Marzanna B. Kielar
Brzeg
już od tamtej strony nie odgradza nas nic,
nawet mgły nad Bałtykiem i zimową plażą
które zniosły granice między żywiołami, rano, i dymią teraz
wysoko. Ani te stare łodzie wciągnięte na piach, ni lodowaty,
gorący
altostratus wody. Może jedynie
światło, poskręcane w oblodzone węzły, w linach
na promie – nim się wycofa i zmieni w ciężki gąszcz
w głębi chmur, intruzyjne złogi;
ścinki blasku u wyjścia z zatoki, rozlewający się
samozapalny płyn... Kwilą ptaki niesione przez powietrzną falę,
szkli się stoliwo nabrzeża i pas kamieni, skorup
trawionych przez sól – jeszcze, przez mgnienie,
światło
wymieszane z bryzgami przyboju. W nierównym wietrze
jego spłoszony dotyk; płożą się jałowce
obrane z igieł: rafa, wykruszona
rozmywana przez wydmy
[z tomu: "Materia prima" 1999]
♦ Ona
♦ Lakes