Marek K. E. Baczewski
Ahab (opowiadanie)

Od pewnego czasu staram się do każdego koszmaru zabierać ze sobą rewolwer. Kiepsko sypiam, nawet bardzo kiepsko, niech mnie przynajmniej byle co nie straszy. Możecie mi wierzyć albo nie wierzyć, ale są sny, w których broń palna okazuje się jedyną pomocą. Co płochliwsze zjawy pierzchają na sam widok masywnego żelastwa. Nawet najstraszniejsze potwory znikają, gdy wypalę im między oczy. To zabawne: widzieć, jak uciekają pryskając na wszystkie strony zgniłozieloną krwią. Czy dałbym głowę, że to tylko sen? Ależ nie – każdy z nas jest kapitanem Ahabem. Ścigamy demony.
Do czasów Melville'a nie mówiło się, że Ahab żeglował po morzu. Uśmialibyście się, gdybyście zobaczyli jego licencję kapitańską. Stoi tam jak byk: „Ahab, kapitan żeglugi lądowej".
 Tren
Marek K. E. Baczewski
fot.


5 poematów; Wydawnnictwo FA-art, 2006






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie