Karol Maliszewski
Dziennik
Listopad 2009
2009-11-23 19:21
Nie da się żyć zbyt intensywnie. Na każdym kroku jakiś gips zakleja usta i stawiają cię pod murem nieistotnej wymiany zdań. Pozostaje przyglądanie się własnej śmierci rozciągniętej w czasie, rozdrabnianie się. Prawdopodobnie gdzieś jest łatwiej. Pożegnania nie są bolesne, a rozstania mają charakter towarzyskiej gry. I nikt nie płacze w poduszkę, nie cierpi, zrywając się w nocy w poczuciu nadchodzącej zagłady. Ucywilizowano tam wszystkie targające uczucia. Jest takie miejsce. Widziałem na filmie. Tytułu nie pamiętam, bo zasnąłem w połowie. Takie filmy dają po północy i zazwyczaj zasypia się przy nich. Człowiek jest przy nich bezbronny jak dziecko. A prawdziwe dziecko nawet nie wie, jakie życie toczy się w nocy. I jak wyzwala się ta cała bezbronność. Przyjacielu, do bezbronności się dorasta. Prawdopodobnie gdzieś rozdrabnianie ma sens, przyozdabia się je pozorami sensu, a odpowiednie instytucje otaczają rozdrabnianie opieką. W naszym rejonie młodzież garnie się do kół, sekcji i klubów pracujących nad sensem, stąd ilość samobójstw jest mniejsza niż gdzie indziej. Szczególnym sentymentem darzę „Lewiatana”, ciągle istniejący klub kulturystyczny przy gminnym ośrodku kultury. To tam poznałem smak zakazanego owocu, zapach drukarskiej farby buchającej z antypaństwowej ulotki. Tam się zaczęła moja przygoda z wolnomyślicielstwem i czym prędzej od formowania masy mięśniowej przeszedłem do szybkiego dojrzewania duchowego. Nawet nie wiedziałem, że zasadza się ono na oporze i nienawiści. O wiele szybciej dojrzewa się w konflikcie, w starciu. Gdy się ma na pieńku z jakimś zespołem wartości, gdy się walczy w pojedynkę z całym światem, uruchamiają się w człowieku niespodziewane moce. To w ich świetle widzi się jak na dłoni poruszające ludźmi sznurki, a dojrzewanie jest przejściem z pozycji bezwładnej lalki do świadomego swej funkcji lalkarza.
2009-11-04 14:47
A ja samotnie w kącie pracowni, a właściwe warsztatu, bo tak się tu mówiło. „Pracownia” istniała tylko na szyldzie; więc w kącie warsztatu, znów nie trafiwszy jak należy, po raz dziesiąty usiłowałem dopasować rozsypane elementy manekina. Stary był, poniemiecki, skomplikowany. Potem nastał czas prostszych form, na razie trzeba było się męczyć. Męczyć się dla samej sztuki męczenia się z oporem form, ale i po to, żeby od ojca nie dostać. W końcu manekin należał do niego, był częścią składową warsztatu (ojciec mówił „warstatu”), służył do wyraźnie określonego celu. To, co ja z nim wyczyniałem, zdecydowanie przekraczało ramy wyznaczane przez instrukcje obsługi. Był mi jedynym towarzyszem zabaw w te długie, zimowe wieczory, uniwersalną kukłą do podręcznych wcieleń, gęba mu się nie zamykała od wymyślanych przeze mnie historii. Często tym momentalnym spektaklom towarzyszyło rozkręcanie i drewniane elementy nie mogły się dogadać z gąbczastymi. A w nieistniejące usta manekina można było włożyć różne herezje, wystarczyło tylko na chwilę zdjąć z niego palto czy marynarkę, nad którą ojciec właśnie pracował. Być może przypomnę sobie coś więcej z tych pionierskich czasów, ale w tej chwili odnoszę wrażenie, że jedyny tekst, jaki ocalał, to ten, wstyd się przyznać, przaśny kawałek „nie wierzę w ojca, matkę, coś mnie wysrało innego, jestem odchodem wszechświata”. I nie pamiętam, kim był wypowiadający te słowa manekin, jaką rolę wtedy odgrywał. To chyba było wtedy, gdy strasznie płakałem, oglądając „Dzwonnika z Notre Dame” i zdaje się, że odgrywało się wtedy sceny z tego filmu. Na długie tygodnie stałem się odrzuconym prze zły świat garbusem. Kuśtykałem, idąc przez podwórko, warczałem jak dzikie zwierzę, tylko piany z ust nie potrafiłem jeszcze toczyć. Utożsamiłem się całkowicie. Po jakimś czasie przerzuciłem ten ciężar na manekin.
Karol Maliszewski
fot. Milena Maliszewska
fot. Milena Maliszewska
Powieść "Manekiny" odrzucona przez Wydawnictwo Literackie zainteresowała Wydawnictwo Prószyński Media. Ukazała się 9 lutego 2012.
Tomik "Ody odbite" znalazł wydawcę: Tajne Komplety, Wrocław,
marzec 2012 r.
Nowa proza wędrując po świecie, wreszcie znalazła przytulisko: "Przemyśl-Szczecin", Tajne Komplety, Wrocław, końcówka 2013
Tomik "Ody odbite" znalazł wydawcę: Tajne Komplety, Wrocław,
marzec 2012 r.
Nowa proza wędrując po świecie, wreszcie znalazła przytulisko: "Przemyśl-Szczecin", Tajne Komplety, Wrocław, końcówka 2013