Siedzimy, rodzinnie, na wsi, w ogrodzie Ojca. Jest środek lata. Słońce praży, wiatr nie wieje, deszcz nie pada. Asia, która jest zgrabną nastolatką i córką mojej kuzynki, w tej chwili zaledwie w stroju kąpielowym, spryskuje się wodą z plastikowej butelki z równie plastikowym spryskiwaczem, powtarzając jak mantrę słowa: teraz jestem wilgotna i jest mi dobrze, chcesz, wujku, to cię trochę opryskam, albo nie, ty mi to zrobisz lepiej. Dziękuję, odmawiam, uciekam do innej rozmowy.
A rozmawiamy o rzeczach błahych, na przykład o hodowli warzyw i wyższości spryskiwaczy niemieckich nad spryskiwaczami polskimi. Mąż siostry mojego Ojca, który od piętnastu lat mieszka w Niemczech, twierdzi, że jego niemiecki sąsiad wyhodował takiego ogórka, z którego wyszedł tak wielki robak, że zjadł psa innego jego niemieckiego sąsiada. Ojciec w żartach lecz systematycznie nagabuje Babkę, żeby, do tego ogórka, kupiła zięciom butelkę wódki, co Edward, mąż drugiej siostry, konstatuje, że Babka nie może zawsze, wszędzie i wszystkim postawić. Zwłaszcza przy dzieciach. Zwłaszcza przy dzieciach! Przy pożegnaniu Asia raz jeszcze zwraca się do mnie w słowach: teraz już jestem sucha, możesz mnie, wujku, przytulić. Wodzę oczami dokoła, szukam pomocy, lecz wszyscy zamilkli, myślami będąc przy wielkim ogórze, robaku i psie oraz niemieckich sąsiadach Andrzeja. Być może także przy butelce zmrożonej wódki.
Zmęczony wracam z Agnieszką do domu rodziców, gdzie myślę: Czystość, Prawda i Piękno, a czuję, że rzeczy są brudne. Agnieszka namawia mnie, żebym wziął prysznic, dokładnie się umył, zwłaszcza sam-wiem-gdzie. Tu masz pidżamę – mówi. Brudną bieliznę włóż do woreczka.
fot. A.Lekszycka