Agnieszka Mirahina
dada
pamiętam konika zostawionego przez dada
bo robiło się jaśniej i robiło się straszniej

a myśmy widzieli kino grozy w słońcu
w rytmie bicia pałką rytmie bicia serca

a myśmy przeżyli chwile grozy w słońcu jak klajster

co zamyka oczy i robi się jaśniej
gdzie robi się jaśniej i czy robi się straszniej

i czy wzbudza lęk co czyta przez ramię

ze skoku napięcia robiąc skok stulecia
na granicy błędu nad poziomem wody

od pasa w górę samolot jak palec
gdy wszystko się jednoczy i militarnie jak trzeba

gdzie chowa się broń gdzie mówi dobranoc
gdy robi się jaśniej i robi się straszniej

ocean rafinuje ponad mililitry
ocean buzuje w metry kwadratowe

wyrazy szacunku wyrazy współczucia
bez żalu bez czucia już łącząc wyrazy

ludzkie szczątki organki i zręby narracji
i winda się telepie między klatką zsypem

trzęsie nami dybuk między dniem a świtem

świeczkę małej dolly frankenstein ogarek
żaden to sobowtór podwójny wędrowiec

z zapałkami na krzyż żeby ogrzać dłonie

żeby zatrzeć ślady jakim palindromem
na krzyż i kapliczkę na ślepo we śnie

drogą okrężną żeby było jasno
okrężną drogą żeby było cicho

żeby było licho podwójny
wędrowiec drogą licznych

złudzeń plam błysków i fal iluminacji kulminacji

w tańcu mięśni i fal

w ciele topielca jak topielców stu walcząc
ze sobą wiruje jak wiatrak

jak w słowach piosenki cyrkowo
magicznie jak nożycoręki

i palindromicznie jak połykacz
ognia jak połykacz wody

ciąg sylabizacji wir opalizacji
pod kopułą cyrku i osłoną nieba

gdzie burza oklasków znaczy gradobić

pod kopułą cyrku i tytułem dada

gdzie przychodzi żegnać
zwykłym hi lub fi

świta dnieje

kogut pieje
 sampo
 meteo
 breslau
 bramki








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie