Joanna Lech
Kontrolowane przerysowanie
Tom poezji Joanny Lech ukazuje się w ramach Biblioteki Laureatów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Warto o tym fakcie wspomnieć, bowiem poetka, wyróżniona główną nagrodą w 2007 roku, znalazła się w gronie twórców młodego pokolenia wyraziście obecnych na poetyckiej mapie Polski. Są wśród nich m.in. Krzysztof Siwczyk, Marta Podgórnik, Edward Pasewicz, Szczepan Kopyt czy Przemysław Owczarek. Zapaść to debiut książkowy autorki; debiut, zaznaczmy to koniecznie, bardzo dojrzały.
Lech wydaje się balansować między próbą racjonalnego opisu sytuacji granicznych a koniecznością oddania atmosfery szaleństwa, obłąkańczego rytmu, który każe poddawać się chwili, choć moment ten może jedynie prowadzić do katastrofy. Określeniem adekwatnym do klimatu panującego w wierszach jest łapczywość. Dotyczy zaś ona nie tylko doznań pozytywnych, ale też tych, które niosą ból. Prowadzi natomiast do nieuniknionego końca, którego przeczucie towarzyszy podmiotowi mówiącemu właściwie w każdym utworze. Już w wierszu otwierającym tom da się zauważyć powyższe tendencje. Tytułowy Głód staje się niemalże jednym z aktorów spektaklu miłości, namiętności, niezaspokojenia, apetytu na ponowne zespolenie ciał. Lech, choć w tym miłosnym wierszu zbliża się niebezpiecznie do kiczu, to jednak zatrzymuje się na krawędzi, nie robi tego kroku, który obnażyłby fasadowość wykreowanej sytuacji. Wyolbrzymienie i granie z konwencją romansu wydaje się więc w tym przypadku świadome. Podobnie dzieje się w wierszu zamykającym tom. Odpryski to przypieczętowanie historii, która nie mogła się dobrze skończyć. Tu także dominuje obsesyjnie wręcz odczuwane pragnienie, przeżywane jest jednak w samotności, bo przybycie drugiego człowieka niczego nie rozwiązuje, wręcz przeciwnie - osoba mówiąca jeszcze bardziej musi udawać, że w masce przysłaniającej prawdziwe oblicze jest jej wygodnie.
Joannę Lech interesuje nieprzystawalność form, w które człowiek jest wtłaczany przez społeczeństwo, do jego rzeczywistych kształtów. W efekcie - metaforycznie rzecz ujmując - życie nie tylko uwiera, ale można je również podejrzewać o oszustwa. Nic więc dziwnego, że w orbicie zainteresowań poetki są Pęknięcia lub Sen na krawędzi. Wspomniane zakłócenia można także dostrzec, gdy zatrzymamy się i poświęcimy trochę czasu codzienności. Lech sugeruje, że to, co niezauważone, opowiada czasami o rzeczach ważnych. Problem tkwi w słuchających - nie każdy bowiem umie czytać milczenie lub znaki zwyczajności. W Nic więcej, w Próbie powietrza, w Pryzmacie czy w Nic z tego jesteśmy świadkami właśnie takich chwil. Pozornie nic się nie dzieje, w rzeczywistości świat ulega istotnym przewartościowaniom.
Joanna Lech obsesyjnie powraca do motywu "lepienia" człowieka przez oczekiwania społeczeństwa i ograniczania go przez przygotowane wcześniej szablony, do których, chce czy nie chce, musi się dopasować. Wiersz Wszystko w normie kończy się sformułowaniem: "Niby wszystko w normie". Pozorne dostosowanie się ma bardzo konkretne konsekwencje - boli, rani, osacza, uniemożliwia sprawne funkcjonowanie. Blizny nie mogą się wówczas zagoić, a próba sprostania wzorcom, z którymi podmiot mówiący się nie utożsamia, jest jedynie rozdrapywaniem ran. W wierszu Agnieszka W. odkręca gaz możemy przeczytać: "Wyciągnięta na brzeg, oddycham płytko, przez zęby I i nadał nie patrzę na ręce. Blizna, która przechodzi przez gardło, I zaczęła się od dotyku".
Tom poezji Joanny Lech zamienia się więc w opis choroby - nieuleczalnej, nękającej przede wszystkim duszę, wykluczającej i prowadzącej do napiętnowania emocjonalnym kalectwem. Poetka, jak już wspomniałam, chętnie stosuje wyolbrzymienia, igra z konwencją melodramatu, epatuje spektakularnymi gestami. Choć momentami jest wtórna w swoich rozważaniach - zwłaszcza wtedy, gdy opisuje "ból istnienia" i gdy dochodzi do tytułowej Zapaści, to jednak potrafi zaintrygować i utrzymać uwagę czytelnika.
W tym szaleństwie jest metoda - można by rzec nieco żartobliwie. Lech bywa egzaltowana, ale "używa" rozedrgania i szaleństwa z wrażliwością, która sprawia, że łatwo jej uwierzyć. Dzięki temu "używanie" zamienia się w "przeżywanie", a fragmentaryczna opowieść o doświadczanym opętaniu w narrację zadziwiająco spójną.
Bernadetta Darska
Nowe Książki 5/2010
Lech wydaje się balansować między próbą racjonalnego opisu sytuacji granicznych a koniecznością oddania atmosfery szaleństwa, obłąkańczego rytmu, który każe poddawać się chwili, choć moment ten może jedynie prowadzić do katastrofy. Określeniem adekwatnym do klimatu panującego w wierszach jest łapczywość. Dotyczy zaś ona nie tylko doznań pozytywnych, ale też tych, które niosą ból. Prowadzi natomiast do nieuniknionego końca, którego przeczucie towarzyszy podmiotowi mówiącemu właściwie w każdym utworze. Już w wierszu otwierającym tom da się zauważyć powyższe tendencje. Tytułowy Głód staje się niemalże jednym z aktorów spektaklu miłości, namiętności, niezaspokojenia, apetytu na ponowne zespolenie ciał. Lech, choć w tym miłosnym wierszu zbliża się niebezpiecznie do kiczu, to jednak zatrzymuje się na krawędzi, nie robi tego kroku, który obnażyłby fasadowość wykreowanej sytuacji. Wyolbrzymienie i granie z konwencją romansu wydaje się więc w tym przypadku świadome. Podobnie dzieje się w wierszu zamykającym tom. Odpryski to przypieczętowanie historii, która nie mogła się dobrze skończyć. Tu także dominuje obsesyjnie wręcz odczuwane pragnienie, przeżywane jest jednak w samotności, bo przybycie drugiego człowieka niczego nie rozwiązuje, wręcz przeciwnie - osoba mówiąca jeszcze bardziej musi udawać, że w masce przysłaniającej prawdziwe oblicze jest jej wygodnie.
Joannę Lech interesuje nieprzystawalność form, w które człowiek jest wtłaczany przez społeczeństwo, do jego rzeczywistych kształtów. W efekcie - metaforycznie rzecz ujmując - życie nie tylko uwiera, ale można je również podejrzewać o oszustwa. Nic więc dziwnego, że w orbicie zainteresowań poetki są Pęknięcia lub Sen na krawędzi. Wspomniane zakłócenia można także dostrzec, gdy zatrzymamy się i poświęcimy trochę czasu codzienności. Lech sugeruje, że to, co niezauważone, opowiada czasami o rzeczach ważnych. Problem tkwi w słuchających - nie każdy bowiem umie czytać milczenie lub znaki zwyczajności. W Nic więcej, w Próbie powietrza, w Pryzmacie czy w Nic z tego jesteśmy świadkami właśnie takich chwil. Pozornie nic się nie dzieje, w rzeczywistości świat ulega istotnym przewartościowaniom.
Joanna Lech obsesyjnie powraca do motywu "lepienia" człowieka przez oczekiwania społeczeństwa i ograniczania go przez przygotowane wcześniej szablony, do których, chce czy nie chce, musi się dopasować. Wiersz Wszystko w normie kończy się sformułowaniem: "Niby wszystko w normie". Pozorne dostosowanie się ma bardzo konkretne konsekwencje - boli, rani, osacza, uniemożliwia sprawne funkcjonowanie. Blizny nie mogą się wówczas zagoić, a próba sprostania wzorcom, z którymi podmiot mówiący się nie utożsamia, jest jedynie rozdrapywaniem ran. W wierszu Agnieszka W. odkręca gaz możemy przeczytać: "Wyciągnięta na brzeg, oddycham płytko, przez zęby I i nadał nie patrzę na ręce. Blizna, która przechodzi przez gardło, I zaczęła się od dotyku".
Tom poezji Joanny Lech zamienia się więc w opis choroby - nieuleczalnej, nękającej przede wszystkim duszę, wykluczającej i prowadzącej do napiętnowania emocjonalnym kalectwem. Poetka, jak już wspomniałam, chętnie stosuje wyolbrzymienia, igra z konwencją melodramatu, epatuje spektakularnymi gestami. Choć momentami jest wtórna w swoich rozważaniach - zwłaszcza wtedy, gdy opisuje "ból istnienia" i gdy dochodzi do tytułowej Zapaści, to jednak potrafi zaintrygować i utrzymać uwagę czytelnika.
W tym szaleństwie jest metoda - można by rzec nieco żartobliwie. Lech bywa egzaltowana, ale "używa" rozedrgania i szaleństwa z wrażliwością, która sprawia, że łatwo jej uwierzyć. Dzięki temu "używanie" zamienia się w "przeżywanie", a fragmentaryczna opowieść o doświadczanym opętaniu w narrację zadziwiająco spójną.
Bernadetta Darska
Nowe Książki 5/2010
♦ Sztuczki
Joanna Lech
fot.
fot.
Znowu pragnę ciemnej miłości, WAB 2018
www.facebook.com/of.joannalech