Maciek Froński
Roman Honet, Biuro Literackie
Dawno się tak nie ubawiłem nad książką, a nad liryką tak permanentnie, o ile pamiętam, może nigdy się nie ubawiłem, jak nad debiutanckim tomem Maćka Frońskiego. Osobna sprawa, że incydentalnie trafia się możliwość - liryka współczesna, i nie wyłącznie, nie dla śmiechu powstawała, wręcz przeciwnie, a o uosabianym przez Dyla Sowizdrzała nurcie literatury rybałtowskiej, do którego nawiązuje tom Frońskiego, nawet na tle rodzimego Baroku wspomina się przelotnie, zwracając uwagę na samo wystąpienie zjawiska, sporadycznie w towarzystwie kilku dyżurnych nazwisk, niewiele ponadto.
Froński żarliwie wystawia na urągowisko, wyszydza bezwarunkowo, sam chyba też wybornie się przy sposobności bawi. Obrywa się wszystkim - politykom, katolickiemu Bogu, rykoszetem dostaje Allach, w arcyzabawnej fraszce Froński nie oszczędza również samego siebie, nie boi się parodiować tego, co już tylekroć było parodiowane, jak choćby "Świtezianki" czy "Laury i Filona". "A gdym tam sikał, słowem: gdy tak lałem, / Gdym zraszał grobu szacownego mury, / O wielu rzeczach przeróżnych myślałem, / Z kręgu wysokiej - o dziwo! - kultury. / O czym konkretnie - nie pamiętam, nie wiem, / Lecz że wysokiej - tego jestem pewien" - zapisał Froński w utworze pod kąśliwie pompatycznym i makaronicznym tytułem "Klitajmestry tolos, czyli rozmyślania młodego intelektualisty o moralnych aspektach sikania". Poetom zstępującym do grobu Agamemnona czy klasykom przestrzegającym przed siusianiem na groby powinni towarzyszyć przedstawiciele tej samej bandy, zaprawieni w bojach piórem, którzy - dla odmiany, na złość - ostentacyjnie naszczają na tolos albo wypną się na, powiedzmy, naczynia na wonności w kształcie ryby, a kudurru Nabuchodonozora, wsadzą sobie, nie dopowiem, gdzie.
Kolos, patos i głupota, sam Froński nie miałby chyba nic przeciwko, żeby przedstawicieli tej ostatniej nazwać po imieniu, czyli idioci, bowiem to zwłaszcza przeciwko nim wymierzona została ironia w Rozpoznaniu bojem. W moim ulubionym wierszu (obok "O Marku Jurku, co żuł sznurek i przez to zszedł na złą drogę", napisanym wspólnie z Jarkiem Fejdychem i Dawidem Juraszkiem), pt. "O tych, którzy nie pragną sławy" Maciek Froński natrząsa się z filisterstwa i chciwości, drwi ze skostniałej bigoterii, wyszydza umysłową tępotę przejawiająca się w zaślepionym kultywowaniu tradycji, na pół martwej, na pół urojonej. Żeby nie było wątpliwości: to filisterstwo, ta bigoteria i ta tępota to przywary żywe, występujące współcześnie, tak, tu i teraz, w Polsce, obok nas. Nie sztuką jest drwić z portretów. Sztuką jest drwić z ludzi i Froński misternie to wychwytuje. Zresztą wystarczy przywołać fragment: "Są tacy, co na lata z góry / Zaplanowali swa karierę, / Chcąc w rok niecały od matury / Być już area managerem. / Są nawet, którzy do stolycy / Ze swych przenieśli się zadupi" / By tam z bogactwa pić krynicy, / Lecz wszystko to są ludzie głupi". Liryka Frońskiego jest aktualna, rzekłbym nawet, że w pewnych momentach zdołała wyprzedzić czas, wszak już w 1998 roku Froński przestrzegał niejaką Basię "co by nie jechała do Anglii", przez wzgląd - jeśli można tak założyć - także na sprawy estetyczne: "Rózową skórę mają jak świnie, / Wodniste ocy, brzuchy jak dynie, / Zęby i włosy barwy psenicy / Brzydcy Anglicy!"
Rozpoznanie bojem czyta się lekko, finezyjnie, szybko, zresztą nie może być odmiennie, jeśli mamy się razem z autorem bawić, a nie nudzić. Ale na zakończenie chciałem zwrócić uwagę na pewną rzecz: pierwszy wiersz Frońskiego jest datowany na 1991 rok. Ostatni - na 2004. Kawał czasu. Po Frońskim nie znać, żeby pisał w trudzie. Ale pisał albo zbierał, nie zamierzam tu uprawiać zgadywactwa - długo. Wniosek nasuwa się sam: na kamieniu tomy tego rodzaju nie rosną. Nawet jeśli - wybaczcie Państwo - na niego nasikać.
Froński żarliwie wystawia na urągowisko, wyszydza bezwarunkowo, sam chyba też wybornie się przy sposobności bawi. Obrywa się wszystkim - politykom, katolickiemu Bogu, rykoszetem dostaje Allach, w arcyzabawnej fraszce Froński nie oszczędza również samego siebie, nie boi się parodiować tego, co już tylekroć było parodiowane, jak choćby "Świtezianki" czy "Laury i Filona". "A gdym tam sikał, słowem: gdy tak lałem, / Gdym zraszał grobu szacownego mury, / O wielu rzeczach przeróżnych myślałem, / Z kręgu wysokiej - o dziwo! - kultury. / O czym konkretnie - nie pamiętam, nie wiem, / Lecz że wysokiej - tego jestem pewien" - zapisał Froński w utworze pod kąśliwie pompatycznym i makaronicznym tytułem "Klitajmestry tolos, czyli rozmyślania młodego intelektualisty o moralnych aspektach sikania". Poetom zstępującym do grobu Agamemnona czy klasykom przestrzegającym przed siusianiem na groby powinni towarzyszyć przedstawiciele tej samej bandy, zaprawieni w bojach piórem, którzy - dla odmiany, na złość - ostentacyjnie naszczają na tolos albo wypną się na, powiedzmy, naczynia na wonności w kształcie ryby, a kudurru Nabuchodonozora, wsadzą sobie, nie dopowiem, gdzie.
Kolos, patos i głupota, sam Froński nie miałby chyba nic przeciwko, żeby przedstawicieli tej ostatniej nazwać po imieniu, czyli idioci, bowiem to zwłaszcza przeciwko nim wymierzona została ironia w Rozpoznaniu bojem. W moim ulubionym wierszu (obok "O Marku Jurku, co żuł sznurek i przez to zszedł na złą drogę", napisanym wspólnie z Jarkiem Fejdychem i Dawidem Juraszkiem), pt. "O tych, którzy nie pragną sławy" Maciek Froński natrząsa się z filisterstwa i chciwości, drwi ze skostniałej bigoterii, wyszydza umysłową tępotę przejawiająca się w zaślepionym kultywowaniu tradycji, na pół martwej, na pół urojonej. Żeby nie było wątpliwości: to filisterstwo, ta bigoteria i ta tępota to przywary żywe, występujące współcześnie, tak, tu i teraz, w Polsce, obok nas. Nie sztuką jest drwić z portretów. Sztuką jest drwić z ludzi i Froński misternie to wychwytuje. Zresztą wystarczy przywołać fragment: "Są tacy, co na lata z góry / Zaplanowali swa karierę, / Chcąc w rok niecały od matury / Być już area managerem. / Są nawet, którzy do stolycy / Ze swych przenieśli się zadupi" / By tam z bogactwa pić krynicy, / Lecz wszystko to są ludzie głupi". Liryka Frońskiego jest aktualna, rzekłbym nawet, że w pewnych momentach zdołała wyprzedzić czas, wszak już w 1998 roku Froński przestrzegał niejaką Basię "co by nie jechała do Anglii", przez wzgląd - jeśli można tak założyć - także na sprawy estetyczne: "Rózową skórę mają jak świnie, / Wodniste ocy, brzuchy jak dynie, / Zęby i włosy barwy psenicy / Brzydcy Anglicy!"
Rozpoznanie bojem czyta się lekko, finezyjnie, szybko, zresztą nie może być odmiennie, jeśli mamy się razem z autorem bawić, a nie nudzić. Ale na zakończenie chciałem zwrócić uwagę na pewną rzecz: pierwszy wiersz Frońskiego jest datowany na 1991 rok. Ostatni - na 2004. Kawał czasu. Po Frońskim nie znać, żeby pisał w trudzie. Ale pisał albo zbierał, nie zamierzam tu uprawiać zgadywactwa - długo. Wniosek nasuwa się sam: na kamieniu tomy tego rodzaju nie rosną. Nawet jeśli - wybaczcie Państwo - na niego nasikać.
Maciek Froński
fot. Zuzia Frońska
fot. Zuzia Frońska
Rozpoznanie bojem
Poezja spokoju moralnego
Iwan Bunin. Wciąż smutno wierzę w swoje szczęście...
Efekt zimnej wody
Michel Houellebecq: Niepogodzony. Antologia osobista 1991-2013
Michel Houellebecq: "Niepogodzony. Antologia osobista 1991-2013", WAB, Warszawa 2021 (wspólnie z Szymonem Żuchowskim)
Robert Frost: "Ogień i lód", Afront nr 3(12)/2020
Robert Frost: "Ogień i lód", Afront nr 3(12)/2020