Karol Maliszewski
Dziennik
Styczeń 2006
2006-01-15 09:16
Pocałunek zakochanych w sobie nauczycieli wywołał burzę obyczajową w środowisku małego miasteczka. Tytułu już nie pamiętam. Ale tak było w tej książce. Pocałunek na przerwie. I najgorsze było to, że uczniowie widzieli. Dziewczynki nawet biły brawo. Ten zaskakujący gest potraktowano więc jako obrazę moralności. Wulgaryzmy jednego z nauczycieli, nałóg alkoholowy drugiego nigdy większego poruszenia nie wywołały. Mieściły się w normie, w zespole norm przyjętych przez tę małą społeczność. Miłość natomiast się nie mieściła. Była poza prawem. Rzeczywiście w miłości jest coś barbarzyńskiego, niepoprawnego, pozasystemowego. A przecież każdemu się zdarza. Poprawka: może się zdarzyć. Świetna książka. Napisało ją życie. Szkoda, że nie spodobała się pozostałym jurorom. Powinna być natychmiast wydana. Powinna leczyć nasze dusze. Aż nie chce mi się wierzyć w wiek autora. Jakoś za młody, jak na mądrość tego, co napisał. No, ale stało czarno na białym, gdy otworzyliśmy koperty: 27 lat. Godło: Kajtuś Czarodziej. Tyle szczegółów zapamiętałem, a tytuł przepadł w mrokach niepamięci. O tym wszystkim myślałem, nosząc wiadrami węgiel, wsypując go w ciemną czeluść komórki. Przypominały mi się różne książki, rożne fabuły. I pojawiło się wspomnienie operatora kamery z Wrocławia, który ustawiając mnie do nagrania, pytał, czy dalej noszę węgiel, czy dalej palę w piecu. W tej chwili już nie – pomyślałem, ale nic nie powiedziałem. Zacząłem na dany znak mówić o prozie Bohdana Zadury. Gdy noszę węgiel, robię drewno, wykonuję mechanicznie różne prace fizyczne, myślę o tym, co napiszę. Wtedy właśnie przychodzą do głowy rozmaite pomysły. Gdy myję naczynia, sprzątam. Ale to chyba każdy tak ma. Kontrast między szybowaniem myśli w obłokach, a wykonywaniem trywialnych czynności. Jak to jedno drugiego się trzyma, jak się wzajemnie potrzebuje. I noszę ten węgiel i noszę, a tu nagle coś dźwięczy. Telefon. Trochę się rozładował na mrozie, ale jeszcze miauczy. Po wysłuchaniu cierpliwie drepczę dalej. Zaliczam dwa upadki. W końcu mam tego dość i popiołem posypuję ścieżkę. Od razu ulga dla nóg. Ze spokojem można kroczyć dalej i patrzeć w przyszłość. W stronę komórki. Wystarczy tego węgla czy znowu zabraknie? Gdy jedną w końcu załadowałem, druga się całkiem na mrozie rozładowała. Mróz weryfikuje wszystko. Okazuje się, że poniżej 20 stopni nawet najsubtelniejsza kultura musi spuścić z tonu. Ludzie opatulają się, ładują do pieca cokolwiek, choćby oponę, i nikt nie myśli o wierszach, malowaniu obrazów, komponowaniu symfonii, wszystkim jest obojętne, czy oglądany film (jeśli oczywiście jest prąd) ma jakiekolwiek walory artystyczne. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a w to siedzenie musi być najpierw ciepło, żeby mogło być wzniośle. Patrzę na to moje miasteczko w okowach trzaskającego mrozu i wzdycham: - Ej, i jak tu nie wierzyć Marksowi?
Karol Maliszewski
fot. Milena Maliszewska




Powieść "Manekiny" odrzucona przez Wydawnictwo Literackie zainteresowała Wydawnictwo Prószyński Media. Ukazała się 9 lutego 2012.

Tomik "Ody odbite" znalazł wydawcę: Tajne Komplety, Wrocław,
marzec 2012 r.

Nowa proza wędrując po świecie, wreszcie znalazła przytulisko: "Przemyśl-Szczecin", Tajne Komplety, Wrocław, końcówka 2013


Rok w drodze
http://poezja-pols...

Inwazja i inne wiersze
http://poezja-pols...


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie