Małgorzata Lebda
Marcin ORLIŃSKI: Siarka i chłód
Istnieje poezja, która jednocześnie zachwyca i frapuje,
która w tym samym stopniu pragnie odkrywać i zasłaniać
rzeczywistość, która na tyle poznała mechanizmy pamięci, że
gotowa jest podjąć z nimi grę. Na czym ta gra polega? Czasami
jest to kwestia oryginalnej frazy, czasami – indywidualnej,
dojrzałej wizji świata, która w jakiś sposób wydaje się
czytelnikowi bliska. Innym razem – hipnotyzujący język, który nie
pozwala oderwać się od tekstu i za sprawą którego lektura,
prawdziwa lektura zaczyna się dopiero wraz z przeczytaniem
ostatniego wiersza. Chyba do takich właśnie czarnoksięskich
książek zaliczyłbym debiutancki tom wierszy Małgorzaty Lebdy.
Świat, który poetka stwarza w Tropach, wydaje się
splotem wierzeń i zawierzeń. O metafizyczną dominację walczy
tu ciało i umysł, racjonalność i zabobon, doświadczenie potoczne
i zdobyta wiedza. Tajemnicze opisy ludzi i przyrody łączą się,
splatają i giną, tworząc niepokojącą całość. Trudno mi określić, na
czym dokładnie polega to obrazowanie. Na odpowiedniej
proporcji pomiędzy poszczególnymi fragmentami rzeczywistości?
Na wyjątkowej atmosferze wsi zapamiętanej z dzieciństwa?
Być może. Nie znajdziemy tu jednak ani naiwnej sielanki,
ani opisów wiejskiej codzienności. Raczej mrok, w którym tonie
szeroko rozumiana Przeszłość. Subiektywne obrazy z dzieciństwa
nakładają się tu bowiem z obiektywnie istniejącymi mitami,
przesądami i wierzeniami. Ta podwójność uderza i niepokoi.
Rzeczywistość nie jest nam podawana na tacy, jak by
podpowiadało codzienne doświadczenie językowe, ale zostaje
wywróżona, wymodlona, wyczarowana. Wędrówka po
zakamarkach pamięci dokonuje się w rytuale zrywania ziół i
uśmiercania zwierząt, kobiety ze wsi zbierają się, żeby odprawiać
gusła, a słowiański bóg Perun staje się panem osobistych burz,
które wybuchają nad głową bohaterki.
Tym, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę, jest
doświadczenie cielesności. Tajemnica pamięci staje się oto
bowiem tajemnicą dojrzewania, a raczej – dojrzewającej
świadomości. Ta prawda ujawnia się na przykład w niezwykłym
porównaniu Boga do kobiety, która pośród bólów stwarza świat.
Z jednej strony bohaterka uświadamia sobie, że stanowi część
naturalnego cyklu – cyklu, który wydaje się jednocześnie
niezrozumiały i nieuchronny. Z drugiej zaś, okazuje się, że świat
nie istniałby bez słów, bez owej dziwnej, ulotnej tkanki, która
pulsuje między ludźmi. Rany, blizny, zadrapania świadczą, że
istnienie nie jest projektem gotowym, a w każdym razie –
czytelnym. Do tego dochodzi zwierzęcość ludzkiego świata:
obrastanie sierścią czy obcowanie z wilkołakami, a nawet samym
diabłem. Ta zagadkowa cielesność i zdecydowanie kobieca
perspektywa przypominają nieco poezję Anny Świrszczyńskiej, a
chwilami także prozę Olgi Tokarczuk.
Można więc powiedzieć, że Tropy to książka, którą
spowija tajemnica. Być może jest to tajemnica źródła, które musi
pozostać zamazane, aby mogło mieć znamiona autentyczności.
Być może tajemnica obrzędu i inicjacji. Poetka dobiera jednak
rekwizyty bardzo starannie i bez nadmiernej emfazy. Skupia się
na tym, by wiersz zyskał odpowiedni klimat, by oddawał
niezwykłą atmosferę opisywanych miejsc, ludzi i wydarzeń. Jeśli
miałbym ją lokować na mapach współczesnej poezji, to pewnie
gdzieś między o’haryzmem i „ośmieloną wyobraźnią”.
Ostatecznie wolałbym jednak nie przypinać poetce żadnej
etykietki. Poezja Małgorzaty Lebdy po prostu broni się sama.
Marcin Orliński
która w tym samym stopniu pragnie odkrywać i zasłaniać
rzeczywistość, która na tyle poznała mechanizmy pamięci, że
gotowa jest podjąć z nimi grę. Na czym ta gra polega? Czasami
jest to kwestia oryginalnej frazy, czasami – indywidualnej,
dojrzałej wizji świata, która w jakiś sposób wydaje się
czytelnikowi bliska. Innym razem – hipnotyzujący język, który nie
pozwala oderwać się od tekstu i za sprawą którego lektura,
prawdziwa lektura zaczyna się dopiero wraz z przeczytaniem
ostatniego wiersza. Chyba do takich właśnie czarnoksięskich
książek zaliczyłbym debiutancki tom wierszy Małgorzaty Lebdy.
Świat, który poetka stwarza w Tropach, wydaje się
splotem wierzeń i zawierzeń. O metafizyczną dominację walczy
tu ciało i umysł, racjonalność i zabobon, doświadczenie potoczne
i zdobyta wiedza. Tajemnicze opisy ludzi i przyrody łączą się,
splatają i giną, tworząc niepokojącą całość. Trudno mi określić, na
czym dokładnie polega to obrazowanie. Na odpowiedniej
proporcji pomiędzy poszczególnymi fragmentami rzeczywistości?
Na wyjątkowej atmosferze wsi zapamiętanej z dzieciństwa?
Być może. Nie znajdziemy tu jednak ani naiwnej sielanki,
ani opisów wiejskiej codzienności. Raczej mrok, w którym tonie
szeroko rozumiana Przeszłość. Subiektywne obrazy z dzieciństwa
nakładają się tu bowiem z obiektywnie istniejącymi mitami,
przesądami i wierzeniami. Ta podwójność uderza i niepokoi.
Rzeczywistość nie jest nam podawana na tacy, jak by
podpowiadało codzienne doświadczenie językowe, ale zostaje
wywróżona, wymodlona, wyczarowana. Wędrówka po
zakamarkach pamięci dokonuje się w rytuale zrywania ziół i
uśmiercania zwierząt, kobiety ze wsi zbierają się, żeby odprawiać
gusła, a słowiański bóg Perun staje się panem osobistych burz,
które wybuchają nad głową bohaterki.
Tym, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę, jest
doświadczenie cielesności. Tajemnica pamięci staje się oto
bowiem tajemnicą dojrzewania, a raczej – dojrzewającej
świadomości. Ta prawda ujawnia się na przykład w niezwykłym
porównaniu Boga do kobiety, która pośród bólów stwarza świat.
Z jednej strony bohaterka uświadamia sobie, że stanowi część
naturalnego cyklu – cyklu, który wydaje się jednocześnie
niezrozumiały i nieuchronny. Z drugiej zaś, okazuje się, że świat
nie istniałby bez słów, bez owej dziwnej, ulotnej tkanki, która
pulsuje między ludźmi. Rany, blizny, zadrapania świadczą, że
istnienie nie jest projektem gotowym, a w każdym razie –
czytelnym. Do tego dochodzi zwierzęcość ludzkiego świata:
obrastanie sierścią czy obcowanie z wilkołakami, a nawet samym
diabłem. Ta zagadkowa cielesność i zdecydowanie kobieca
perspektywa przypominają nieco poezję Anny Świrszczyńskiej, a
chwilami także prozę Olgi Tokarczuk.
Można więc powiedzieć, że Tropy to książka, którą
spowija tajemnica. Być może jest to tajemnica źródła, które musi
pozostać zamazane, aby mogło mieć znamiona autentyczności.
Być może tajemnica obrzędu i inicjacji. Poetka dobiera jednak
rekwizyty bardzo starannie i bez nadmiernej emfazy. Skupia się
na tym, by wiersz zyskał odpowiedni klimat, by oddawał
niezwykłą atmosferę opisywanych miejsc, ludzi i wydarzeń. Jeśli
miałbym ją lokować na mapach współczesnej poezji, to pewnie
gdzieś między o’haryzmem i „ośmieloną wyobraźnią”.
Ostatecznie wolałbym jednak nie przypinać poetce żadnej
etykietki. Poezja Małgorzaty Lebdy po prostu broni się sama.
Marcin Orliński
Małgorzata Lebda
fot. Kacper Tekieli
fot. Kacper Tekieli
Tropy (Gniezno, 2009)
Obraz na okładce: Rafał Borcz
"Granica lasu"
Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu 2013
Zdjęcie na okładce Rafał Borcz
Laureaci Ogólnopolskiego Konkursu Video Poezja
Jury w składzie: Joanna Polak, reżyser filmu animowanego, Rafał Hanzl, reżyser, wykładowca Łódzkiej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej oraz Jarosław Jakubowski, dramaturg i poeta za najlepszą pracę uznało film Piotra Włodarczyka z Krakowa pt. 'NREMsen'...
I nagroda - Piotr Włodarczyk z Krakowa za pracę 'NREMsen' inspirowaną wierszem Małgorzaty Lebdy. Jury jednogłośnie uznało ten utwór za najciekawszą pracę konkursu, wkraczającą w intymną sferę twórczości poetyckiej.
/www.topos.com.pl/
Jury w składzie: Joanna Polak, reżyser filmu animowanego, Rafał Hanzl, reżyser, wykładowca Łódzkiej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej oraz Jarosław Jakubowski, dramaturg i poeta za najlepszą pracę uznało film Piotra Włodarczyka z Krakowa pt. 'NREMsen'...
I nagroda - Piotr Włodarczyk z Krakowa za pracę 'NREMsen' inspirowaną wierszem Małgorzaty Lebdy. Jury jednogłośnie uznało ten utwór za najciekawszą pracę konkursu, wkraczającą w intymną sferę twórczości poetyckiej.
/www.topos.com.pl/