Aneta Kamińska
1 2
3
>> ty będziesz tłumaczyć poezję ukraińską
ty będziesz tłumaczyć poezję ukraińską
Zaczęło się od ludzi, a konkretnie, od Marianny Kijanowskiej. Nie, najpierw był Pałac Starej Książki, wielki przedziwny antykwariat, w którym zaczęłam pracować i w którym musiały wydarzyć się rzeczy niezwykłe, po prostu musiały, takie to miejsce. I tam właśnie się spotkałyśmy, spotkałyśmy i spotykałyśmy przez trzy miesiące, Marianna szukała tomików polskich poetów, których mogłaby przetłumaczyć na język ukraiński, opowiadała o swoich planach, pokazywała przekłady. To było bardzo ciekawe przekonać się, jak wyglądają i brzmią w tym dźwięcznym języku wiersze znajomych poetów, a również i własne. Okazało się, że nawet sporo rozumiałam, cyrylicę miałam opanowaną, bo kiedyś uczyłam się (wszyscy się uczyliśmy) języka rosyjskiego. Ty będziesz tłumaczyć poezję ukraińską, powiedziała w którymś momencie Marianna Kijanowska. Tonem, jakby znała przyszłość, jakby odczytywała los (jakim prawem mój?). Chyba zwariowałaś, nie mówię po ukraińsku, nie znam literatury ukraińskiej, nawet nic nie wiem o Ukrainie. Nie szkodzi, będziesz tłumaczyć. Opierać się (Mariannie i losowi) udało mi się przez pół roku. Tylko przez pół roku.
grupowo
Los jednak nie miał aż tak trudnego zadania, dałam się uwieść i unieść pierwszym przysłanym przez Mariannę wierszom, wierszom Marjany Sawki. Bunt był krótki, zaraz przekonałam się, jaka to niesamowita przygoda wchodzić w cudzy tekst, wkradać się w czyjeś myśli, wykradać coś z nich dla siebie i oddawać coś z siebie w zamian. Zrozumiałam, że jakaś szansa stoi przede mną otworem, jakieś drugie życie, ktoś coś mi ważnego daje i ja też mogę coś dać. Tysiące wątpliwości, jakie bez przerwy miałam, dlaczego akurat ja, czy mam prawo, czy podołam, jeśli nie znam nawet ukraińskiego, rozwiewała Marianna. Grunt to dobra organizacja i dobry zespół, Andrij Porytko – jako polonista – przygotowuje rybki i cierpliwie odpowiada na setki pytań zadawanych w setkach maili, Marianna podsuwa ciekawe teksty, pomaga mi zorientować się w literaturze ukraińskiej, umawia na spotkania z autorami, ja wybieram sobie autorów i wiersze, i piszę je jeszcze raz, od nowa, po polsku, a potem jeszcze wszyscy razem czytamy to, komentujemy, sprawdzamy, kłócimy się o każde prawie słowo (bo czujemy je inaczej). Aha, i jeszcze autorzy, oczywiście autorzy też w tym szaleństwie biorą udział, żeby była pewność, że wszystko jest w porządku.
credo i kreda
Bo jeśli już muszę być tłumaczką (a muszę, bo los tak podobno chciał i chcę, bo ja tak chcę), to tylko dobrą. Niczego po łebkach, tylko uczciwa praca, uczciwa wobec siebie, wobec autorów, wobec czytelników, żadnego ułatwiania sobie życia, wybierania wierszy, które przekłada się na kolanie. Jeśli autorzy, to najlepsi, najciekawsi (z polskiego, a właściwie, mojego, punktu widzenia); jeśli wiersze, to tylko takie, które mi się podobają, które sama chciałabym przeczytać po polsku (szybko się okazało, że to są wiersze nieprzetłumaczalne, ale – co robić, słowo się rzekło, nie ma odwrotu).
poczytalnia
Dobra tłumaczka musi zacząć od czytania, ja zaczęłam od internetu, przeszukałam go wzdłuż i wszerz, żeby dowiedzieć się, co już zostało przełożone na język polski, co wydane, co da się kupić, co wypożyczyć. Jęk zawodu, niedowierzanie, prawie nic, no, prawie nic, więc jak ja mam zostać dobrą tłumaczką, jeśli nie mogę sobie poczytać, nie mogę porównać. Cokolwiek udało mi się zdobyć, ściągnąć z przedziwnych miejsc, o których w życiu nie słyszałam, dopiero stopniowo. I w tym cokolwiek mieściło się wszystko: i poezja (która, pomyśleć by można, skończyła się jakieś sto lat temu), i historia Ukrainy, i rozmówki polsko-ukraińskie (po co ja je wtedy kupiłam?). Owszem, udało mi się wytropić ślady jakichś publikacji, ale tylko ślady, niektórych z nich w żaden sposób nie można już zdobyć. Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego i Biblioteka Ukrainistyki, na które bardzo liczyłam, rozczarowały mnie w stopniu najwyższym, no cóż. Dobra tłumaczka musi czytać po ukraińsku, nawet jeśli go nie zna, nie ma zmiłuj się. Całe torby książek zaczęłam przywozić sobie ze Lwowa, zwłaszcza z Forum Wydawców, od Marianny, od samych autorów. Ostatnio trochę się ruszyło i w Polsce, ale i tak ambitny (ambitny!) polski czytelnik – oprócz Szewczenki – zna tylko poezję i prozę Andruchowycza, Żadana, „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” Oksany Zabużko, „Niezwykłych” Tarasa Prochaśki i „Kolekcję namiętności” Natalki Śniadanko. Aha, i antologię Bohdana Zadury.
dosłowne słowniki
Dobra tłumaczka musi mieć też dobry słownik, to oczywiste i naturalne, poszłam więc do księgarni, żeby jak najszybciej stać się tą dobrą tłumaczką, i – znowu – okazało się, że rzuca mi się kłody pod nogi, bo słownika (dużego, jak największego, jak radośnie poinformowałam sprzedawców) nie ma, nie było i nie wiadomo, czy będzie. Z tego zrobił się największy problem, na swoje szczęście pracowałam
1 2
3
>>
Zaczęło się od ludzi, a konkretnie, od Marianny Kijanowskiej. Nie, najpierw był Pałac Starej Książki, wielki przedziwny antykwariat, w którym zaczęłam pracować i w którym musiały wydarzyć się rzeczy niezwykłe, po prostu musiały, takie to miejsce. I tam właśnie się spotkałyśmy, spotkałyśmy i spotykałyśmy przez trzy miesiące, Marianna szukała tomików polskich poetów, których mogłaby przetłumaczyć na język ukraiński, opowiadała o swoich planach, pokazywała przekłady. To było bardzo ciekawe przekonać się, jak wyglądają i brzmią w tym dźwięcznym języku wiersze znajomych poetów, a również i własne. Okazało się, że nawet sporo rozumiałam, cyrylicę miałam opanowaną, bo kiedyś uczyłam się (wszyscy się uczyliśmy) języka rosyjskiego. Ty będziesz tłumaczyć poezję ukraińską, powiedziała w którymś momencie Marianna Kijanowska. Tonem, jakby znała przyszłość, jakby odczytywała los (jakim prawem mój?). Chyba zwariowałaś, nie mówię po ukraińsku, nie znam literatury ukraińskiej, nawet nic nie wiem o Ukrainie. Nie szkodzi, będziesz tłumaczyć. Opierać się (Mariannie i losowi) udało mi się przez pół roku. Tylko przez pół roku.
grupowo
Los jednak nie miał aż tak trudnego zadania, dałam się uwieść i unieść pierwszym przysłanym przez Mariannę wierszom, wierszom Marjany Sawki. Bunt był krótki, zaraz przekonałam się, jaka to niesamowita przygoda wchodzić w cudzy tekst, wkradać się w czyjeś myśli, wykradać coś z nich dla siebie i oddawać coś z siebie w zamian. Zrozumiałam, że jakaś szansa stoi przede mną otworem, jakieś drugie życie, ktoś coś mi ważnego daje i ja też mogę coś dać. Tysiące wątpliwości, jakie bez przerwy miałam, dlaczego akurat ja, czy mam prawo, czy podołam, jeśli nie znam nawet ukraińskiego, rozwiewała Marianna. Grunt to dobra organizacja i dobry zespół, Andrij Porytko – jako polonista – przygotowuje rybki i cierpliwie odpowiada na setki pytań zadawanych w setkach maili, Marianna podsuwa ciekawe teksty, pomaga mi zorientować się w literaturze ukraińskiej, umawia na spotkania z autorami, ja wybieram sobie autorów i wiersze, i piszę je jeszcze raz, od nowa, po polsku, a potem jeszcze wszyscy razem czytamy to, komentujemy, sprawdzamy, kłócimy się o każde prawie słowo (bo czujemy je inaczej). Aha, i jeszcze autorzy, oczywiście autorzy też w tym szaleństwie biorą udział, żeby była pewność, że wszystko jest w porządku.
credo i kreda
Bo jeśli już muszę być tłumaczką (a muszę, bo los tak podobno chciał i chcę, bo ja tak chcę), to tylko dobrą. Niczego po łebkach, tylko uczciwa praca, uczciwa wobec siebie, wobec autorów, wobec czytelników, żadnego ułatwiania sobie życia, wybierania wierszy, które przekłada się na kolanie. Jeśli autorzy, to najlepsi, najciekawsi (z polskiego, a właściwie, mojego, punktu widzenia); jeśli wiersze, to tylko takie, które mi się podobają, które sama chciałabym przeczytać po polsku (szybko się okazało, że to są wiersze nieprzetłumaczalne, ale – co robić, słowo się rzekło, nie ma odwrotu).
poczytalnia
Dobra tłumaczka musi zacząć od czytania, ja zaczęłam od internetu, przeszukałam go wzdłuż i wszerz, żeby dowiedzieć się, co już zostało przełożone na język polski, co wydane, co da się kupić, co wypożyczyć. Jęk zawodu, niedowierzanie, prawie nic, no, prawie nic, więc jak ja mam zostać dobrą tłumaczką, jeśli nie mogę sobie poczytać, nie mogę porównać. Cokolwiek udało mi się zdobyć, ściągnąć z przedziwnych miejsc, o których w życiu nie słyszałam, dopiero stopniowo. I w tym cokolwiek mieściło się wszystko: i poezja (która, pomyśleć by można, skończyła się jakieś sto lat temu), i historia Ukrainy, i rozmówki polsko-ukraińskie (po co ja je wtedy kupiłam?). Owszem, udało mi się wytropić ślady jakichś publikacji, ale tylko ślady, niektórych z nich w żaden sposób nie można już zdobyć. Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego i Biblioteka Ukrainistyki, na które bardzo liczyłam, rozczarowały mnie w stopniu najwyższym, no cóż. Dobra tłumaczka musi czytać po ukraińsku, nawet jeśli go nie zna, nie ma zmiłuj się. Całe torby książek zaczęłam przywozić sobie ze Lwowa, zwłaszcza z Forum Wydawców, od Marianny, od samych autorów. Ostatnio trochę się ruszyło i w Polsce, ale i tak ambitny (ambitny!) polski czytelnik – oprócz Szewczenki – zna tylko poezję i prozę Andruchowycza, Żadana, „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” Oksany Zabużko, „Niezwykłych” Tarasa Prochaśki i „Kolekcję namiętności” Natalki Śniadanko. Aha, i antologię Bohdana Zadury.
dosłowne słowniki
Dobra tłumaczka musi mieć też dobry słownik, to oczywiste i naturalne, poszłam więc do księgarni, żeby jak najszybciej stać się tą dobrą tłumaczką, i – znowu – okazało się, że rzuca mi się kłody pod nogi, bo słownika (dużego, jak największego, jak radośnie poinformowałam sprzedawców) nie ma, nie było i nie wiadomo, czy będzie. Z tego zrobił się największy problem, na swoje szczęście pracowałam
Aneta Kamińska
fot. Paulina Rasińska
fot. Paulina Rasińska
"czary i mary" (Warszawa 2007)
"zapisz zmiany" (Warszawa 2004)
Nazar Honczar, gdybym (Warszawa 2007)
Hałyna Tkaczuk, Ja i inne piękności (2011)
Wreszcie jest!
Aneta Kamińska, Cząstki pomarańczy. Antologia nowej poezji ukraińskiej, Narodowe Centrum Kultury-Korporacja Ha!art, Warszawa-Kraków 2011.
Aneta Kamińska, Cząstki pomarańczy. Antologia nowej poezji ukraińskiej, Narodowe Centrum Kultury-Korporacja Ha!art, Warszawa-Kraków 2011.