Bartosz Konstrat
 1  2   3  >>
Dagmara Sumara o samochodach i krwi
Tom „Samochody i krew” Bartosza Konstrata to zajmująca proza. Owszem – proza, nie ma tutaj pomyłki. Wybornie czyta się ją w tramwaju, gładko przechodzi ze strony na stronę. Mimo że ludzie gdzieś tam na zewnątrz wsiadają i wysiadają, gadając bez przerwy, trudno im z Konstratem konkurować o względy recenzenta. „Samochody i krew”, jeśli idzie o tramwaj, wygrywają bezsprzecznie – autor zręcznie stopniuje napięcie, serwuje nawet zwroty akcji, niby zawodowy gimnastyk stylistyczny zmienia tonacje. Choć zatem najczęściej bywa w tomiku bardzo wesoło (o poczuciu humoru, podobnie jak o gustach, nie powinno się dyskutować), pojawiają się tutaj i smutki, i nostalgie.

Tematycznie też jest niczego sobie: od reminiscencji z dzieciństwa, poprzez erotyki, narracje bardziej poważne (śmierć, kłopoty w związku, kłopoty z tożsamością, kłopoty rodzinne), kończąc na surrealistycznych obrazkach. I, jak się wydaje, w tym miejscu recenzja z prozy Konstrata mogłaby się skończyć. Jest tylko jeden szkopuł, mianowicie – mimo wszystko Konstrat pisze wiersze.

Jak to pogodzić? Pierwszy trop zdaje się dobry – jeśli i nie proza sensu stricte, to być może choćby p r o z a ż y c i a, o której poezja Konstrata próbuje opowiedzieć i – zupełnie świadomie – zamienia się w nią. Ci mniej konserwatywni ode mnie pewnie zresztą pukną się w tym momencie w głowę: Tego, co jest, co widać gołym okiem, jest aż nadto jak na tomik. Odpowiadam: możliwe, natomiast mnie nadal bardziej interesuje wszystko to, czego – pozornie, miejmy nadzieję – u Konstrata brakuje. Mowa o znaczeniu albo raczej –
o celowości Samochodów i krwi. Czy obecność tomiku Konstrata ma jakiekolwiek inne uzasadnienie poza tym najprostszym: pojawił się, więc jest (więc można go przeczytać)?

Poezja Bartosza Konstrata – jeśli w końcu skończymy żartować i spojrzymy na nią jak na poezję – okazuje się mało odkrywcza i wcale znowu nie taka oryginalna (choć, trzeba przyznać, sama fraza autora, jego podejście do tworzywa językowego i swoista nonszalancja wyobraźni pociągają). Co naturalne, fakt ten zwykle przemawiałby na niekorzyść autora, jednak w przypadku Samochodów i krwi owa banalność została zaprowadzona w wierszach na tyle konsekwentnie, że błędem byłoby rozumieć ją jako pochodną tuzinkowości talentu autora. Wydaje się, że banalność Samochodów i krwi, która w poszczególnych wierszach graniczy już nawet z kiczem, bierze się skądinąd. (…) Czy nie masz wrażenia, że to nas ratuje,/ to naśladowanie filmów, czegoś, co nie istnieje? (…) – zadaje Konstrat pytanie w „Nocach i dniach”. Można by uznać je za klucz do reszty wierszy. Co bowiem uderza czytelnika już przy pobieżnej lekturze, to wielość bohaterów i historii, jakie pojawiają się na kartach Samochodów i krwi. Łączy je niewiele, stanowią raczej pewne autonomiczne całości i gdyby nie liryki bezpośrednie, jakie pojawiają się co jakiś czas (to w nich autor jak gdyby próbuje cokolwiek wyjaśnić, komentować), tom Konstrata pozbawiony byłby spójności, poza tą oczywistą, gwarantowaną formą wypowiedzi (ciąg opowiastek). Mnogość postaci, które łączą być może jedynie podobne problemy natury miłosno-erotycznej (w wersji homo oraz hetero), sprawia wrażenie rozpadu rzeczywistości. Ów nie sprawia z kolei wcale, że – jak chcieli i chcą nadal fani ponowoczesności – rzeczywistość wzbogaca się, komplikuje, równouprawnia poszczególne jednostki, lecz raczej wprost przeciwnie – rozpad skutkuje jedynie pomnożeniem w nieskończoność tej samej, jednostkowej monotonii, spotęgowaniem jakichś pierwotnych, dość nudnych – jak to wynika z Samochodów i krwi, skłonności ludzkich (chcemy być kochanymi, nadać sens swojemu życiu, przeciwdziałać śmierci itd.).

Rozpad, o którym tu mowa, ma właściwie dwa oblicza. Pierwsze, o którym wspomniano powyżej – w mnogości jednostkowych historii historia jednostki ginie albo też, z drugiej strony, gdy na moment cichną historie innych (Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza (…) Nie ma Słowackiego i nie ma Tuwima (…) Nie widać Świetlickiego, nie ma też Dyckiego (…0 – „Wybieg”], jednostka okazuje się być wciąż tak samo sama jak chwilę temu (Tylko ja tu jestem. Czekam, aż ktoś dostrzeże). Drugie oblicze rozkładu łączy się z problemem poruszonym w cytacie-kluczu i dotyka kwestii stricte egzystencjalnych: człowiek u Konstrata, aby przeżyć (czytaj: przetrwać) życie, znajduje schronienie w filmie (czytaj: fikcji), a zatem w śmierci, chociaż – co równocześnie i śmieszne, i straszne – właśnie przed nią zdaje się od początku uciekać. Nie musi to być zresztą tylko film – jak pokazują wiersze z Samochodów i krwi, historie o innych, historie, w których podmiot WCIELA SIĘ w innych, równie dobrze sprawdzają się w roli wątpliwego antidotum na życie. W wierszu „Noc jest cukierkiem karmelowym” dowiadujemy się o bohaterze: (…).
 1  2   3  >>
Bartosz Konstrat
fot. Mariusz Mazur


dzika kość, encyklopedia utraconych szans - mój nowy tom ukazał się w grudniu 2013.






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie