Anna Piwkowska
WIOSKA NORINSKA
Drżący kurant wygrywał narkotyczny motyw
jesieni. W październiku wzmożone odloty
żurawi na południe. Śliskie kartofliska.
Leczył chorobę ucha i zamęt błędnika
angielską frazą, drżącym metrum, czytelnika
jedynego miał w sobie. Krajobraz przygnębiał.
Ale fizyczna praca, horyzont i głębia
nieba, ziemi, sprawiły, że stały się bliskie
nierozpoznane światy. Z niebieskim opryskiem
beczki, stały na polach nieznanej Irlandii.
Niebieski kolor w wierszach innego poety.
Ten kolor żył, rozpraszał monochromatyczne
istnienie, koił nerwy, dawał punkty styczne
z inną frazą i w innym pisaną języku.
Cóż, że tylko przeczuwał to obce istnienie,
nomadyczne języki, wędrujące plemię
mowy, to była jego prywatna etyka.
Stworzył własną religię, nie, antropologię,
bo jeśli wierzył, szczerze mówiąc, między bogiem
a prawdą, umiejscowił tę prawdę pomiędzy
mitologią bóstw greckich a dotknięciem nędzy
całkiem realnej, ludzkiej. I dlatego ziemię
zawsze obdarzał w wierszach czułym dziękczynieniem.
Warszawa, listopad 2003
♦ PO!
♦ H2O7
♦ Za oknem
♦ POCIĄG