Robert Rybicki
Zimne zero
Zimne zero.
Zmarzłem, a to dopiero początek!
Z butelki paruje spirala dźwięków.
Na wieszaku dynda słownik w grubej
oprawie. Wspomnienia zawiązują się
w tętniące łańcuchy, które przepływają
jak giętkie brzeszczoty przez żołądek.
Dzień został otoczony przez śnieg, który
tańczy dookoła dendrytów. Różowa
dłoń doprowadza do huku bryłę
granatowego lodu; między wirującymi
szprychami precyzyjnie ściętego deszczu,
to jak w etiudzie pękniętej pamięci,
postać w białym płaszczu zamarła
na środku ulicy, by się odwrócić.
Właśnie teraz jestem przypływem
morza w najczystszej postaci, zabieram
skorupiaki w muliste dno i zderzam
się ze skałami. Myślę o bezkantowości
godziny, bezprzepastnej luce jednej, jedynej
godziny. Ulica skwierczy iskrami.
Ze ściany zieje przecięta rura.
Nie otwierają się drzwi, dlaczego
nie otwierają się drzwi, nie otwierają?
Tam dalej, za innymi uchylonymi,
również drzwiami, na łożu śmierci
starzec wskazuje palcem na ścianę.
Postać w białym płaszczu rozwinęła skrzydła
z żelazobetonu, które chwieją się w pionie.
Aż w końcu zdarzyło się spojrzenie,
przed którym nie dało rady umknąć.
Wtedy poczułem, że jestem morskim
prądem, który niesie węgorze. Wtedy
poczułem, że jestem tym węgorzem,
który zrobił swoje, a jednak przetrwał
i płynie w nieustającym spojrzeniu.
Zmarzłem, a to dopiero początek!
Z butelki paruje spirala dźwięków.
Na wieszaku dynda słownik w grubej
oprawie. Wspomnienia zawiązują się
w tętniące łańcuchy, które przepływają
jak giętkie brzeszczoty przez żołądek.
Dzień został otoczony przez śnieg, który
tańczy dookoła dendrytów. Różowa
dłoń doprowadza do huku bryłę
granatowego lodu; między wirującymi
szprychami precyzyjnie ściętego deszczu,
to jak w etiudzie pękniętej pamięci,
postać w białym płaszczu zamarła
na środku ulicy, by się odwrócić.
Właśnie teraz jestem przypływem
morza w najczystszej postaci, zabieram
skorupiaki w muliste dno i zderzam
się ze skałami. Myślę o bezkantowości
godziny, bezprzepastnej luce jednej, jedynej
godziny. Ulica skwierczy iskrami.
Ze ściany zieje przecięta rura.
Nie otwierają się drzwi, dlaczego
nie otwierają się drzwi, nie otwierają?
Tam dalej, za innymi uchylonymi,
również drzwiami, na łożu śmierci
starzec wskazuje palcem na ścianę.
Postać w białym płaszczu rozwinęła skrzydła
z żelazobetonu, które chwieją się w pionie.
Aż w końcu zdarzyło się spojrzenie,
przed którym nie dało rady umknąć.
Wtedy poczułem, że jestem morskim
prądem, który niesie węgorze. Wtedy
poczułem, że jestem tym węgorzem,
który zrobił swoje, a jednak przetrwał
i płynie w nieustającym spojrzeniu.
♦ ATLATL
♦ Błczarz
♦ JEZDNIA
Deszczowy dzień w Krakowie.
fot. Dirk Skiba
fot. Dirk Skiba
"Gram, mózgu", Poznań 2010.
"masakra kalaczakra", Poznań 2011
"Dar Meneli", Stronie Śl. 2017
"Kotlet frazy", Poznań 2004.
W październiku 2024 wyszła książka z wierszami "Kotlet frazy" nakładem WBPiCAK w Poznaniu. Redaktorem tegoż był Szczepan Kopyt.
Autorem zdjęć kotleta na okładce jest Łukasz Jaśkiewicz, a okładkę projektował Piotr Zdanowicz.
https://wbp.poznan.pl/ksiazki/rybicki-robert-kotlet-frazy/
Autorem zdjęć kotleta na okładce jest Łukasz Jaśkiewicz, a okładkę projektował Piotr Zdanowicz.
https://wbp.poznan.pl/ksiazki/rybicki-robert-kotlet-frazy/
http://miloszbiedr... - blog poety osobnego z Krakowa, MLB
https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko
https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB
https://stonerpols... - strona poetów/ek freaków, pozytywnie nakręcona strona z literatura i nie tylko
https://www.youtub... - tu macie Sonic Youth "Anagrama", który to lubiliśmy sobie odsłuchiwać z MLB