać.
A wtedy odetchnęłam. Gdy zniknął mi z oczu,
znów mogłam żyć spokojnie, bez poczucia winy,
posłuszna wobec męża, kryjąc swoje troski,
pielęgnując rodzinę, dbając o pozory.
I znów wszystko na próżno! Los jest bezlitosny.
Przecież mąż sam mnie przywiózł tutaj, do Trojdzeny,
gdzie znów ujrzałam tego, którego wygnałam.
I poczułam, że strumień krwi tryska mi z serca,
jak gdyby ktoś rozdrapał jeszcze świeżą ranę.
To nie był płomień uczuć, tak wcześniej tłumiony:
to sama Afrodyta rzuciła się na mnie.
A wtedy życie stało się nie do zniesienia.
Nie mogłam żyć tak dłużej, dalej tak kochając.
Dlatego chciałam umrzeć, nie tracąc honoru.
Przekonałaś mnie łzami do tych smutnych zwierzeń.
I wyznałam ci wszystko. I nie czuję żalu.
Ale teraz uszanuj śmierć, która nadchodzi
i oszczędź mi wyrzutów. I już nie namawiaj
do ratowania życia, które gaśnie we mnie.
_____
Co z oczu, to i z serca (elo, tu eloy)
fot. Michał Łuczak
fot. Michał Łuczak
"Wejście ewakuacyjne", Dęby Literackie, Kraków, 2003
"Lego dla ego", Bonobo, Warszawa, 2005
Roberto Juarroz, "Poezje pionowe. Okruchy pionowe", Wydawnictwo AP, Kraków 2006 (z hiszp.)
Didier van Cauwelaert, "Objawienie", Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2006 (z franc.)
"Entre la nouvelle histoire et le nouveau roman historique", Paris, L'Harmattan, 2007, 241 str.