Adam Wiedemann
Śpiwory
Mistrzyni, świnio, nieskomplikowana
Powierzchnio, cudzie na użytek szczeniąt!
Ledwie ogrzany, szczekam. Psem będąc, wyglądam
Na znawcę psich zwyczajów, konesera psiego
Zapachu, zjadacza psich gówien. Pansemioza
Uśpionych brzuchów, zdjętych butów. Teraz
Otwierają się wrota ciemnych niebios-chlewów,
Teraz leżący na plecach zaczynają chrapać.
Długo w noc, długimi pazurami targam chaszcze
Wyrastające z moich tobą przeoranych źrenic.
Aż tu nagle przez okna przestwór niedomyty
Zagląda łysy księżyc z twarzą troglodyty
(Wzmianka o psie uruchamia szereg skojarzeń, które
Drogą redukcji ujęć pochodnych doprowadzają
Do tekstu-wzorca. W tym przypadku zdycham
Wniebowzięty, na kupie gnoju. Czy jednak
Sam fakt rozpoznania zaświadcza o jego
Słuszności? I kto właściwie jest rozpoznawany?
I czy nie jest tak, że się zawsze rozpoznaje
Kogoś w kimś innym? W byle kim? Byle kogo?),
Czym prędzej więc odkładam znojne papierzyska
I cukierki garściami rzucam mu do pyska.
1997
♦ Wrzaski
♦ Kochanie
♦ Ballada
Adam Wiedemann
fot. Zbigniew Bielawka
fot. Zbigniew Bielawka