Elżbieta Lipińska
Punkt g kory mózgowej (Elżbieta Lipińska, „Maj to łagodny miesiąc”)

1.
Tajemniczym wierszem zaczyna swoją opowieść Elżbieta Lipińska. Tajemniczym i zagadkowym. W otwierającym książkę „Maj to łagodny miesiąc” liryku „Nawroty” czytamy: „I czego chcesz? zapytał diabeł morski. / Chciałam wszystkiego, / ale najbardziej liter. / Cóż, kiedy on także ich właśnie pożądał najbardziej. / Więc zamiast liter dał mi ciebie. / Teraz wracasz do mnie (...)” – urywam w tym miejscu specjalnie. Urywam celowo, ponieważ widzę, że jest druga książka poetycka Lipińskiej opowieścią miłosną, rodzinną i bardzo dyskretnie intymną, skomponowaną tak, by teksty nawzajem się dopowiadały, by glosowały się – i by całość wyglądała nie tylko spójnie, ale tez żeby można ją było czytać, jak historię z fabułą i wyrazistymi bohaterami. Kiedy przyjąć taką optykę dla czytania pierwszej części zbioru Lipińskiej, nie dziwi, że za „Nawrotami” zamieściła poetka w „Maju” dwa erotyki – „Ostatki” i „Noc” – w jednym puentując sytuację miłosną leniwym zdaniem: „no a / potem / ciągnęły się / długo / w noc / ostatki”, w drugim natomiast przyznając się, jeśli dobrze intencje tego liryku rozszyfrowałem, do swoistej, typowej uczuciowej bezbronności, która w pewnych sytuacjach każe stwierdzić: „słowo to ty // jeszcze cię słyszę a już tonę / najmocniej czuję twoje ciepło / nie dotykając skóry / zanurzam się w nie po uszy”. I kiedy przyjąć proponowany przeze mnie tryb lektury, nie dziwi też, że następny za oboma erotykami wiersz, „Sny”, mówi o rzeczywistej niemożliwości, o jaką rozbija się miłość, niemożliwości, o której tak pisał Marcel Proust: „I zrozumiałem niemożliwość, o którą rozbija się miłość. Wyobrażamy sobie, że jej przedmiotem jest istota, która może leżeć koło nas, zamknięta w ciele. Niestety! Miłość jest rozpostarciem tej istoty na wszystkie punkty przestrzeni i czasu, jakie ta istota zajmowała i zajmować będzie. Jeżeli nie posiadamy jej kontaktu z danym miejscem, z daną godziną, nie posiadamy jej samej. Otóż nie możemy dosięgnąć wszystkich tych punktów. Gdyby jeszcze zostały nam wskazane, zdołalibyśmy ich dosięgnąć. Ale szukamy po omacku wcale ich nie znajdując. Stąd nieufność, zazdrość, prześladowania. Tracimy drogi czas na niedorzecznym tropie i przechodzimy obok prawdy nie domyślając się jej.” („W poszukiwaniu straconego czasu”, przeł. A. Wodnicki). Zostawmy Prousta, oddajmy głos Elżbiecie Lipińskiej, która w „Snach” ujęła tę sytuację w takich wersach: „Odchodzisz w sen bez żadnego przejścia. / To taka mała zapowiedź śmierci. Jesteś i już cię nie ma – / chyba nawet nie oddychasz. / Za oknem szum i wiatr i żółta miejska ciemność, / a ty spokojnie chodzisz po niebie. // Kiedy prawie już cię doganiam, krzyczysz.” Owo „prawie już cię doganiam” wydaje się tutaj kluczowe. W tym zawiera się prawda pragnienia niemożliwego do spełnienia, prawda, która w następnym liryku, w „Kalkach” przybiera postać jeszcze jednego wyznania: „Echo wciąż jeszcze rani, / gdy śpiewasz całym sercem / i jak on prosisz – naucz.” I to pragnienie zatrzymuje się w końcu, kiedy bohaterka liryczna z wierszy Lipińskiej stwierdza, w „Kalkach”: „Znów widzę pojedynczo.”

2.
A jednak to jeszcze nie koniec. Echo z „Kalek” powraca już na następnej stronie w wierszu zatytułowanym właśnie „Echo”. Napisała w nim Elżbieta Lipińska, jak gdyby wracając pamięcią do początków opowiadanej historii, chcąc te początki przybliżyć i bohaterów całego tomu dookreślić: „Długo namiętnie wiedliśmy ten dyskurs. / Ty – prawdziwy perypatetyk – wirowałeś wokół, / drażniąc mój punkt g kory mózgowej / – centrum wszechświata. // W niezbędnych przerwach egzystencjalnych / tłukłam kotlety, / obierałeś ziemniaki, / przypalałam ryż, / wyrzucałeś śmieci // i płynnie wracaliśmy do przechadzki / pod rękę z Eliadem, Buddą, szamanami, / Michałem z Montaigne, Tocquevillem, Kafką, / Gonczarowem, Gałczyńskim, Eliotem, Virginią, / Poem, Konfucjuszem, udając się zmierzchem / dalej od Don Kichota, a bliżej Colasa. // Ty nalewałeś wino, ja robiłam małe / kanapeczki z kawiorem i niepostrzeżenie / przenosiliśmy punkt ciężkości / płynnie na ten drugi / punkt g i parę innych liter alfabetu, / zaklinanych jak węże dymem kadzidełek.” Ta intelektualno-erotyczna sielanka trwała trudno powiedzieć jak długo, na pewno jednak skończyła się, skoro wiersz kończy się prostym pytaniem: „Jak dawno to było?” A wiersz następny, to już wiersz tytułowy całego zbioru: „Maj to łagodny miesiąc”.

3.
„Maj to łagodny miesiąc – czytamy w drugiej strofie tego liryku – tak mówią, lecz dla niej / najokrutniejszy ze wszystkich. / Nie przekonuje jej zdanie poety. Jeszcze nie dowierza, / że można kochać pustkę bardziej od miłości, pasji, / która wypełnia ja po czubki palców. / Maj to łagodny miesiąc, ale tego dopiero się uczy.” Tak skończył się w opowieści Elżbiety Lipińskiej czas „kanapeczek z kawiorem” i płynnego przechodzenia z „punktu g kory mózgowej” na ten drugi „punkt g i parę innych liter alfabetu”. Pozostało jedynie do tej jakże klasycznej, a jednocześnie jak zajmująco i świeżo tutaj opowiedzianej historii, dodać puentę. I taka puenta, jak ja to widzę, jest – to wiersz kolejny, kontrapunktujący smutek „Maja”, bardzo śpiewny, bardzo balladowy liryk „Breuniońska kolaska”, zaczynający się strofą: „Nasze piosenki były całkiem różne. / Dziwne jak bardzo, dziwne, w którą stronę. / Moje dość często chropawe, podróżne, / twoje słodkawe i mgłą otulone.” Co ciekawe, w wierszu tym bohaterka liryczna Lipińskiej mówi tak, jakby to ona opuściła kochanka, a nie on ją, co zdawał się sugerować „Maj to łagodny miesiąc”. W drugiej części „Breuniońskiej kolacji” nie ma już żadnych melancholijnych, typowych dla porzucenia tonów, jest za to spora litania wad wytkniętych niedawnemu ukochanemu, który – jak to można było wydedukować z „Maja” – wolał „pustkę” jakiejś niewiele rozumiejącej „biduli”, od „miłości, pasji”, wypełniającej bohaterkę Lipińskiej „po czubki palców”. Nic zatem dziwnego, że nadszedł czas odwetu i ta właśnie bohaterka w „Breuniońskiej kolasce” nie pozostawia na dawnym partnerze od kanapeczek i dwóch punktów g suchej nitki, ogłaszając wszem i wobec: „Chcesz, kul się w sobie, jak szara mysz polna. / Ja idę dalej, znów pogodnie wolna / (...) // (...) / W mrocznym pokoju zostań, tak jak lubisz. / Nikt nie przeszkadza, niczego nie gubisz / w zamęcie życia, bo po co ci życie? / Nigdy nie żyłeś, a to znakomicie / ułatwia sprawę, nie masz czego tracić, / jak inni, zwykli, możesz się zatracić / w swojej przepięknej, dumnej izolacji. // Idę otworzyć wino do kolacji.” Myślę, że tylko jeden może być po takim wierszu komentarz: duchowi jego dała w pysk – poszła. No i tak.

4.
Bohaterka sobie poszła, ale to znakomicie skonstruowanej książki bynajmniej jeszcze nie koniec. Koniec historii miłosnej bywa początkiem czasu innych spraw – i tak też jest z bohaterką wierszy Elżbiety Lipińskiej, która porzuciwszy na jakiś czas rojenia o komunii dusz (nie było o nich książce mowy, lecz taki tok myślenia daje się z choćby zacytowanych liryków dedukować), zanurzyła się w sprawy inne, od miłości zresztą może wcale nie tak dalekie. O tych poszukiwaniach dobrze mówią chyba dwa wiersze, „Modlitwa” i „Droga”. W pierwszym czytamy: „dobry boże / jeśli pozwolisz mi tu kiedyś wrócić / niech urodzę się altowiolinistką albo skrzypaczką / pozwól mi być choć jedna nuta Mozarta // jeśli nie zasługuję na to by być człowiekiem / uczyń mnie świerszczem / (...) // jeśli i tego za dużo / niech będę wiolonczelą / palącą się między nogami czarownicy z Eastwick”. Wiersz „Droga” poprzedzony jednym z komentarzy Wang Bi do „Księgi dao i de” Laoziego ( „Tylko jeśli korzenie są solidne, / gałęzie rozwijają się prawidłowo. / Takiego drzewa nie można wyrwać.”) jest jeszcze inną próbą dobrania się do własnej (chyba własnej) skóry. Oto ten wiersz: „Ją odcięto. Zabrano starego mściwego boga, / nie dano w zamian nowego, miłosiernego. / Szuka spokoju na nieznanej drodze. // Chciałaby poznać świat bez wychodzenia z domu, / nazywać rzeczy po imieniu, nie oglądając ich, / umieć osiągać cel bez zabiegania i krzątaniny. / Szuka w sobie, popada w coraz większy zamęt. // Idzie od nieznanego w nienazwane.” Ale to bodaj jedyny tekst w tej książce, w którym o kobiecie mówi się jak o tej, która chciałaby „poznać świat bez wychodzenia z domu”. Tym bardziej zresztą zaskakujący, że zaraz dalej w tomiku ułożyła po sobie w kolejności Lipińska kilka wierszy bardzo różnorodnych i różnych miejsc świata, czasu i życia dotykających. Mamy w tej części i „Pana Musorgskiego spacer po Paryżu”, i „Tureckie kazanie”, i „Pocztówkę z wakacji”, czy wreszcie „Koptyjską Jerozolimę”. I gdyby „Maj to łagodny miesiąc” miał być podzielony na części, tę można by wyróżnić tytułem „Klatki ze styku światów”, bo jest tutaj i taki, czteroczęściowy liryk.

5.
„Czy pan istnieje, panie Vonnegut?”, „Uchwycić w garść wodę” (o Montaigne’u), „Sokratejka” (żartobliwy tekst o „naśladowaniu” Sokratesa), oraz na kilka jeszcze innych wierszy z tej książki warto by było zwrócić baczniejszą uwagę. Na przykład taka „Wyrwana kartka” (z mottem z W. Szymborskiej: „Niewiele brakowało, / a moja matka mogłaby poślubić / pana Zbigniewa B. ze Zduńskiej Woli. / I gdyby mieli córkę – nie ja bym nią była.”) z ostatnią strofą: „Ostatecznie wychodzi na to, / że jestem wytworem / zajeżdżonej szczęściem na śmierć / kobyły historii.” Albo też „Patchwork”, jeden z najbardziej przejmujących wierszy tego tomu, zaczynający się od słów: „nigdy nie uda mi się złożyć w całość / za mało danych a baza nie istnieje / składam się z ułamków godzin miejsc / jak uszkodzony kalejdoskop”. Naprawdę, po raz drugi już Elżbieta Lipińska dowiodła swoimi wierszami, że jest poetką nie tylko świadomie władającą słowem – to jest, wiadomo, nic innego jak tylko pierwszy stopień dobrego pisania – ale że jest też w swoim literackim kunszcie Lipińska ciągle nienasycona, wciąż gotowa próbować nowych form, rymów i rytmów. Byle tylko dało się wypowiedzieć to doświadczenie, ta jednostkowa natura, którą zna najlepiej: własna. Byle tylko jak najwięcej zrobić, zanim będzie „po balu”. A jak jest po balu, o tym mówi liryk „Po balu”, którego początek niech będzie tutaj ostatnim, zachęcającym do sięgnięcia po ten zbiór cytatem. Oto te linijki: „Kiedy się skończył, wiesz, że był ostatni / nie tylko dla ciebie; teraz już będą tańczyć / burżuje, nie książęta. / Nie walca, ale tarantellę.”

6.
W kilku zdaniach na okładce „Maja” napisałem, że to wiersze najoczywiściej miłosne, opowiadające o miłości dojrzałej, traktowanej z dystansem, humorem, o miłości przeżywanej i przemyślanej. Wiersze najoczywiściej poszukujące: innego, lepszego świata i innej, lepszej rzeczywistości. Wiersze, które nie uciekają jednak od rzeczywistości i świata, jakimi są one na co dzień, tu i teraz – w tym jeszcze jedna ich wartość. Wiersze podróżne: o podróżach realnych, wyobrażonych oraz wewnętrznych: w przestrzeni i czasie. Poezja nie tyle kobieca, co kobiety i o kobiecie mówiąca. Świat, w którym z ironią traktuje się tych czytelników męskich, dla których dekolt jest „jedyną głębią, której pożądają”. Poezja po Montaigne’owsku pytająca stale: „Que sais-je?” Taka książka. Bogata. Klarowna. I jeszcze jedna uwaga do tego. „Maj to łagodny miesiąc” to książka nagrodzona drukiem w Konkursie Literackim im. Bolesława Faca za rok 2007. Co nie znaczy, że w 2009 nie miałaby dostać jeszcze jakiejś cennej nagrody. Na pewno na taką zasługuje.

Elżbieta Lipińska, „Maj to łagodny miesiąc”, POLNORD Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2008.
Okładka książki O obrotach
fot. T. Fronckiewicz


Kamienie


Moje wiersze znajdziecie tu:
Dać świadectwo - Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków 2007
Malowanie słowem - SAPiK Szczecinek 2007
Smocze jajo - Limeryki o Krakowie - Kraków 2007, Limeryki chopinowskie, Europejska Fundacja Kultury Miejskiej, Warszawa 2010.

Można zobaczyć także moje wiersze w "Portrecie" nr 28 oraz Zeszytach Poetyckich.

W Odrze" (nr 12/2009) notka Mieczysława Orskiego o książce "Maj to łagodny miesiąc".
W marcowej "Odrze" (2010) kilka moich wierszy.

W Off_press tłumaczenie na angielski "Sztuki magika" i innych wierszy.

Trzy moje opowiadania w "Korespondencji z ojcem" 17/2010.

I kolejne trzy wiersze w 8 arkuszu wrześniowej "Odry" 2010.

Zapraszam do czytania wierszy moich i wielu innych w Antologii Off_press i ZP :-)

W"Odrze" (nr 6/2011) notka o książce "Rejestry".

W "Odrze" 12/12 recenzja "Rejestrów" pióra Karola Maliszewskiego.




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie