Artur Nowaczewski
wyimki z recenzji 'Elegii dla Iana Curtisa'
Nowaczewski nie pyta jak żyć po Oświęcimiu. Za odległe to dzieje i nie jego bezpośrednie dziedzictwo. W otwierającym "Elegię dla Iana Curtisa" "Polaku Małym" pyta, jak żyć po PRL-u, pozostawiającym oczywiście nieporównywalnie mniejsze spustoszenie niż doświadczył ocalony Różewicz, ale przecież ogromne na miarę człowieka czującego się wygnańcem z krainy czystości języka.

Mariusz Solecki, Wyspa 2010 nr 4.



W zamykającym tom wierszu Amsterdam taka pochwała życia i sztuki, a nawet życia jako sztuki, rozbrzmiewa najgłośniej i najmocniej. Jej fundamentem jest wiara w wieczność kultury, w nieśmiertelność, którą daje pieśń. (...) Głos Nowaczewskiego splata się tu z głosem Brela i świętego Pawła, co nas nie dziwi, bo to jest poezja bardzo literacka i mocno zakorzeniona w kulturze. Właściwie nie ma tu wiersza, który nie byłby mniej lub bardziej czytelną aluzją do dzieł kultury. Nazwać by to można klasycyzmem, gdyby nie "postmodernistyczne" przekraczanie granic między kulturą niską i wysoką, elitarną i popularną przez Nowaczewskiego.

Maciej Urbanowski, 44 nr 3.



Dobrze prezentuje się część książki poświęcona lekturom z czasów młodości, zwłaszcza zaś cover Kwestionariusza Karpowiczowskiego Zbigniewa Macheja, polemizujący z miażdżącą krytyką, jakiej Stanisław Barańczak poddał komiks Kajko i Kokosz. W ogóle wszystkie opowieści o Dzieciach Kapitana Granta i marynistycznych wspomnieniach Karola Olgierda Borchardta (przyznaję - miło, gdy ktoś przypomina o ich istnieniu) sprawiają wrażenie, jakby nawiązywały do Machejowych Wspomnień z poezji nowoczesnej.
Nie dzieje się to jedynie na poziomie parodystycznego obniżenia tonu. Wiersz pisanie na przykład wchodzi w dialog z Koloniami Tomasza Różyckiego, poza tym pojawiają się jeszcze łatwe w identyfikacji tytuły zima miejska (to rekonstrukcja jakiegoś młodzieńczego pijaństwa Mickiewicza) oraz Pan Kurtz on umrzeć. Nowaczewski odrobił zatem zadanie domowe polegające na zadomowieniu się w najnowszej literaturze, a co więcej wykonał to z wdziękiem.

Paweł Kozioł, Lampa 2010 nr 5.



Mimo ukierunkowania na „bycie w teraźniejszości”, nie brakuje Nowaczewskiemu szacunku dla tradycji: historia Leona Zawodowca przeplata się z Hugonowskimi „Nędznikami”, blisko Jacka Sparrowa pojawia się Mickiewicz, „Jaca” idzie ramię w ramię z Jerofiejewem, Frodo Baggins i Sam – z Różewiczem i Eliotem. Także oparcie w tym, co dawne i dobrze wypróbowane, pozwala choć na chwilę odeprzeć grozę przemijania. i tak kolejne wiersze falują rytmem jako żywo przypominającym Joy Division: od stuporu przerażenia do szaleńczej pogoni w przód i w górę. Elegia... jest zatem opowieścią o ciągłym przezwyciężaniu śmierci, tej mgły tej mgły, o której pisał Stachura. Kto zwycięży w tej walce?

Jarema Piekutowski, Nieregularne Pismo Kulturalne "Kwartalnik" nr 3.



Czy w ogóle istnieją jeszcze wzory męskości, których nie trzeba brać w nawias, opatrywać cudzysłowiem? Na tak postawione pytanie nie pada w książce jednoznaczna odpowiedź. (...) Jest w tomie kilka wierszy-śladów. Kilka tekstów, które każą myśleć o drodze i jej etosie. Aby mówić o jej bohaterach trzeba wydobyć nieznane kulturze masowej, nieobecne w świadomości literackiej. Trzeba upomnieć się o lewicowego radykała i mistycznego pisarza zarazem - o poległego pod Villeroy porucznika Charles'a Peguy. Wydobyć z niepamięci charyzmatycznego obrońcę Gdyni - pułkownika Dąbka a także dominatora miedzywojennego alpinizmu - Mallory'ego. Każdy z nich ma w sobie przejmujący portret - różniący się od plakatów Leona Zawodowca i Jacka Sparrow w sposób zasadniczy.
Czym? Tym, że ponieśli klęskę? Że są postaciami tragicznymi? Pewnie tak, ale nie tylko. Koncentrując się na tym, by ukazać ich postać w chwili, gdy padają ciosami losu, wydobywa Artur pewien szczególny rys, który dla odbiorcy może wydać się decydujący: wiarygodność. Ich śmierć ma wymiar świadectwa. Nie jest załamaniem, lecz przypieczętowaniem, ostatecznym dopełnieniem drogi, którą podążali. Nękany przez dziennikarzy, pytających o to, po co chce się wspinać na Czomolungmę, Mallory miał odpowiedzieć: "ponieważ istnieje". Kiedy zginął u podnóża Mount Everestu, fraza przeszła do historii alpinizmu, przypomina ją też poeta. W kontekście innych wierszy nabiera ona jednak dodatkowych znaczeńl. Staje się odpowiedzią, jakiej mógłby udzielić każdy z wymienionych wcześniej bohaterów. Ponieważ nie są to dziś rzeczy oczywiste, stawiamy pytania: dlaczego mamy być wierni tym, którzy nam zaufali, dlaczego mamy być wierni wspólnocie z której wyrastamy, ludziom, których znamy tylko trochę; dlaczego mamy za nich umierać? Wciąż nie możemy uwierzyć, że odpowiedź może być tak prosta: ponieważ istnieją...

Wojciech Kudyba, Arcana nr 96.



Wyobraźnię poetycką autora Commodore 64 zaludniają postacie z wczesnych lektur: Dzieci kapitana Granta Juliusza Verne'a, Władcy pierścieni Johna Ronalda Ruela Tolkiena, Znaczy kapitan Karola Olgierda Borchardta, książek o przygodach Indian czy komiksów o Kajku i Kokoszu. Ale spoglądanie wstecz, patrzenie w twarz zabawki z dziecinnego pokoju, jawi się jako czynność złowroga, odsłaniająca drugie dno rzeczywistości. Świadomość trzydziestolatka dostrzega w rekwizytach dzieciństwa zapowiedź wtajemniczenia w dorosłość. "Groza / odbija się w oczach z czarnego guzika" - czytamy w wierszu oczy z guzika. Naiwne dziecięce pytanie, co dzieje się ze światem, kiedy po wyłączeniu lampy to, co widzialne, pogrąża się w ciemności (***[po zgaszeniu światła wszystko znikało...]), okazuje się prefiguracją pytania o przemijanie i śmierć, nie tylko w wymiarze indywidualnym, jednostkowym, ale również o śmierć relacji międzyludzkich, o mechanizm zamykania się kolejnych stadiów życia.
Przekroczenie granicy między dzieciństwem a dorosłością jest równoznaczne z doświadczeniem nieprawości wpisanej w świat, ale tkwiącej także we wnętrzu człowieka - wyjście z okresu adolescencji dokonuje się w chwili, kiedy jednostka odkrywa, iż zdolna jest do czynienia zła, uświadamia sobie fakt osobistego uczestnictwa w mysterium iniquitatis. W wierszu Polak Mały Nowaczewski wyraża takie przekonanie, posługując się odwołaniem do słynnej antyutopii Williama Goldinga: "myślę, że ten chłopczyk umarł, / jest trupem, mieszka na wyspie bezludnej / a władca much coraz głośniej wzywa go do siebie, / i piekło się wypełnia".
W wymiarze poetyckim wtajemniczenie w zło dokonuje się na poziomie języka - w chłopięcą deklamację wdzierają się obce głosy ("po kątach odzywa się [...] dupa, sex"), które wbrew woli mówiącego zniekształcają treść komunikatu: "wchodzą [...] w słowo i wykrzywiają je". Dramat twórcy polega na konieczności nieustannego zmagania się z owym wykrzywionym słowem. Nowaczewski zdaje sobie sprawę, że jest skazany na przegraną, że nie może skutecznie przeciwdziałać zanieczyszczeniom przyrodzonej dykcji, że musi oddać fragment własnego terytorium, ustąpić pod naporem rzeczywistości. Albowiem - mówi - na wyspie Belzebuba, władcy much, mieszka "część twarzy chłopczyka / ta zła, z wytkniętym jezykiem".
Dla zrozumienia budowanej przez gdyńskiego twórcę wizji poezji interpretacja formuły "wytkniętego języka" wydaje się kluczowa. Wyrażenie to da się tłumaczyć dosłownie - jako "wystawienie języka", dziecięcy gest sygnalizujący przekorę, złość, niezadowolenie. Ale epitet "wytknięty" może znaczyć również: "zwichnięty", "skrzywiony", "uszkodzony" (np. wytknięty palec, bark). Jeśliby przyjąć tę drugą wykładnię jako dostatecznie uzasadnioną, określenie "wytknięty język" należałoby odczytywać jako metaforę głosu zniekształconego, dykcji wywichniętej, języka zanieczyszczonego. Sądzę, że w analizowanym wierszu Nowaczewski chciał zawrzeć sugestię, iż oddając poezję we władanie ironii (bo "wytknięcie" języka to manifestacja świadomości ironicznej), czyni to niejako wbrew sobie, że najchętniej pozostałby chłopcem wzorowo deklamującym wiersze. Wie jednak, że to niemożliwe, bo - wedle formuły Norwidowkiej - ironia jest "koniecznym bytu cieniem", stygmatem cierpienia, które wyrasta z pragnienia prawdy, nawet jeśli jest to prawda podważająca ustalony porządek rzeczy.
Język Nowaczewskiego będzie zatem, by tak rzec, programowo rozdwojony, będzie językiem wężowym, dopuszczającym do głosu dwa odmienne rejestry mowy: harmoniczny i kakofoniczny, wysoki i niski, deklamujący i syczący, patetyczny i ironiczny.

Przemysław Dakowicz, Topos 2010 nr 2-3
 Wywiady
Artur Nowaczewski, fot. Tomasz Nowaczewski
fot.


Artur Nowaczewski, Szlifibruki i flaneurzy, Słowo / Obraz Terytoria, Gdańsk 2011


Moje tomiki:
COMMODORE 64, ELEGIĘ DLA IANA CURTISA oraz KUTABUK można zakupić
http://www.topos.com.pl/index.php/biblioteka




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie