Robert Król
Z uśmiechem
Nie ma tego w książkach i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Umarli potrzebni są nam tylko do tego, żeby kiedyś spotykać
mogli się żywi. A żaden dzień nie jest podobny do nocy.
A żadna noc nie chce być spokojna, jak kiedyś. Każda jedna
jest nieprzespana. Najbliżsi powtarzają, że nocą w lesie

można spotkać więcej zwierząt niż za dnia. A ja wciąż zadaję
pytania. Dlaczego nikogo przy mnie nie ma. Dlaczego w drodze
po zakupy wiatr szarpie mi grzywkę. I komu o tym wszystkim
mam opowiedzieć. Z kim dech tracić. Z kim spór prowadzić.
Kiedy postawić znak zapytania, żeby raz oddał, co musi.

Nikomu, nigdy więcej, nie. Poruszamy się po niewidzialnych
obręczach. Z miasta do miasta. Z pokoju do kuchni. Z uśmiechem,
który nic nie znaczy, z grymasem, który nic nowego nie wnosi,
ponieważ mijamy sobie podobnych. Nadal mamy listopad.
Listopad, to miesiąc, który przyjmie wszystko. Tylko nie mnie.
fot. Wiktoria Dalach
fot.


Polka, Kraków 2018
O wchodzeniu w ogień, Poznań 2014
Czternastki, Poznań 2010
Lida, Tychy 2004




robertkrol.art.pl
robertkrol.art.pl/polka


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie