Marek K. E. Baczewski
Pustość
Nie zatrzymywany wschodami słońca.
Czesław Miłosz
Na jadowicie oranżowe niebo
wtacza się ociężała bila słońca.
Czekam na znak - wgięcie w karoserii horyzontu,
na koniuszek kija, dwa palce złożone w podpórkę,
platynowy sygnet z hebrajską inskrypcją.
Przebyłem wszystkie wrzące nieba
opisanych w literaturze przedmiotu perwersji.
Teraz jestem pusty, ślepy na eius mirabilibus,
rozszerza się moja zwięzłość.
Cóż więcej mógłbym dostać, zważywszy
na niejasny język i zawiłość kwerendy?
Zwątpił (Miłosz, op. cit.). Kucam poniżej,
poszerzony o ten kontekst.
Zwracam się w swoją stronę,
odchodzę do siebie.
Nie kończy się pisanie (Nabokov). Wydobyty
z przedmiotów wracam stopniowo i rześko.
Wychodząc z krzewów strzepuję trzy ostatnie krople
zgody na ten świat bez czytelnego komentarza.
Dom, w którym upadłem.
Schody, na których się stoczyłem.
Łóżko, na którym uległem.
Jestem pusty. Albo po prostu: "pusty". Bez jestem.
Czesław Miłosz
Na jadowicie oranżowe niebo
wtacza się ociężała bila słońca.
Czekam na znak - wgięcie w karoserii horyzontu,
na koniuszek kija, dwa palce złożone w podpórkę,
platynowy sygnet z hebrajską inskrypcją.
Przebyłem wszystkie wrzące nieba
opisanych w literaturze przedmiotu perwersji.
Teraz jestem pusty, ślepy na eius mirabilibus,
rozszerza się moja zwięzłość.
Cóż więcej mógłbym dostać, zważywszy
na niejasny język i zawiłość kwerendy?
Zwątpił (Miłosz, op. cit.). Kucam poniżej,
poszerzony o ten kontekst.
Zwracam się w swoją stronę,
odchodzę do siebie.
Nie kończy się pisanie (Nabokov). Wydobyty
z przedmiotów wracam stopniowo i rześko.
Wychodząc z krzewów strzepuję trzy ostatnie krople
zgody na ten świat bez czytelnego komentarza.
Dom, w którym upadłem.
Schody, na których się stoczyłem.
Łóżko, na którym uległem.
Jestem pusty. Albo po prostu: "pusty". Bez jestem.
♦ Tren
Marek K. E. Baczewski
fot.
fot.
5 poematów; Wydawnnictwo FA-art, 2006