Krzysztof Bąk
dyżur, na którym cię nie ma
męczące wyliczanki. chciałoby się poczytać coś z innych dialektyk,
bez rozciągniętych na parę pięter relacji z przejścia po schodach,
następnie zdawkowych opisów przedmiotu, po który się tam przyszło,
i wreszcie szczuplejszego powrotu, gdyż szybciej się schodzi niż
wchodzi. ale zawsze. nie spodziewamy się przecież niczego innego,
tylko tej wypisanej na czułych twarzach znajomych pobłażliwości,
wobec której jesteśmy bezradni i rozdarci, jak rękawy koszul, co
przestały nam się nagle podobać. bezradni i rozdarci, rozmawiając
jednak o potrzebie zmian, przeczuwając odpowiedzi - nadchodzące
jak echo fali rozbitej o jakiś bliżej nie znany nam brzeżek.
są osoby reagujące na tak rozpisane zdania wyjątkowo źle. "ja i ty"
boleśnie nazwane po imieniu, też nie jest teraz zbytnio pomocne.
a czas egzaminów, prac zaliczeniowych? jak na twoje pisanie wpływa
to nie rozwiązane od kilku lat zadanie, którego treść czytasz
przed snem? wszystkie przyrządy pomiarowe służą tam tylko do
zadrapań, zachodzenia smarem i zagubień? znam to z opowieści
osób, które wyjechały. jeszcze się o nich usłyszy, wszak śmierć
dotyka każdego, i coraz rzadziej jest bezszelestna, rozwiązana
jak problem omówiony przy kolacji, w oczekiwaniu na inne sprawy.
nie będzie to tematem naszych letnich praktyk. spocone dłonie
ledwo trzymają się poręczy, a dwie godziny podróży autobusem
to odparzone pośladki, chyba że jest pochmurno, pada i nikt
nie ma zamiaru się pojawić - siedzisz sam w gościnnym, jakby
wstawiono cię w odpowiednie dziurki, pasujesz idealnie do ścian
i zapachów, obłędna dekoracjo. dla czyich oczu przewidziano
te mnożące się katastrofy? tajemnica jak zawsze drzemie, jest
nie do obudzenia, chociaż to tylko popołudniowy letarg, mrok
skruszony jak szklanka mleka lądująca pod stołem. imiona są
tego pełne. dni wylatują przez szpary w drzwiach i zmieszane
z życiem innych osób tworzą idealne historie. wystawiają to
w teatrach. masz ochotę na teatr? teraz? w odpowiedniej chwili
możemy zrobić wszystko, mogę znaleźć ci tutaj komfortowe miejsce,
tylko obiecaj, że się położysz i będziesz cicho. pozwólmy im
mówić. zawsze łatwiej odnaleźć się w relacji "my - oni". to wygodne,
gdy nie masz ochoty walczyć z kimś z kim sypiasz, a jedynie
patrzeć jak się oddala w towarzystwie złudzenia, że nadal jest
blisko. później się budzisz i poznajesz tylko te fragmenty,
których nie pozwoliłeś dotknąć nikomu innemu. lub jesteś budzony,
nagi, dziecinnie bezbronny. mówi się do ciebie, poznajesz język,
jest ci nadal bliski, chcesz rozmawiać tylko za jego pomocą.
i pomoc jest blisko, lecz nie może być bliżej.
bez rozciągniętych na parę pięter relacji z przejścia po schodach,
następnie zdawkowych opisów przedmiotu, po który się tam przyszło,
i wreszcie szczuplejszego powrotu, gdyż szybciej się schodzi niż
wchodzi. ale zawsze. nie spodziewamy się przecież niczego innego,
tylko tej wypisanej na czułych twarzach znajomych pobłażliwości,
wobec której jesteśmy bezradni i rozdarci, jak rękawy koszul, co
przestały nam się nagle podobać. bezradni i rozdarci, rozmawiając
jednak o potrzebie zmian, przeczuwając odpowiedzi - nadchodzące
jak echo fali rozbitej o jakiś bliżej nie znany nam brzeżek.
są osoby reagujące na tak rozpisane zdania wyjątkowo źle. "ja i ty"
boleśnie nazwane po imieniu, też nie jest teraz zbytnio pomocne.
a czas egzaminów, prac zaliczeniowych? jak na twoje pisanie wpływa
to nie rozwiązane od kilku lat zadanie, którego treść czytasz
przed snem? wszystkie przyrządy pomiarowe służą tam tylko do
zadrapań, zachodzenia smarem i zagubień? znam to z opowieści
osób, które wyjechały. jeszcze się o nich usłyszy, wszak śmierć
dotyka każdego, i coraz rzadziej jest bezszelestna, rozwiązana
jak problem omówiony przy kolacji, w oczekiwaniu na inne sprawy.
nie będzie to tematem naszych letnich praktyk. spocone dłonie
ledwo trzymają się poręczy, a dwie godziny podróży autobusem
to odparzone pośladki, chyba że jest pochmurno, pada i nikt
nie ma zamiaru się pojawić - siedzisz sam w gościnnym, jakby
wstawiono cię w odpowiednie dziurki, pasujesz idealnie do ścian
i zapachów, obłędna dekoracjo. dla czyich oczu przewidziano
te mnożące się katastrofy? tajemnica jak zawsze drzemie, jest
nie do obudzenia, chociaż to tylko popołudniowy letarg, mrok
skruszony jak szklanka mleka lądująca pod stołem. imiona są
tego pełne. dni wylatują przez szpary w drzwiach i zmieszane
z życiem innych osób tworzą idealne historie. wystawiają to
w teatrach. masz ochotę na teatr? teraz? w odpowiedniej chwili
możemy zrobić wszystko, mogę znaleźć ci tutaj komfortowe miejsce,
tylko obiecaj, że się położysz i będziesz cicho. pozwólmy im
mówić. zawsze łatwiej odnaleźć się w relacji "my - oni". to wygodne,
gdy nie masz ochoty walczyć z kimś z kim sypiasz, a jedynie
patrzeć jak się oddala w towarzystwie złudzenia, że nadal jest
blisko. później się budzisz i poznajesz tylko te fragmenty,
których nie pozwoliłeś dotknąć nikomu innemu. lub jesteś budzony,
nagi, dziecinnie bezbronny. mówi się do ciebie, poznajesz język,
jest ci nadal bliski, chcesz rozmawiać tylko za jego pomocą.
i pomoc jest blisko, lecz nie może być bliżej.
♦ grochów
♦ Sterling
♦ Reżim