Joanna Mueller
Epifania i bergamotki 6
۞
Zgęszczenie rządzi się zasadą przekształcenia anamorficznego. Przy czym nie chodzi mi o mechanizm, który można zaobserwować na przykład w obrazie Ambasadorowie Holbeina, gdzie zniekształcona czaszka anamorficzna staje się rozpoznawalna w momencie, gdy stajemy w odpowiednim miejscu przed obrazem. Tym razem mam na myśli typ obrazowania znany z wieloaspektowych dzieł Salvadora Dalí, których anamorficzność polega na nałożeniu na siebie kilku – pozornie nieprzystawalnych – przedstawień. (Wspominam o tej różnicy dlatego, że jej pominięcie rodzi pewne nieścisłości natury filozoficznej. Przekonał mnie o tym zamieszczony w „Studium” [nr 6/2005–1/2006] psychoanalityczny komentarz Janusza Kotary, który rozprawia się z pisanym przeze mnie projektem krytyki anamorficznej, ale swoje błyskotliwe skądinąd argumenty odnosi do anamorfozy typu holbeinowskiego, podczas gdy ja pisałam dotąd zawsze o krytyce opartej na anamorfozie à la Dalí).
Konieczna we śnie kondensacja wynika z prostego rachunku: ukryte marzenie jest zawsze obszerniejsze od jawnego obrazu, w jaki się przekształca. Sen przypomina dość bałaganiarskie streszczenie, a także rodzaj filtru, przez który przedostają się tylko niektóre, zwykle przypadkowe, okruchy rzeczywistych pragnień. Dodatkowo okruchy te zostają ze sobą dowolnie przemieszane, a następnie zlepione w hybrydyczną całość. Freud posługuje się tu metaforą klatki filmu fotograficznego, na której nałożyło się kilka zdjęć. Przykładem obrazu powstającego w wyniku dokonanego zgęszczenia może być według ojca psychoanalizy mitologiczny centaur, który jest skrzyżowaniem człowieka i konia. To sfera symboliki. Pozostaje jednak jeszcze dziedzina znacznie dla mnie ciekawsza – mianowicie język. Sen działa w tym wypadku jak dowcip lub przejęzyczenie – wyszukuje wieloznaczne słowo, aby zlepić ze sobą różnorodne myśli i poddać je poetyckiemu mechanizmowi stopienia oraz kombinacji.
(Mówię: „mechanizmowi poetyckiemu”, wiecie już bowiem, jak i ja to wiem, że w całym tym wywodzie wcale nie o dowcip, nie o przejęzyczenie i nawet nie o sen tak naprawdę mi chodzi).
۞
Centaury? – myślę z przedwczesnym triumfem. – Bergamotki, pół świnie, pół kwiaty, skondensowały się jak centaury! – Po chwili jednak już wiem, że rozwiązanie nie jest takie proste. Kondensacja kondensacją, a przecież bez odpowiedzi pozostają co najmniej dwa pytania. Po pierwsze – dlaczego kwieciste świnie, skoro już musiało dojść do takiego skrzyżowania, noszą nazwę bergamotek, chociaż nie mają nic wspólnego ani z gruszkami, ani z pomarańczami (a tylko te dwa desygnaty nazwy znałam do czasu snu)? Po drugie – jeżeli nawet jakimś cudem spotkałam się wcześniej z użyciem słowa „bergamotka” w odniesieniu do pysznogłówki szkarłatnej (czego moja pyszna główka nie zapamiętała), to dlaczego kwiatami wyrastającymi z hybrydycznych stworów były nie bergamotki, lecz – mało do nich podobne – chryzantemy? Po trzecie wreszcie – bo trzeba sobie zadać i to pytanie – dlaczego do miczurinowsko-onirycznej krzyżówki posłużyły nie konie, nie łosie, nie wilki (ani żadne z tylu gatunków zwierząt), ale właśnie świnie?
Główkuję, lecz na myśl nie przychodzi mi nic poza prostackimi uniwersalizmami ze słowników symboli. Nic, co byłoby tłumaczeniem prywatnym, jednostkowym, tylko moim. Że chryzantemy to kwiaty śmierci – cóż nowego? Że świnie kojarzy się z nieczystością, pospolitością, niskością – też mi odkrycie! I nawet fakt, że jednym ze znaczeń maciory jest matczyna zaborczość, i jeszcze to, że praca marzenia sennego doprowadziła do zgęszczenia symboli antytetycznych (kwiatów konotujących ascezę umierania oraz zwierząt unurzanych w rozpasanym życiu), a wreszcie choćby i to, że akurat jestem w ciąży, a wokół tylko śmierć – to wszystko nie mówi mi jeszcze niczego o mnie samej.
۞
(I nawet wierszyki takie jak ten, ani tamtejsze hybrydy zwierzęce, ani nazwa, co istnieje, choć przecież kraju nie ma – niczego, niczego, niczego...)
Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach,
Widziano także osła,
Którego mrówka niosła,
Jest kura samograjka
Znosząca złote jajka,
Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach,
Jest i wieloryb stary,
Co nosi okulary,
Uczone są łososie
W pomidorowym sosie
I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry,
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko... wysp tych nie ma.
۞
Zgęszczenie rządzi się zasadą przekształcenia anamorficznego. Przy czym nie chodzi mi o mechanizm, który można zaobserwować na przykład w obrazie Ambasadorowie Holbeina, gdzie zniekształcona czaszka anamorficzna staje się rozpoznawalna w momencie, gdy stajemy w odpowiednim miejscu przed obrazem. Tym razem mam na myśli typ obrazowania znany z wieloaspektowych dzieł Salvadora Dalí, których anamorficzność polega na nałożeniu na siebie kilku – pozornie nieprzystawalnych – przedstawień. (Wspominam o tej różnicy dlatego, że jej pominięcie rodzi pewne nieścisłości natury filozoficznej. Przekonał mnie o tym zamieszczony w „Studium” [nr 6/2005–1/2006] psychoanalityczny komentarz Janusza Kotary, który rozprawia się z pisanym przeze mnie projektem krytyki anamorficznej, ale swoje błyskotliwe skądinąd argumenty odnosi do anamorfozy typu holbeinowskiego, podczas gdy ja pisałam dotąd zawsze o krytyce opartej na anamorfozie à la Dalí).
Konieczna we śnie kondensacja wynika z prostego rachunku: ukryte marzenie jest zawsze obszerniejsze od jawnego obrazu, w jaki się przekształca. Sen przypomina dość bałaganiarskie streszczenie, a także rodzaj filtru, przez który przedostają się tylko niektóre, zwykle przypadkowe, okruchy rzeczywistych pragnień. Dodatkowo okruchy te zostają ze sobą dowolnie przemieszane, a następnie zlepione w hybrydyczną całość. Freud posługuje się tu metaforą klatki filmu fotograficznego, na której nałożyło się kilka zdjęć. Przykładem obrazu powstającego w wyniku dokonanego zgęszczenia może być według ojca psychoanalizy mitologiczny centaur, który jest skrzyżowaniem człowieka i konia. To sfera symboliki. Pozostaje jednak jeszcze dziedzina znacznie dla mnie ciekawsza – mianowicie język. Sen działa w tym wypadku jak dowcip lub przejęzyczenie – wyszukuje wieloznaczne słowo, aby zlepić ze sobą różnorodne myśli i poddać je poetyckiemu mechanizmowi stopienia oraz kombinacji.
(Mówię: „mechanizmowi poetyckiemu”, wiecie już bowiem, jak i ja to wiem, że w całym tym wywodzie wcale nie o dowcip, nie o przejęzyczenie i nawet nie o sen tak naprawdę mi chodzi).
۞
Centaury? – myślę z przedwczesnym triumfem. – Bergamotki, pół świnie, pół kwiaty, skondensowały się jak centaury! – Po chwili jednak już wiem, że rozwiązanie nie jest takie proste. Kondensacja kondensacją, a przecież bez odpowiedzi pozostają co najmniej dwa pytania. Po pierwsze – dlaczego kwieciste świnie, skoro już musiało dojść do takiego skrzyżowania, noszą nazwę bergamotek, chociaż nie mają nic wspólnego ani z gruszkami, ani z pomarańczami (a tylko te dwa desygnaty nazwy znałam do czasu snu)? Po drugie – jeżeli nawet jakimś cudem spotkałam się wcześniej z użyciem słowa „bergamotka” w odniesieniu do pysznogłówki szkarłatnej (czego moja pyszna główka nie zapamiętała), to dlaczego kwiatami wyrastającymi z hybrydycznych stworów były nie bergamotki, lecz – mało do nich podobne – chryzantemy? Po trzecie wreszcie – bo trzeba sobie zadać i to pytanie – dlaczego do miczurinowsko-onirycznej krzyżówki posłużyły nie konie, nie łosie, nie wilki (ani żadne z tylu gatunków zwierząt), ale właśnie świnie?
Główkuję, lecz na myśl nie przychodzi mi nic poza prostackimi uniwersalizmami ze słowników symboli. Nic, co byłoby tłumaczeniem prywatnym, jednostkowym, tylko moim. Że chryzantemy to kwiaty śmierci – cóż nowego? Że świnie kojarzy się z nieczystością, pospolitością, niskością – też mi odkrycie! I nawet fakt, że jednym ze znaczeń maciory jest matczyna zaborczość, i jeszcze to, że praca marzenia sennego doprowadziła do zgęszczenia symboli antytetycznych (kwiatów konotujących ascezę umierania oraz zwierząt unurzanych w rozpasanym życiu), a wreszcie choćby i to, że akurat jestem w ciąży, a wokół tylko śmierć – to wszystko nie mówi mi jeszcze niczego o mnie samej.
۞
(I nawet wierszyki takie jak ten, ani tamtejsze hybrydy zwierzęce, ani nazwa, co istnieje, choć przecież kraju nie ma – niczego, niczego, niczego...)
Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach,
Widziano także osła,
Którego mrówka niosła,
Jest kura samograjka
Znosząca złote jajka,
Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach,
Jest i wieloryb stary,
Co nosi okulary,
Uczone są łososie
W pomidorowym sosie
I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry,
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko... wysp tych nie ma.
۞
Głowa boli od tych wierszy
fot. Joanna Rogalanka
fot. Joanna Rogalanka
Zagniazdowniki/Gniazdowniki
Stratygrafie
Wylinki
http://pogotowiews...
http://www.rvb.ru/...
http://www.ka2.ru/
http://www.mhsgent...
http://monika.univ...
http://www.anamorp...
http://www.mcesche...
http://www.pbi.edu...
http://www.hlebnik...
www.nostalgia.pl
www.nasza-klasa.pl
http://jonimitchel...
http://www.nohavic...
http://www.cocoros...
http://www.strachy...
http://www.pidzama...
http://mitencyklop...
http://www.indiosb...
http://www.podteks...
http://www.rvb.ru/...
http://www.ka2.ru/
http://www.mhsgent...
http://monika.univ...
http://www.anamorp...
http://www.mcesche...
http://www.pbi.edu...
http://www.hlebnik...
www.nostalgia.pl
www.nasza-klasa.pl
http://jonimitchel...
http://www.nohavic...
http://www.cocoros...
http://www.strachy...
http://www.pidzama...
http://mitencyklop...
http://www.indiosb...
http://www.podteks...