Joanna Mueller
Epifania i bergamotki 7
۞

Drugim wyróżnionym przez Freuda dziełem marzenia sennego jest przesunięcie. Ten element wydaje się bliższy metaforze niż metonimii. Treść jawna nie włącza już w siebie żadnego składnika treści ukrytej, jak było w przypadku zgęszczenia (gdzie rządziła zasada pars pro toto), ale przenosi uwagę śniącego na wyobrażenie obce, pozornie niezwiązane z tym, co jest istotną prawdą nieuświadomionego pragnienia. Według Freuda wchodzi tu w grę mechanizm aluzji, jednak ja myślę, że słowo „przesunięcie” konotuje dodatkowo inny trop poetycki – właśnie metaforę. Szczególna to metafora, nazywana przez specjalistów metaforą in absentia, a polegająca na ukryciu tematu głównego oraz całkowitym zastąpieniu go przez będący bazą przeniesienia temat poboczny (dla odmiany w metaforach in praesentia zostają ukazane oba elementy porównania). Autor Wstępu do psychoanalizy dookreśla ów zabieg oniryczno-poetycki zdaniem bliskim optyce: (...) akcent psychiczny przechodzi z ważnego składnika na inny, nieważny, tak że marzenie senne wydaje się inaczej zogniskowane i dziwaczne. Aluzyjność, dziwaczność, a do tego odmienne zogniskowanie wyobrażenia – to wszystko znowu (znowu!) przywodzi mi na myśl anamorfozę. Tym razem chodzi o anamorfozę najbardziej typową, którą nazwałam holbeinowską, polegającą na przesunięciu oka z miejsca niewłaściwego na właściwe, z miejsca, w którym widzimy niezrozumiały, acz fascynujący, metaforyczny kształt (treść jawną marzenia sennego), na miejsce, w którym znika tajemnica, odkrywa się niepojęte (treść ukryta marzenia), absencja staje się prezencją, a metafora zmienia się w nagą prawdę trupiego czerepu.

۞

Teoria teorią, lecz z praktyką przesunięcia Freud nie bardzo sobie poradził. Dość powiedzieć, że w wykładzie XI nie przytoczył ani jednego przykładu tego sennego działania. Przyznał za to z rozczarowaniem, że tłumaczenie aluzji zwykle przypomina spalony dowcip albo wymuszoną, naciąganą interpretację.
Ten smutek psychoanalityka jest mi bardzo bliski. Wydaje się nieodłączny od wszystkich sytuacji hermeneutycznych, które są poddane logice przesunięcia odbiorcy od miejsca niewłaściwego, które nie daje wiedzy, ale zaprasza, wciąga i osacza, do punktu właściwego spojrzenia, które najpierw zdumiewa, potem przeraża, a na końcu – rozczarowuje pełnią poznania. Praca tłumacząca w tym momencie wywodu Freuda zaczyna przypominać jego inne pojęcie – pracę żałoby. Interpretacja psychoanalityczna ma być zniesieniem treści jawnej na rzecz treści ukrytej, podobnie jak dobrze przepracowana żałoba prowadzi do zniesienia – czyli niejako drugiego uśmiercenia – obiektu już raz przez podmiot utraconego, w zamian za co zapewnia żałobnikowi psychiczną równowagę. Do kolekcji terminów freudowskich brakuje jeszcze jednego – melancholii. Tak, właśnie jej, bo we fragmencie poświęconym przesunięciu Freud traci swą doktrynerską pewność i okazuje się typowym melancholikiem. Melancholikiem, który wierzy w tłumaczenie, ale nie potrafi dokonać zniesienia, który zna drogę do pospolitej prawdy, ale woli kontemplować nieodgadnione symbole, który światu odkrywa jego sens ukryty, lecz sam nigdy nie odnajdzie straty.

۞

A ja? – myślę, przesuwając się po raz kolejny od punktu A do punktu B przed Holbeinowskim obrazem (tak mój anamorficzny styl pisania rozrysował we wspomnianym artykule Janusz Kotara, któremu za to groteskowe lacanowskie przedstawienie autentycznie dziękuję). Które z odkształceń jest tylko aluzją, a które – właściwym sensem śnienia? Bergamotowa gruszka rozciągnięta w symbol maciczny? Czy zrywane z chryzantem płatki, skracające drogę od serca do kobierca, od porodu do grobu, od raczkowania do raczka, od infantylności metafor do realności inferna? Gdzie się kończy praca żałoby, a zaczyna praca śniącego w języku marzenia?

۞

Marzenie śni w języku, ale objawia się w wizualizacjach. Sprzyja temu trzeci, najciekawszy z wymienionych przez Freuda mechanizmów onirii – przeistoczenie myśli w obrazy. Praca snu dąży do przywrócenia pierwotnego stanu języka, to znaczy do zamienienia pisma literowego w pismo obrazkowe, a także ukonkretnienia, urzeczowienia i zdeleksykalizowania tego, co w mowie abstrakcyjne, wyświechtane, utarte – czyli po prostu martwe. Freud zachęca słuchaczy i czytelników swego wykładu do próby przełożenia jego tekstu na obrazki – to ma im dać namiastkę wiedzy o trzecim dziele pracy tłumaczącej. I cieszyć się będziecie – obiecuje – jeśli zdołacie przedstawić „posiadanie” jakiegoś przedmiotu przez rzeczywiste, cielesne siedzenie na nim.
Głowa boli od tych wierszy
fot. Joanna Rogalanka


Zagniazdowniki/Gniazdowniki
Stratygrafie
Wylinki






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie