Maciek Froński
Trubadur (Jakub Winiarski)
Czego tu nie ma! Swawolne anakreontyki. „Świtezianka” w wersji uwspółcześnionej. „Klitajmestry tolos, czyli rozmyślania młodego intelektualisty o moralnych aspektach sikania”. Opowieść płaszcza i szpady „Zakonnicy i wojacy”. „Laura i Filon” – też podrasowani. „Hamleta monolog na koniec wieku”. „Limeryk” o pewnym „sadhu z Koczinu w Kerali”, co swoją „dumę na dziesięć miał cali”. Jest również „Tygrys” nieco inny od Blake’owskiego. A także utwór w tonacji ballady „O Marku Jurku, co żuł Sznurek i przez to zszedł na Złą Drogę (z Belloka – wiersz napisany wspólnie z Jarkiem Fejdychem i Dawidem Juraszkiem)”. Jeżeli dla kogoś to mało, proponuję jeszcze „poemat postsocrealistyczny”, „Pieśń zazdrosnej miłości”, i fraszkę „Na odejście żony”. Po czymś takim nie ma powodu dziwić się, że Maciek Froński (ur. 1973), „z zawodu prawnik – jak informuje notka – pięć razy wylany z pracy” za motto swojej książki wziął słowa Giovanbattisty Mariniego: „Rzeczą poety jest zadziwiać. / Kto nie umie zadziwiać, niech idzie do stajni!” Jeżeli o mnie chodzi – jestem dość zadziwiony. I bardzo chętnie bez szemrania uznam we Frońskim poetę z Bożej łaski, śpiewaka z rodu Villonów, trubadura równego Prowansalczykom i przede wszystkim niestrudzonego wierszokletę i komentatora własnych i świata przygód, który z humorem, inteligencją, drwiną na końcu języka i powagą w sercu zabawia siebie i nas składając wersy i rymy. Od czasu do czasu dobrze jest spotkać taką książkę. Nie można stale przyjmować wszystkiego na serio. Potrzebni są tacy autorzy, dla których balon powagi to cel idealny, szukany i wymarzony. Maciek Froński jest takim autorem. Jego Hamlet mógłby jak Szekspirowski pierwowzór w depresji zastygnąć z czaszką w ręce niczym katatonik, lecz woli stwierdzić: „Siedzę w domu, pierdzę w fotel, / Śledź w żołądku się odzywa, / Jedno, na co mam ochotę, / To se wypić szklankę piwa. / Być czy nie być – ciężka sprawa, / Bardzo ciężka, lecz szczęśliwie / Problem znika – rzecz ciekawa – / Gdy się go utopi w piwie.” Jego Laura, choć nie mniej w sumie głupio romantyczna niż ta sprzed dwustu lat, na czekającego Filona potrafi machnąć ręką, gdyż: „Aaa... niech se czeka! Kocha – poczeka. / Lepiej zagłębię się w chaszcze, / aby zobaczyć, choćby z daleka, / co tam za lasem tak klaszcze.” Jego Marek Jurek – w stylu innym od tego z obrad sejmowych – potrafi jęknąć „Cichym Głosem”: „Niech was przestrzeże moja Dola: / Dobry Katolik, prawy Polak, / Żuć winien jeno Boże Dary. / O, Hare Kryszna, Hare, Hare!” Ale humor, żart, dowcip, kpina, błazenada – to tylko jedna strona tych wierszy. Po drugiej jest Maciek Froński, który pisze o ludziach głupich, bo zanurzonych w sprawy nieistotne; o poważnych, życiowych problemach, które choć tamowane śmiechem, poważnymi być nie przestają; o swoim stosunku do Boga, którego prosi: „Przyjmij więc Swego sługi pisanie, / O Panie!”. W zasadzie więc: jest w tej poezji więcej, niż się wydaje. To lubię i to pochwalam.
Maciek Froński, „Rozpoznanie bojem”, Mamiko, Nowa Ruda 2006.
Maciek Froński, „Rozpoznanie bojem”, Mamiko, Nowa Ruda 2006.
Maciek Froński
fot. Zuzia Frońska
fot. Zuzia Frońska
Rozpoznanie bojem
Poezja spokoju moralnego
Iwan Bunin. Wciąż smutno wierzę w swoje szczęście...
Efekt zimnej wody
Michel Houellebecq: Niepogodzony. Antologia osobista 1991-2013
Michel Houellebecq: "Niepogodzony. Antologia osobista 1991-2013", WAB, Warszawa 2021 (wspólnie z Szymonem Żuchowskim)
Robert Frost: "Ogień i lód", Afront nr 3(12)/2020
Robert Frost: "Ogień i lód", Afront nr 3(12)/2020