Maciej Melecki
MAŹ
Lepka marskość światła, gdzieś poza nią wbity aż po trzonek nóż.
Przechodnia podróż, przesiadka gwiazd, rąbek życzeń urwanych
Jak znaczka róg. Falująca ziemia, poruszająca się maź, dzięki
Tym, których pochowano za życia, i jak przełamana kość
Losu, niosąca nam na listku swój robaczywy pat. Rygluj tedy
Swoje zaświaty. Zakopuj puszkę snu bez żadnej daty. Łydka drzwi
Łypie przez zawiasy. Glina jest w każdym zamku. Nie możemy
Wciąż jeść niczego innego, niż rdzę, głos jest bowiem pogłosem
Burknięć z kanału, ów łatwopalny ślad na czole kolejnego
Dnia, pod spodem kolejnego dna. Równowartość uczy tylko
Samych strat. Bądź więc odpustem dla każdego, kto nie
Potrafi odejść sam. Berło to kula. Czyż nie tak? Grabki
Słońca są na każde zawołanie, to żerdzie przemoczonej
Szybki, przez którą tylko można zobaczyć inny świat. Kupon
Urlopu. Bielmo migotu. Pójdziemy zaraz w nieludną
Wyrwę okrojonych lat, samoznoszący się kąt rzadkiego
Reagowania na cokolwiek, w harmidrze bladych śmiechów,
Wydmuchanych baniek kładących się na stawie,
Opalizujących, fosforycznych drzazg. Każdy ząb to klucz.
Szpadel przecinający krtań. Rosnący w oku perz. Młotek drgań.
Budź mnie do snu, wchodź przez komin, siadaj na końcu wad.
Zbyt ubita jest piana w rynnie tych minut, zbyt grząski jest
Lont żutych w uchu sekund. Czas nigdy nie przychodzi, wskazówki
Jak zmarszczki na korze pierwszej błyskawicy, w stogu serca sypie
Się igliwie z wyżymanych szmat. Urągaj. Kamień to obłupany liszaj.
Przechodnia podróż, przesiadka gwiazd, rąbek życzeń urwanych
Jak znaczka róg. Falująca ziemia, poruszająca się maź, dzięki
Tym, których pochowano za życia, i jak przełamana kość
Losu, niosąca nam na listku swój robaczywy pat. Rygluj tedy
Swoje zaświaty. Zakopuj puszkę snu bez żadnej daty. Łydka drzwi
Łypie przez zawiasy. Glina jest w każdym zamku. Nie możemy
Wciąż jeść niczego innego, niż rdzę, głos jest bowiem pogłosem
Burknięć z kanału, ów łatwopalny ślad na czole kolejnego
Dnia, pod spodem kolejnego dna. Równowartość uczy tylko
Samych strat. Bądź więc odpustem dla każdego, kto nie
Potrafi odejść sam. Berło to kula. Czyż nie tak? Grabki
Słońca są na każde zawołanie, to żerdzie przemoczonej
Szybki, przez którą tylko można zobaczyć inny świat. Kupon
Urlopu. Bielmo migotu. Pójdziemy zaraz w nieludną
Wyrwę okrojonych lat, samoznoszący się kąt rzadkiego
Reagowania na cokolwiek, w harmidrze bladych śmiechów,
Wydmuchanych baniek kładących się na stawie,
Opalizujących, fosforycznych drzazg. Każdy ząb to klucz.
Szpadel przecinający krtań. Rosnący w oku perz. Młotek drgań.
Budź mnie do snu, wchodź przez komin, siadaj na końcu wad.
Zbyt ubita jest piana w rynnie tych minut, zbyt grząski jest
Lont żutych w uchu sekund. Czas nigdy nie przychodzi, wskazówki
Jak zmarszczki na korze pierwszej błyskawicy, w stogu serca sypie
Się igliwie z wyżymanych szmat. Urągaj. Kamień to obłupany liszaj.
Maciej Melecki
fot.
fot.
Bermudzkie historie
Maciej Melecki, Zawsze wszędzie indziej (Wybór wierszy 1995-2005), wyd. Portret, Olsztyn, 2008
Maciej Melecki, Przester, wyd. WBPiCK, Poznań, 2009
Pola toku (WBPiCAK, Poznań, 2013