Elżbieta Lipińska
Międzyśnienie i reszta
Jak się mają słowa do snów? – zapytałem samego siebie przy pierwszym utworze zbioru Rejestry. Zdarza się, że oniryczne fabuły układają się wedle porządku słów, są bardzo literackie. Na to nakłada się wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach rodem z książki lub filmu. Częściej jednak obrazowość snu wyrasta ponad jego „słowność”, wymyka się gramatyczno-stylistycznej racjonalizacji. W takich snach odpływa się od stałego lądu narracji i dyskursu. Jeśli w nich pojawiają się słowa, to na zasadzie wystrzału, wykrzyknika bądź ozdobnika. Taka na przykład „taratuga” w śnie odtwarzanym przez bohaterkę wiersza „Rejestr snów 1”. „Taratuga” zaskakuje egzotycznością, niesłychanym istnieniem poza bieżącym słownikiem bohaterki. Być może jest tak, że osoby na co dzień intensywnie obcujące z językiem, wychodzące poza zdawkową komunikację potoczną, miewają sny świadczące o stałym językowym napięciu, o wręcz podświadomym wsłuchiwaniu się w rozmaite rodzaje języka. Na co dzień mówi się językiem, zaś w nocy tajemnicze moce uruchamiają języki. Przypomina się zdanie Bohdana Zadury o poezji jako językach (w pewien sposób obcych), a nie jednym określonym języku. Jest w tym myśl o charakteryzującej poetycką mowę „lingwistycznej multiplikacji”. I słyszy się też w tym informację o gotowości poety na wyłapywanie wszelkich bodźców płynących z funkcjonalnych stylów współczesnej polszczyzny. W tym sensie poeta powinien płynnie przechodzić od jednego języka do drugiego, powinien łączyć je, zderzać, tworzyć gry osnute wokół ich sąsiedztwa. Elżbieta Lipińska myśli podobnie. Sen jest dla niej światem, gdzie w językową polifonię wchodzi się bez wysiłku, czerpiąc z zaskakującej wynalazczości, natomiast na jawie trzeba się napracować, by taką wielojęzyczną perspektywę stworzyć: „Obudziłam się w świecie, w którym nie mówisz językami, / dopóki na to nie zapracujesz.”

W drugim epizodzie „Rejestru snów 1” języki powracają, stając się konkretnymi językami obcymi. Pojawia się rosyjski i angielski. Ich używaniu towarzyszy niepokój, a może nawet lęk. Życie ojca zależy od umiejętnego zastosowania słów z języka Ewenków czy Nieńców. Życie zależy od słów. Odwróciła się w tym śnie perspektywa typowa dla rzeczywistości dziennej, w której to raczej słowa zależą od życia. Pozostałe epizody wstępnego snu także nasycone są grozą użycia języka. Słowa pojawiają się tu, towarzysząc niepokojącym sytuacjom. Mamy wspinanie się po nagiej skale przypominającej blok soli, kobiecy krzyk wydobywający się z obcesowo czerwonej ściany, radiowy szept przy linie przerzuconej nad krawędzią.

Wczytuję się gorliwie w słowa otwierające tomik z tej przyczyny, że podobne słowa powracają w finale. Ostatnim utworem jest „Rejestr snów 3”, a nieopodal znajdujemy „Rejestr snów 2”. To nie przypadek, że autorka zaczyna i kończy opowieść o swoim życiu uporządkowanymi narracjami onirycznymi – tak jakby brała realne przypadki w nawias snu. To nie przypadek, że na okładce widnieje tytuł Rejestry. I wydaje mi się, że słowo „rejestry” wskazuje z jednej strony na „senne porządki”, natomiast z drugiej skierowuje uwagę czytelnika na to, co pomiędzy, na rejestry dnia, na realizm faktów i doznań. Poezja Elżbiety Lipińskiej ma charakter raptularzowy, jest dziennikiem wrażliwości. Ważnym jednak gestem jest tu wyraźne wskazanie na sen jako grunt, materia wrażliwości, przestrzeń generowania napięcia poznawczego i poetyckiego. Sen przygotowuje do przeżycia dnia, uczulając, czyli obdarzając świadomość bohaterki giętkością, wyjątkową spostrzegawczością, różnie rozumianą czułością.

To wszystko, co da się wyczytać między wierszami o proweniencji onirycznej, też wydaje się dotknięte irracjonalnością „zaświata”. Do tego stopnia, że w myślach nazwałem sobie tę sferę „miedzyśnieniem’. Podróżowanie po świecie, tak ważne dla bohaterki, ma w sobie coś ze spełniania oczekiwań płynących od dyrektyw wypowiedzianych w snach. Kto wie, czy ważniejsze od realnego podróżowania nie jest podróżowanie intymne, wyimaginowane – podróż w głąb pamięci osobistej, rodzinnej, korzennej. Ale nawet ten motyw, nazwałem go roboczo „cieniem Ahaswera”, jest bardziej jak ze snu o „żydostwie” niż z wyraźnie określonego konkretu biograficznego. Czytamy więc o dziadku, „który postanowił zdobyć Palestynę”, ale mu się nie udało, o „grzecznym buchalterze z sepiowym uśmiechem”, czyli ojcu, o wizycie nad Morzem Martwym, gdzie odbywa się „nowe czytanie z soli, zapomniana sztuka”. Najważniejszym śladem tej wędrówki w głąb, tego wzruszającego szukania korzeni w realnym świecie, który wyświetla się jak widmo, sen o historii, jest tekst pt. „Kamienie”:

(...)
Potem pojechałam tam, gdzie leżysz,
a raczej wsiąkłeś w ziemię pyłem
z ośmiuset tysiącami innych
i zobaczyłam tyle kamieni,
że nie miałam już serca dokładać.

Rejestry snów i dni mają swoje odpowiedniki w rejestrach pamięci. Nie zapominajmy o rejestrach przyjaźni, o zapisach dotyczących wspólnotowej więzi z poetami, którym dedykowane są wiersze, tworzącymi internetowy krąg poetyckiej przyjaźni. Ten wątek chciałbym tu pominąć, od razu wskazując na zakończenie tomu. „Rejestry snów 3” zbierają motywy podróżowania, opowiadania historii i szukania tożsamości pośród rozproszonych danych, tworząc z nich jedną wielką, bynajmniej nie papierową, kulę. Słowem zadziwiającym i obcym w pierwszym wierszu była „taratuga”, tutaj pojawia się „Tarabuk”. Ten z baśni Leśmiana, dobrze znany, oswojony. I właśnie w wierszu mówi się o oswojeniu, o trudzie wchłaniania obcości. Jakbym słyszał słowa Eliasa Canettiego z Prowincji ludzkiej: „Po niemal dwudziestoletniej grze Chiny stały się dla mnie prawdziwą ojczyzną.” W ostatnim wierszu tomiku jako symbol obcości języka i kultury występują Chiny. Nie mam na myśli Chin kojarzących się z gospodarczym kolonializmem. Tu raczej chodzi o starą kulturę z Konfucjuszem w tle. Takimi Chinami i taką kulturą wypełnia się śniąca bohaterka. Nic, tylko pisać wiersze. I one w niej bez przerwy się piszą. Z daleka widać te długie rejestry upstrzone tajemniczymi znaczkami, które jednak, jeśli się chce, da się przetłumaczyć. Powściągliwie i z wyczuciem.


Elżbieta Lipińska, Rejestry, Teatr Mały, Tychy 2011, Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej.
Okładka książki O obrotach
fot. T. Fronckiewicz


Kamienie


Moje wiersze znajdziecie tu:
Dać świadectwo - Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków 2007
Malowanie słowem - SAPiK Szczecinek 2007
Smocze jajo - Limeryki o Krakowie - Kraków 2007, Limeryki chopinowskie, Europejska Fundacja Kultury Miejskiej, Warszawa 2010.

Można zobaczyć także moje wiersze w "Portrecie" nr 28 oraz Zeszytach Poetyckich.

W Odrze" (nr 12/2009) notka Mieczysława Orskiego o książce "Maj to łagodny miesiąc".
W marcowej "Odrze" (2010) kilka moich wierszy.

W Off_press tłumaczenie na angielski "Sztuki magika" i innych wierszy.

Trzy moje opowiadania w "Korespondencji z ojcem" 17/2010.

I kolejne trzy wiersze w 8 arkuszu wrześniowej "Odry" 2010.

Zapraszam do czytania wierszy moich i wielu innych w Antologii Off_press i ZP :-)

W"Odrze" (nr 6/2011) notka o książce "Rejestry".

W "Odrze" 12/12 recenzja "Rejestrów" pióra Karola Maliszewskiego.




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie