Marcin Hamkało
Ur. 1971 we Wrocławiu. Autor tomów wierszy: "limes" (Pomona, Wrocław 1996), "weiter weiter" (SPP, Wrocław 1999) oraz "nagrałem mu się" (FA-art, Bytom 2005), twórca i redaktor naczelny zawieszonego od 2004 roku serwisu tin.pl, były redaktor miesięczników "Odra" i "Orda". Autor przygotowywanej do wydania pracy "Ostatni poeci dwudziestego wieku" (o debiutantach lat 90.) oraz monografii w rozmowach "Od nietoperza do scata" (Wrocław 2005). Były felietonista filmowy "Odry" i literacki Polskiego Radia Wrocław, szef działu kultury zlikwidowanego tygodnika "Piątek". Aktualnie pracuje jako name designer w międzynarodowej agencji brandingowej, kieruje działem kreacji agencji reklamowej, wykłada na uczelniach ekonomicznych, redaguje książki prozatorskie dla Wydawnictwa Czarne (ostatnio np.: Ignacy Karpowicz "Niehalo", Michał Sufin "Warszawskie wersety", Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Dom Róży", Anna Kamieniecka "Dziewczyna z Buenos") i pisze recenzje książkowe.
Mąż Agnieszki, tata Miłosza. Mieszka pod Wrocławiem.
do not cover (grabarzu)
No właśnie, wybieraj: capstrzyk lub zastrzyk lub szadź wszędzie
a kiedy wybierzesz, to nie dawaj znaku (chyba że źle będzie)
a więc jednak wiosna, jak gryps na pisance, ale ty jeszcze powiek
sobie nie zamykaj, najpierw wiosnę opuszkami opukaj, niech suka opowie
jak jej było dawniej, na poprzednim miejscu, i za wcześnie się nie
podniecaj, bo i tak cię czeka, że tak powiem, zaskoczenie
błyskiem flesza w tunelu, rimejkiem powrotu nad ranem, słonym snem
albo ilością miłości w przegubach czy choćby przekrwionym niusem
ciemności lub tym, że tak można długo, no i że tak śmierdzi
w tej poczekalni. Przyjdą po nas dupki, nie anioły śmierci.
a kiedy wybierzesz, to nie dawaj znaku (chyba że źle będzie)
a więc jednak wiosna, jak gryps na pisance, ale ty jeszcze powiek
sobie nie zamykaj, najpierw wiosnę opuszkami opukaj, niech suka opowie
jak jej było dawniej, na poprzednim miejscu, i za wcześnie się nie
podniecaj, bo i tak cię czeka, że tak powiem, zaskoczenie
błyskiem flesza w tunelu, rimejkiem powrotu nad ranem, słonym snem
albo ilością miłości w przegubach czy choćby przekrwionym niusem
ciemności lub tym, że tak można długo, no i że tak śmierdzi
w tej poczekalni. Przyjdą po nas dupki, nie anioły śmierci.