Adam Wiedemann
Piotr Sommer i Jerzy Jarniewicz: Laudacja (Gdynia 2008)
[Pieśń ku chwale Adama Wiedemanna
odśpiewana w Gdyni]
Za chwalebną podejrzliwość wobec języka, za nieuległość i brak rewerencji wobec jego stadnych formul, dzięki czemu można się tymi formułami subtelnie bawić.
Za ufność wobec inteligencji czytelnika, ktorego dzięki temu nie trzeba prowadzić za rękę, ani przypominać mu o jego rzekomej podległości.
Za wysokiej próby sztukę aktywnej medytacji, która kwestionuje własne zapowiedzi semantyczne i syntaktyczne.
Za ożywiającą skłonność do dezynwoltury – i za jej obecność.
Za kunszt składni i za wdzięk, z jakim wiersz ulega jej kaprysom – składni nadmiaru i składni entropii, nie mieszczącej się w przedziale dla niej przeznaczonym, która jednak w jakiejś ostatniej chwili, rzutem na tasmę, zmyślnie czepia się odjeżdżającej struktury.
Za płynnie zmienne zdanie, które ujawnia sztywność i sztuczność formuł, w jakich arbitralnie probuje zamknąć nasze doświadczenie.
Za zbliżenie – dzięki tej „niedomykającej się” składni – doświadczenia językowego i pozajęzykowego, i za obecność tego, co rozpoznajemy jako prawdę obu tych doświadczeń.
Za sztukę wychodzenia od spraw oczywistych – od klisz, banałów, i ich swoistej ekskatedralności – i umiejętność płynnego przechodzenia do możliwości innych, które tym sposobem się otwierają.
Za dowcip i za tego dowcipu nieostentacyjność, bo są to wiersze dowcipne interesująco i na wiele sposobów, choć na „Pomorzu Śląskim” zdarzyć się nawet może wypadek przy pracy – wypadki nie zdarzają się tylko tam, gdzie się nie pracuje.
Za niechec do łatwego uwodzenia wierszami.
Za radość ich czytania.
odśpiewana w Gdyni]
Za chwalebną podejrzliwość wobec języka, za nieuległość i brak rewerencji wobec jego stadnych formul, dzięki czemu można się tymi formułami subtelnie bawić.
Za ufność wobec inteligencji czytelnika, ktorego dzięki temu nie trzeba prowadzić za rękę, ani przypominać mu o jego rzekomej podległości.
Za wysokiej próby sztukę aktywnej medytacji, która kwestionuje własne zapowiedzi semantyczne i syntaktyczne.
Za ożywiającą skłonność do dezynwoltury – i za jej obecność.
Za kunszt składni i za wdzięk, z jakim wiersz ulega jej kaprysom – składni nadmiaru i składni entropii, nie mieszczącej się w przedziale dla niej przeznaczonym, która jednak w jakiejś ostatniej chwili, rzutem na tasmę, zmyślnie czepia się odjeżdżającej struktury.
Za płynnie zmienne zdanie, które ujawnia sztywność i sztuczność formuł, w jakich arbitralnie probuje zamknąć nasze doświadczenie.
Za zbliżenie – dzięki tej „niedomykającej się” składni – doświadczenia językowego i pozajęzykowego, i za obecność tego, co rozpoznajemy jako prawdę obu tych doświadczeń.
Za sztukę wychodzenia od spraw oczywistych – od klisz, banałów, i ich swoistej ekskatedralności – i umiejętność płynnego przechodzenia do możliwości innych, które tym sposobem się otwierają.
Za dowcip i za tego dowcipu nieostentacyjność, bo są to wiersze dowcipne interesująco i na wiele sposobów, choć na „Pomorzu Śląskim” zdarzyć się nawet może wypadek przy pracy – wypadki nie zdarzają się tylko tam, gdzie się nie pracuje.
Za niechec do łatwego uwodzenia wierszami.
Za radość ich czytania.
Adam Wiedemann
fot. Zbigniew Bielawka
fot. Zbigniew Bielawka