Anna Piwkowska
W środku zimy


Jeśli mnie nie zabierzesz z tego miejsca, w którym
mróz wyostrza kontury, zatyka nam gardło,
tłumi śpiew, ach, gwizd choćby, wymyśla tortury
dla naszych warg, jeżeli do Afryki, albo
nad żółte morze, rzeką, samolotem, płachtą
zwaną zwykle przez dzieci bajkowym dywanem
latającym, nie weźmiesz mnie zaraz, nim lato
znów zamieni się w jesień, zwierzę rozespane,
umrę. Uwierz mi, umrę. Jak mrze się na zawał,
malarię albo dżumę. Umieram na zanik
ciepła, słońca, oddechu, wróć, odwróć się zanim
powiesz coś tak głupiego jak: czekaj, mam nawał
zajęć, zdjęć, nagrań, spotkań, wszystkiego słusznego
co wymaga uwagi Twojej nieustannie.
Weź mnie nad żółte morze, gdzie tanich noclegów
w hotelikach jest tyle ile będzie w stanie
wytrzymać twoja kieszeń. Uwierz, wiem na pewno,
że w tamtych stronach noce są takie gorące
i tanie niczym kubki Knorra, te z zupami
po złotówkę za porcję. Księżyc jest jak koncent-
rat czerwieni i pachnie leśnymi grzybami
i okrągły jest niczym sierpniowy pomidor,
jak burak, który plami serwety po barach,
a tutaj każdej nocy zasłania mi widok
w siebie, w ciebie, tykanie białego zegara
mrozu. A kiedy wstaję to z okna mam widok
na kolejowy wiadukt, którego żelazny
szkielet jest jak wzór śmierci gdzieś poniżej zera,
poniżej wszelkiej normy, a mój niewyraźny
puls, tak jak słupek rtęci opada, zamiera.

Zima 2003

 PO!
 H2O7
 POCIĄG
Anna Piwkowska - niebieski szal
fot.








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie